Zostało tak nie wiele drogi do przebycia, że zaczynałam zadręczać siebie myślami, a wątpliwości praktycznie wcale mi nie ustępowały. Według tego, co napisała Malines, powinniśmy dojść do wioski za jakąś godzinę, ale nie byłam pewna co do precyzyjności jej słów i w ogóle całej tej eskapady.
- Słyszycie?
Zaczęłam nasłuchiwać, kiedy Roxy zwróciła uwagę na coś, co wydawało jej się podejrzane. Na początku była głucha cisza, ale po chwili do moich uszu dostał się krzyk, ledwie słyszalny, jakby z bardzo daleka i w jednej chwili moje ciało zamarło. Alfa i jego psy? A może strzygi?
W głowie już pojawiały mi się obrazy wszystkich możliwych, niebezpiecznych stworzeń, które żyły w cieniu naszego świata i tylko czekały, żeby zrobić komuś jakąś krzywdę, albo wypruć ich flaki, albo wydłubać oczy... opcji było wiele.
- Chyba ktoś woła o pomoc. - Dodała blondynka po chwili, a na jej twarzy pojawiło się przerażenie.
Gdyby to ode mnie zależało, to spieprzałabym gdzie pieprz rośnie i nawet nie obejrzała, ale głosowała większość, więc zerknęłam w stronę męskiej części ekipy pytająco i odpowiedź była jednomyślna.
- Trzeba to sprawdzić. - Oznajmił Avila i ruszył w stronę, z której dobiegał nas krzyk.
- A co jeśli... - Zaczęłam, ale przerwał mi natychmiastowo.
- A co jeśli oni też uciekają? Poza tym wydaję mi się, że to same kobiety. - Wzruszył ramionami jakby przepraszająco i dodał. - Wilkołaki mają lepszy słuch. - Idźcie same, my do was dołączymy.
Zatrzymał się jednak na chwilę i zaczął szperać w plecaku. Wyciągnął pistolet, na co moje ciało przeszły dreszcze. Przed oczami miałam scenę, kiedy zamordowałam Shawa.
- Weź to w razie czego. - Wcisnął broń w moje ręce i posłał w moją stronę przepraszające spojrzenie. Wiedział, że to najgorszy możliwy scenariusz i był gotowy. Schowałam broń do plecaka, choć wolałam być od broni, jak najdalej się da, bo sama myśl, że w moim plecaku spoczywa pistolet, doprowadzała mnie do ataku paniki.
Spojrzałam na blondynkę, która równie mocno, jak ja nie lubiła tego pomysłu. Co, jeśli to zasadzka na nas i oni nie wrócą? Mimo wszystko nie miałam zamiaru, błagać ich by zostali, to duzi i uzbrojeni chłopcy, więc jakoś dadzą sobie radę. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam podróż, choć miałam ochotę schować się na drzewo i z niego nie schodzić. Roxy posłusznie ruszyła ze mną i w pewnym momencie obie ściskałyśmy swoje dłonie, bałyśmy się i to była nasza cicha forma dodania otuchy.
Po przejściu sporej części lasu dobiegł nas krzyk i warczenie, co sprawiło, że obie zamarłyśmy. Moje serce biło tak szybko, jakby na akord, aż krew szumiała mi w głowie, tak głośno, że po chwili miałam wrażenie, iż ogłuchłam. Spojrzałam na moją przyjaciółkę i zastanawiałam się co robić, ale obie byłyśmy jak zaczarowane, moje kończyny nie chciały się poruszyć, tak samo wyglądało to u Roxy.
- Roxy, Winter!
Na dźwięk głosu Giovanniego odetchnęłam głębiej, jednak to, co zobaczyłam, przekroczyło moje wyobrażenia. Mag i Liam podtrzymywali dwie młode dziewczyny, które były na skraju omdlenia. Kiedy im się bliżej przyjrzałam, dostrzegłam świeże znaki po naznaczeniu i to jak bardzo są wykończone. Obie szatynki, naprawdę ładne i młode — jedna miała przepiękne, gęste i ciemne rzęsy co sprawiało, że bardzo chciałam zobaczyć jej kolor oczu, ale powieki miała już zamknięte. Druga natomiast trzymała się dużo lepiej, a jej kocie oczy idealnie komponowały się z małym nosem i ustami w kształcie serca.
- Bierzcie je. Mamy przemienionych na ogonie. - Oznajmił Liam i dosłownie rzucił młodą szatynką we mnie i dosłownie w ostatniej chwili udało mi się ją złapać.
Jeszcze. Kurwa. Tego. Nam. Brakowało!
Przemienieni to wilkołaki, które jakimś cudem zmieniają się przez ugryzienie czystej krwi wilkołaka, ale nigdy nie mogą wrócić do swojej ludzkiej postaci. Są niebezpieczni, dzicy i nie mają ograniczeń. Nie myślą nawet jak ludzie, nimi kieruję żądza, która każe im jeść, zabijać i kopulować i dlatego kobiety — znowu — są najłatwiejszym celem, ale też i najczęściej giną. Przemienieni nie kontrolują zbyt dobrze swoich ciał, siły i w akcie desperacji i próby zmiany kobiety, często je zabijają.
Starałam się iść jak najszybciej, ale podtrzymywanie dziewczyny było zbyt wyczerpujące, więc w końcu runęłam z nią na ziemie, to znaczy ona na mnie. Zepchnęłam dziewczynę z siebie, bo odgłosy walki i warczenia były bardzo głośne, więc jedyne co mi pozostało, to przygotowanie się na wszystko, co mogło nastąpić. Cholernie się bałam, ale już nie chodziło o mnie, bo po chwili dojrzałam wielkiego przemienionego. Nie wyglądał jak typowy wilkołak, jego kończyny były nienaturalnie wydłużone i potrafił chodzić na samych tylnych łapach. Pysk też sporo się różnił, był dłuższy, a zęby wystawały z psyka.
- Winter... - Roxy wyszeptała moje imię przerażona, kiedy przemieniony zmierzał w jej stronę i powarkiwał ostrzegawczo, kiedy próbowała się cofać, z nieprzytomną już szatynką.
Wszystko działo się tak szybko, że przez chwilę myślałam, że sama to wymyśliłam. Wyciągnęłam w pośpiechu pistolet i zaczęłam celować w potwora, drżącymi rękoma. Krzyczałam też w jego stronę, a ten rzucił się na mnie, strzeliłam, ale kula go nie trafiła. Jego łapa z wielkimi pazurami dosięgła mojego ramienia, na co krzyknęłam głośno, a później zostałam rzucona o drzewo za plecami.
Zemdlałam. Przez chwilę była tylko ciemność, a kiedy się ocknęłam wilkołak, trzymał w szczelnym uścisku blondynkę. Złapałam za broń, którą upuściłam i wystrzeliłam jeszcze raz, trafiając zwierzę w ramię. Przemieniony zawył głośno z bólu i zaczął kierować się znowu w moim kierunku, stąpał głośno, a z jego gardła wydobywał się wściekły okrzyk i chęć mordu. Kiedy był już przy mnie, wystrzeliłam ponownie, a zwierzę powaliło mnie swoim cielskiem na ziemie. Chwilę po postrzale jeszcze się wiercił, aż w końcu poczułam, jak jego ciało się zmienia, słyszałam trzask łamanych kości i zanim wydobył ostatnie tchnienie, usłyszałam ciche ''dziękuje''.
Roxy pomogła mi się wydostać spod ciała, teraz już mężczyzny i przytuliła mnie mocno. Ona bardziej niż ja potrzebowała się uspokoić, więc pozwoliłam jej na to, mimo bólu, który odczuwałam. Kiedy uwolniłam się od Roxy, zobaczyłam w jak złym stanie, było moje ramię, poszarpane, gdzie niegadzie zwisała skóra i cała we krwi, nie tylko mojej, bo i przemienionego.
- Winter? - Znałam ten głos bardzo dobrze, ale ciężko mi było spojrzeć w kierunku właściciela, bo miałam tyle złych emocji nagromadzonych w sobie, że mogłabym go zabić. - Winter. - Jeszcze raz ten ciepły głos, którego nie słyszałam od lat, nie patrzyłam mu w oczy tylko na jego buty. - Trzeba to opatrzyć. - Dodał i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Jego błękitne oczy wpatrywały się we mnie z troską, a kiedy dotknął mnie, odepchnęłam go.
- Nie dotykaj mnie! - Wysyczałam wściekle i gwałtownie odsunęłam się od niego, odpychając jego dłoń.
Kyle Perez był wysokim, wysportowanym, miłym i do tego wszystkiego inteligentnym mężczyzną - pamiętałam go bardzo dobrze. Miałam z czternaście lat, kiedy pojawił się u nas w domu, mama powiedziała mi, że to syn jej znajomej i przeprowadził się do nas, bo ma blisko do nowej pracy. Oczywiście nie było to prawdą, jak wywnioskowałam z tego, co się później stało. Był dziesięć lat starszy ode mnie i miał zaskakująco dużo sekretów z moją matką. Wtedy nie rozumiałam, o co chodziło z tym całym "Juliusem'', o którym mówili, ale teraz byłam pewna, że chodziło o mojego ojca, nawet bardziej niż pewna, bo co by robił tak blisko wioski?
- Roxy? - Zapytałam po chwili kiedy zobaczyłam, jak klęczy nad oznaczoną szatynką i szarpię ją za ramiona.
- Jest źle Winter. - Oznajmiła przerażona. - Nie ma z nią kontaktu. - Dodała po chwili i zaszlochała cicho.
Podbiegłam do dziewczyn, ale nie wiedziałam co robić. Trzymały się na ostatkach sił, a ja panikowałam, nie chciałam, by kolejne kobiety traciły życie przez oznaczenie. Ta śmierć była zbyt okrutna, zbyt bezosobowa.
- Winter! Roxy! - Nawoływania chłopaków powstrzymały mnie przed wybuchnięciem głośnym szlochem. Ja nie miałam pojęcia co robić, ale może ktoś z nich im pomoże, może jednak przeżyją...*********
Czekam na wasze komentarze i gwiazdki :D
Ale najbardziej czekam na wasze teorie spiskowe co do Kyle'a Perez'a i ojca Winter :)
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...