Rozdział 49: Żywot motyla

224 37 63
                                    

- Adrien...! To jest... niesamowite...!

Zdawało się, że oboje frunęli ponad dachami, ciesząc się z wzajemnego towarzystwa; ona - w pięknej, czerwonej sukni, niesiona na ognistych skrzydła Feniksa. On zaś podążał za nią, próbując nie odstępować jej na krok. Spoglądał na nią i na radość wymalowaną szerokim uśmiechem na tej delikatnej twarzy.

Była taka drobna... niewinna... urocza. A jednak chłopak wciąż nie mógł cieszyć się w pełni z tego wieczora, bowiem jedna myśl uporczywie drążyła jego umysł na wylot, pozostawiając na języku posmak gorzkiej, przykrej nieświadomości: kiedy spotkali się kwadrans temu, Marinette wyglądała tak, jakby chciała z nim porozmawiać na jakiś ważny i mało przyjemny temat. Ale kiedy ubłagał ją o odroczenie tego w czasie, zmieniła się nie do poznania. 

No, może źle to ujął. 

Wróciła do swojej "normalnej" postaci. Szczęśliwej, wesołej, niemożliwej do zatrzymania.

- Pamiętaj, że nie jesteś Biedronką... mamy tylko pięć minut, zanim...

- Wiem!

Uśmiechnął się delikatnie do siebie.

Jak mógł być tak ślepy w przeszłości?

Przecież to nieważne w jakiej postaci występowała - zawsze była sobą. Odważną i zdeterminowaną. Biedronką i Marinette w tym samym czasie. A teraz jeszcze Feniksem. Nieważne jaką maskę ubrałaby na ich kolejne spotkanie... kochał ją za bycie właśnie sobą.

Przystanął na płaskim, poziomym dachu i oparł się ręką o ceglany komin.

Dziewczyna wylądowała po chwili obok niego, tuż przed tym, kiedy czas magii mirakulum dobiegł końca.

- Wzięłaś to, o co cię prosiłem?

Dziewczyna zanurzyła rękę w kieszeni i wyciągnęła stamtąd papierową torebkę z żelkami. Na szczęście kupiła ich nieco więcej, więc uszczknięta wcześniej przez Lukę część nie powinna stanowić problemu.

- Proszę, na zdrowie - powiedziała do Kwami, częstując je kwadratową żelką.

Podczas gdy Nooroo zjamował się konsumpcją, Adrien podszedł bliżej Marinette i uśmiechnął się szeroko. Widząc ten gest, musiała szczerze przyznać przed samą sobą - jego sine usta wyglądały dość makabrycznie.

- Dlaczego... - oboje zaczęli w jednej chwili, a potem zaśmiali się przepraszająco.

- Proszę, mów - mruknęła.

- Spokojnie, moje może poczekać - odpowiedział jej z pełną wyrozumiałością. - Dlaczego... co?

- Dlaczego miałeś się dzisiaj spóźnić?

Adrien przez moment milczał, układając w myślach odpowiednio komponujące się ze sobą słowa.

- Gabriel, mój ojciec, odkrył tajemnicę stojącą za moimi nagłymi zniknięciami.

- Och... - westchnęła zaskoczona. - Czy to znaczy...

- Że widzimy się ostatni raz? - wbiegł jej w słowo, spoglądając prosto w jej oczy. - Tak.

W jednej chwili poczuła przebiegający po jej kręgosłupie dreszcz, a powiew chłodnego wiatru rozwiał kosmyki jej grantowych włosów. Dziewczyna bez słowa uniosła rękę w górę i zagarnęła je sobie za ucho, kompletnie nie wiedząc, jak mogłaby się zachować w tej sytuacji. W jednej chwili cała radość wyparowała z jej ciała.

Widząc jej zagubienie, Adrien postanowił przejąć inicjatywę i kontynuować odpowiedź na pytanie.

- Nie chciałem ci tego mówić tak wcześnie, ale może to lepiej, że mamy już ten fakt za sobą. Po prostu... jeśli mógłbym cię o coś prosić... - zrobił pauzę; przez chwilę wyglądał tak, jakby miał się poddać, ale w sekundę zdołał przegonić swoją słabość. Spiął wszystkie mięśnie i wlał w swoje spojrzenie tyle determinacji, na ile mógł się teraz zdobyć. - ...chciałbym spędzić ten wieczór w pełni. Bez smutku. Zaczerpnąć z okazji pełną garścią. Tak, żeby niczego nie żałować, kiedy obudzę się jutro... przykuty do łóżka.

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz