- Dziękuję, że pozwoliłeś mi dzisiaj... zaśpiewać... choć nie wiem, czy można było to nazwać śpiewem.
- Wyszło ci to naprawdę ekstra, Marinette. Uwierz mi. Nawet moja mama przyznała to bez wahania. Kto jak kto, ale ona ma doskonałe ucho i umie docenić wokal. Gdyby nie zawirowania w życiu, wciąż pewnie śpiewałaby razem z Jaggedem Stonem.
- Co? Twoja mama zna Jaggeda?!
- Oczywiście - musiał przyznać, że w jakiś sposób dzielenie się tą informacją połechtało jego ego. - Współpracowali kiedyś nad jedną płytą... ale to dawne dzieje. Noooo i Jagged postarał się o to, żeby imię mojej mamy nie znalazło się w żadnej publicznej wiadomości.
- I co ona na to?
Luka wzruszył ramionami.
- Show-biznes rządzi się swoimi prawami, a ja nie lubię rozdrapywać starych ran - uśmiechnął się. - Porozmawiajmy lepiej o tobie.
- O mnie?
- Mhm.
Spodziewała się, że zada jakieś pytanie, ale on tylko poprzestał na tym swoim zawadiackim "mhm". Nie wiedziała czego się może spodziewać, ale stres, który poczuła na dnie żołądka zwiastował same najgorsze scenariusze.
- Jak się czujesz?
Zapytał ją po dobrej minucie milczenia, i to z takim spokojem w głosie, że nieomal przewróciła się w doznanym szoku. Stres, który ciasnym supłem zawiązał się na jej żołądku, rozluźnił się nagle, a z jej gardła - wraz z kolejnym wydechem - wyfrunęła tona zbędnego balastu. Zaśmiała się do siebie samej pod nosem, skupiając na sobie uwagę chłopaka.
- Przepraszam, czy powiedziałem coś zabawnego? - zapytał z żywą ciekawością.
- Co... nie... nie, nie! Przepraszam, Luka!
Nie mogła przestać się śmiać. Posądzała go o same najgorsze rzeczy, że zapyta ją o życie Biedronki, albo, o zgrozo!, wróci tematem do lekko zapomnianej kwestii ich obopólnej miłości, a on... a on zapytał ją o samopoczucie!
Chłopak przystanął i wyciągnął w bok rękę, wskazując na ławeczkę, z której roztaczał się doskonały widok na Sekwanę.
- Chcesz może przysiąść?
- Myślisz, że tak źle ze mną?
- Nie możesz przestać się śmiać, więc rozsądniej byłoby to przeczekać - przyznał z troską. - Nie daj Boże zarazisz mnie tym śmiechem i padniemy gdzieś razem w ciemnym zaułku.
- No! To faktycznie niezbyt przyjemny scenariusz!
- Tak uważasz?
W jednej chwili przestała się śmiać. Kiedy uniosła głowę w górę, natrafiła na spokojne spojrzenie jego niebieskich oczu utkwionych prosto w jej twarzy.
- Przepraszam, źle to zabrzmiało - odchrząknęła, próbując się opamiętać. A więc jednak wrócili do tematu miłości szybciej niż bumerang.
- Nie musisz przepraszać, przecież masz prawo do własnego zdania. Nie chciałem naciskać na żaden temat, wiem, że jeśli będziesz gotowa, to przyjdziesz do mnie i mi o tym powiesz. Miałem zamiar po prostu miło się z tobą przespacerować, ale... cóż - wzruszył ramionami. - Stało się. Samo.
Marinette poczuła potężny rumieniec wstępujący na jej policzki; nie był on spowodowany nagłą zmianą tematu i zabarwieniem rozmowy odcieniem miłości, nie. Po prostu poczuła się żałośnie w obecności tego chłopaka, który wciąż i wciąż czekał na jej decyzję, a ona dalej, jak głupia, wpatrywała się w wycięte z gazet obrazki Adriena Agresta i liczyła, że blondyn zjawi się z dnia na dzień, by zawojować jej serce.
CZYTASZ
Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]
FanfictionJest to bezpośrednia kontynuacja Kryzysu Bohatera, ale każdy fan Miraculum powinien bez problemu się tutaj odnaleźć ;) --- Rzeczywistość bez Adriena była przytłaczająca. Po tym, gdy poznali już swoje wzajemne tożsamość i nawet zdążyli wyznać sobie m...