- Adrien...! To jest... niesamowite...!
Zdawało się, że oboje frunęli ponad dachami, ciesząc się z wzajemnego towarzystwa; ona - w pięknej, czerwonej sukni, niesiona na ognistych skrzydła Feniksa. On zaś podążał za nią, próbując nie odstępować jej na krok. Spoglądał na nią i na radość wymalowaną szerokim uśmiechem na tej delikatnej twarzy.
Była taka drobna... niewinna... urocza. A jednak chłopak wciąż nie mógł cieszyć się w pełni z tego wieczora, bowiem jedna myśl uporczywie drążyła jego umysł na wylot, pozostawiając na języku posmak gorzkiej, przykrej nieświadomości: kiedy spotkali się kwadrans temu, Marinette wyglądała tak, jakby chciała z nim porozmawiać na jakiś ważny i mało przyjemny temat. Ale kiedy ubłagał ją o odroczenie tego w czasie, zmieniła się nie do poznania.
No, może źle to ujął.
Wróciła do swojej "normalnej" postaci. Szczęśliwej, wesołej, niemożliwej do zatrzymania.
- Pamiętaj, że nie jesteś Biedronką... mamy tylko pięć minut, zanim...
- Wiem!
Uśmiechnął się delikatnie do siebie.
Jak mógł być tak ślepy w przeszłości?
Przecież to nieważne w jakiej postaci występowała - zawsze była sobą. Odważną i zdeterminowaną. Biedronką i Marinette w tym samym czasie. A teraz jeszcze Feniksem. Nieważne jaką maskę ubrałaby na ich kolejne spotkanie... kochał ją za bycie właśnie sobą.
Przystanął na płaskim, poziomym dachu i oparł się ręką o ceglany komin.
Dziewczyna wylądowała po chwili obok niego, tuż przed tym, kiedy czas magii mirakulum dobiegł końca.
- Wzięłaś to, o co cię prosiłem?
Dziewczyna zanurzyła rękę w kieszeni i wyciągnęła stamtąd papierową torebkę z żelkami. Na szczęście kupiła ich nieco więcej, więc uszczknięta wcześniej przez Lukę część nie powinna stanowić problemu.
- Proszę, na zdrowie - powiedziała do Kwami, częstując je kwadratową żelką.
Podczas gdy Nooroo zjamował się konsumpcją, Adrien podszedł bliżej Marinette i uśmiechnął się szeroko. Widząc ten gest, musiała szczerze przyznać przed samą sobą - jego sine usta wyglądały dość makabrycznie.
- Dlaczego... - oboje zaczęli w jednej chwili, a potem zaśmiali się przepraszająco.
- Proszę, mów - mruknęła.
- Spokojnie, moje może poczekać - odpowiedział jej z pełną wyrozumiałością. - Dlaczego... co?
- Dlaczego miałeś się dzisiaj spóźnić?
Adrien przez moment milczał, układając w myślach odpowiednio komponujące się ze sobą słowa.
- Gabriel, mój ojciec, odkrył tajemnicę stojącą za moimi nagłymi zniknięciami.
- Och... - westchnęła zaskoczona. - Czy to znaczy...
- Że widzimy się ostatni raz? - wbiegł jej w słowo, spoglądając prosto w jej oczy. - Tak.
W jednej chwili poczuła przebiegający po jej kręgosłupie dreszcz, a powiew chłodnego wiatru rozwiał kosmyki jej grantowych włosów. Dziewczyna bez słowa uniosła rękę w górę i zagarnęła je sobie za ucho, kompletnie nie wiedząc, jak mogłaby się zachować w tej sytuacji. W jednej chwili cała radość wyparowała z jej ciała.
Widząc jej zagubienie, Adrien postanowił przejąć inicjatywę i kontynuować odpowiedź na pytanie.
- Nie chciałem ci tego mówić tak wcześnie, ale może to lepiej, że mamy już ten fakt za sobą. Po prostu... jeśli mógłbym cię o coś prosić... - zrobił pauzę; przez chwilę wyglądał tak, jakby miał się poddać, ale w sekundę zdołał przegonić swoją słabość. Spiął wszystkie mięśnie i wlał w swoje spojrzenie tyle determinacji, na ile mógł się teraz zdobyć. - ...chciałbym spędzić ten wieczór w pełni. Bez smutku. Zaczerpnąć z okazji pełną garścią. Tak, żeby niczego nie żałować, kiedy obudzę się jutro... przykuty do łóżka.
CZYTASZ
Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]
FanfictionJest to bezpośrednia kontynuacja Kryzysu Bohatera, ale każdy fan Miraculum powinien bez problemu się tutaj odnaleźć ;) --- Rzeczywistość bez Adriena była przytłaczająca. Po tym, gdy poznali już swoje wzajemne tożsamość i nawet zdążyli wyznać sobie m...