- Coś się stało, Marinette?
Ton jego głosu wprawił ją w poczucie winy. Nie dość, że był zdyszany, co sugerowało, że musiał do niej biec, to jeszcze jej jedyną wymówką był fakt, że ZNOWU widziała jakiegoś dziwacznego typka na dachu własnego domu. Nawet nie miała żadnego dowodu na to, że on naprawdę istniał. Równie dobrze mógł być jakimś przypadkowym kominiarzem, który przypadkowo zajrzał do jej okna. Drugi dzień z rzędu. A potem uciekał. I zeskakiwał z dachu prosto na ulicę.
Tak, Marinette.
To z pewnością było to.
- Ja... ja... chciałam się z tobą spotkać... tak po prostu...
Prosił ją o to, by mówiła mu o wszystkim. Ale jak by mogła? Kiedy wystukała do niego pierwszą wersję SMSa, poczuła się przeraźliwie źle ze samą sobą. W gruncie rzeczy brzmiała, jakby naprawdę ześwirowała, a nie daj Boże Luka naprawdę chciałby ją zaprowadzić na leczenie... i co wtedy?
- Widzę, że coś się dzieje. Opowiadaj.
Chwycił ją ostrożnie za ramię i poprowadził w stronę drewnianej ławeczki. No tak. Kogo ona chciała oszukać? Bo z pewnością nie Lukę. Jego nie dało się tak po prostu "oszukać".
- Ale... nie pomyślisz o mnie jak o jakimś wybryku natury? Bo ja... ja wiem, jak to będzie brzmiało...
- Marinette... teraz to naprawdę mnie przerażasz. Wiesz przecież, że masz we mnie wsparcie, cokolwiek by się nie działo!
Luka... jak zawsze miły i dobroczynny... za każdym razem dawał jej poczucie bezpieczeństwa; wiedziała, że może powiedzieć mu o wszystkim. A mimo to miała wewnętrzne opory, z którymi najpierw musiała się uporać.
- On... - przełknęła głośno ślinę. - On znowu u mnie był...
- TEN ktoś? - zapytał, żeby się upewnić.
- TEN ktoś - potwierdziła.
- Szlag by go... - zaklął, zaciskając pięść. - Marinette... nasza wizyta u Mistrza nie może dłużej czekać.
Spojrzała na niego i kiwnęła głową, zgadzając się.
***
Stanęli przed drzwiami obskurnej kamieniczki. Wciąż nie mogli się nadziwić, że Mistrz Fu zdołał urządzić wnętrze z takim smakiem i wyrafinowaniem. Te dwa światy stanowiły swoje zupełne przeciwieństwo.
- Jesteś gotowa?
Nie odpowiedziała, jedynie przyłożyła dłoń do drzwi i naparła na nie, a te po chwili uchyliły się z głuchym skrzypieniem. Pamiętała, kiedy wchodziła tu ostatnim razem. Po karku znowu przebiegł jej zimny dreszcz. Bała się, że w środku ponownie zastanie Łowcę - co oczywiście było tylko paradoksalną obawą, wytworem jej chorych wspomnień. Łowca przestał istnieć. Unicestwił go sam Władca Ciem. Nie miała się więc czego obawiać, a jednak...
- Mam wejść pierwszy? - zagadnął ją, widząc, że przystanęła w progu.
- Nie, wszystko gra - odpowiedziała, robiąc krok do przodu.
Przedsionek pozostawał w swojej niezmienionej formie, a wszystkie elementy były ułożone zgodnie z przepływem energii qui. Nasłuchiwała, czy staruszek nie krzyknie w spazmatycznym bólu, ale w pomieszczeniach panowała kompletna cisza.
- Mistrzu Fu!
Kiedy Luka zawołał go po imieniu, Marinette aż podskoczyła w miejscu. Jakby chcąc zadośćuczynić za swój czyn, chłopak położył na jej ramieniu dłoń i delikatnie pogłaskał, próbując ją uspokoić.
CZYTASZ
Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]
FanficJest to bezpośrednia kontynuacja Kryzysu Bohatera, ale każdy fan Miraculum powinien bez problemu się tutaj odnaleźć ;) --- Rzeczywistość bez Adriena była przytłaczająca. Po tym, gdy poznali już swoje wzajemne tożsamość i nawet zdążyli wyznać sobie m...