Rozdział 18: Kryzys bohatera

264 37 27
                                    

- Nie spodziewałam się, że rozmowa z rodzicami pójdzie tak gładko.

Siedzieli na kamiennym murku jednego z mostów, spoglądając w dół na leniwie wijącą się wodę Sekwany. Było już ciemno, a ich odbicia zostały zniekształcone przez falujące powidoki rozpalonych miejskich latarni.

Ściskając w rękach kubek z kawą, Luka wyjątkowo uważnie przyglądał się twarzy Marinette.

- Muszą mnie lubić.

- Masz fory, bo jesteś starszy. Od chłopców w twoim wieku wymaga się już pewnych zachowań - zaśmiała się.

- W takim razie cieszę się, że spełniam te umowne standardy, o których nigdy nie słyszałem na własne uszy.

- Rozsądny, opanowany, opiekuńczy, stanowczy, a jednak miły i czuły...

Zaczęła wyliczać, odginając raz po raz palce u lewej dłoni. Słysząc to, chłopak roześmiał się szczerze.

- Wiesz, zawsze podchodziłem do tematu związku jak do czegoś poważnego. Staram się jak mogę... nie chciałbym tego zepsuć jednym swoim wybuchem złości. Już kiedyś mi się to zdarzyło i... nie jestem z tego dumny. Władca Ciem wykorzystał mnie do swoich celów, a ja nieomal skrzywdziłbym cię, kiedy walczyłaś ze mną pod postacią Biedronki.

Obrócił głowę i spojrzał w granatowe niebo, na którym zapaliły się pierwsze gwiazdy. Rzadko kiedy z centrum Paryża można było dostrzec te małe, świetliste punkciki.

- Każdemu z nas się zdarzyło...

- Nie prawda, Marinette. Tobie nie.

- Ja od początku byłam zaznajomiona z tematem. Wiedziałam czego nie robić, by nie stać się ofiarą Akumy. To byłby szybki koniec naszej przygody, gdyby Władca Ciem przejął kontrolę nad Biedronką albo nad...

Zamilkła.

Na twarzy chłopaka wymalował się mały, smutny uśmiech.

- ...Czarnym Kotem - dokończył po niej.

- Przepraszam, nie powinnam...

- Powiedziałem ci już, że nie mam z tym problemu. Przynajmniej do momentu, kiedy jego osoba nie staje pomiędzy nami i nie psuje naszych relacji.

Z cichym tąpnięciem odstawił kubek na bok i przybliżył się w stronę Marinette, która, chcąc nie chcąc, wciąż nie mogła do końca przełamać się w sobie. Ale obiecali sobie wspólną pracę nad jej poczuciem swobody, wykorzystując do tego metodę małych kroków. Już teraz widział, że przynosiła efekty, ale minie jeszcze trochę czasu, nim w zupełności Marinette nabierze odpowiedniej śmiałości w romantycznych kontaktach z Luką.

- Jak sądzisz, czy Mistrz Fu oddałby nam teraz nasze mirakula? Kiedy mamy już pewność, że po Paryżu grasuje kolejny Władca Ciem?

- Nie wydaje mi się - stwierdził ze smutkiem. Sam chętnie przywitałby się z małym Wężem, ale jego przeczucia kazały mu zachować stosowny dystans. - Ostatnio zajął dość jednoznaczne stanowisko. Dopiero przy jawnym i otwartym zagrożeniu... może wtedy byłby w stanie nam je wręczyć. A co? Brakuje ci bycia Biedronką? Wcześniej wydawało mi się, że masz swój mały kryzys bohatera i wcale nie chcesz wracać do tej... jakby to ująć... "pracy".

- Sama nie wiem - wzruszyła ramionami i wyciągnęła rękę w bok, żeby podał jej swój kubek z kawą. - Wtedy... było inaczej. Chciałabym być Biedronką... ale bez drugiej strony medalu. Bez wiecznych walk ze złoczyńcami. Po prostu... wyrwać się stąd, usiąść na szczycie Wieży Eiffla i rozkoszować widokiem spod samego nieba. Boję się, że patrząc z tej perspektywy na Sekwanę, nigdy już nie uda mi się dostrzec jej prawdziwego piękna!

Chłopak zeskoczył z murku na most i przeszedł dwa kroki w bok, żeby zająć miejsce tuż za jej plecami. Kiedy ją poprosił, obróciła się w jego stronę. Z tej perspektywy mógł spoglądać na nią nieco z dołu, spod innego kąta, niż robił to na co dzień.

- Mari... pomyśl o tym w ten sposób: nieważne z jakiej perspektywy spoglądasz na daną rzecz, ona zawsze pozostaje taka sama. Owszem, z bliska widać więcej detali i mankamentów, ale... jeśli coś kochasz, to czy nie kochasz tego w całej jego odsłonie? Czasem, żeby nie pogubić się we własnych wyobrażeniach, trzeba zmienić punkt widzenia i spojrzeć na sprawę całościowo... ale to właśnie te małe momenty, kiedy możecie być blisko i na wyciągnięcie ręki... to one świadczą o prawdziwym pięknie - uśmiechnął się, spoglądając na małe, kawowe wąsy tuż nad jej górną wargą; nawet nie była świadoma ich istnienia. - Wiesz, każdy widok ma to do siebie, że z czasem powszednieje. Przestaje zapierać dech w piersi. Ale... jeśli coś kochasz, to kochasz to w sposób mądry, nieprawdaż? Bez ciągłego oczekiwania zachłyśnięcia się jego pięknem.

Czy to co mówił - miało w ogóle jakikolwiek sens? Miał wrażenie, że chyba zgubił się gdzieś w połowie swojej wypowiedzi. Kluczył i próbował jej coś uświadomić, ale nie był do końca pewien, czy wykorzystał do tego odpowiednie środki ekspresji. Gdyby miał tu ze sobą gitarę... wtedy sprawy byłyby o wiele łatwiejsze. Tak naprawdę Luka nie lubił słów, nie lubił rozmów i kluczenia między domysłami. Muzyką wysłowiłby się w o wiele łatwiejszy sposób.

Jego przemyślenia przerwała jednak Marinette, której maleńkie dłonie wylądowały po bokach jego głowy, a potem nachyliła się i ucałowała go krótko, ale bardzo ciepło.

Bingo.

Czyli chyba zrozumiała wszystko tak, jak miała.

...a może po prostu chciała dać mu do zrozumienia, żeby przestał już gadać?

- Idziemy do mnie? Jestem zmęczona, a zrobiło się późno.

Luka uśmiechnął się do siebie. Czyli jednak wygrała opcja numer dwa.

- Jasna sprawa, Marinette.

Wyciągnął do niej rękę i pomógł jej zeskoczyć z kamiennego mostku.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz