-----
zapraszam na mały, piątkowy bonusik ;)
-----
Był wtorkowy, późny wieczór, a ona utknęła w połowie referatu o podziałach mitotycznych. Głowa pulsowała jej żywym ogniem, nie mogła skupić się dosłownie na niczym. Wiedząc, że nie wykrzesze z siebie nic konstruktywnego, postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Z niepewnością spojrzała w kierunku okna, ale kiedy nie dostrzegła w nich znajomo-nieznajomych oczu, odetchnęła z ulgą.
Kiedy wstała z krzesła, nagle przyszła jej do głowy myśl, że bardziej niż świeże powietrze - lepiej zadziałają na nią ciepłe rogaliki. Pora kolacji już dawno minęła, ale wciąż powinny zostać jakieś niedojedzone skrawki na paterach w cukierni. Taki był główny plus prowadzenia własnej działalności.
Schodząc na dół, natknęła się na swoich rodziców sprzątających po pracowitym dniu w sklepie. Worki z mąką, brudne narzędzia, przypalony piec... wszystko musiało być doprowadzone do porządku przed kolejnym dniem.
- Witaj, Marinette - pierwsza odezwała się Sabine.
- Hej, mamo. Cześć tato.
- Wszystko w porządku?
Dziewczyna sięgnęła po croissanta nadzianego dżemem wiśniowym. Zanim się odezwała, zdążyła wcisnąć w siebie połowę porcji.
- Mhm...
- Nas nie okłamiesz, dziecko drogie - Sabine nie dawała za wygraną. - Przecież widzimy razem z ojcem, że coś cię trapi.
- Mama ma rację. Chcieliśmy sami przyjść do ciebie, ale z drugiej strony woleliśmy dać ci trochę czasu na dokończenie swoich spraw.
- Niepotrzebnie się martwicie... naprawdę.
Sabine podeszła do niej i chwyciła jej twarz w swoje dłonie. Marinette nie była zadowolona z tego gestu, ale z drugiej strony - to była jej mama. Nadopiekuńcza, jeśli trzeba było zająć się jedyną córką.
- Zobacz tylko jak ty wyglądasz... spałaś w ogóle w nocy? Dopiero przypomniałaś sobie o kolacji? Siadaj obok i opowiadaj, co cię trapi.
Marinette usiadła, bo nie mogłaby wygrać z własną matką. Ale wcale nie chciała jej o niczym mówić.
- Mamo... ile razy mam powtarzać, że wszystko gra?
- Pokłóciłaś się z Luką? - uderzyła wprost. Typowa mama.
- Nie...
- To dlaczego już nas nie odwiedza? Kiedy tu przychodził, byłaś taka szczęśliwa, promienna... a teraz zobacz! Poszarzała twarz, a w głowie pełno dylematów! Matki nie oszukasz, Marinette.
Dziewczyna westchnęła ciężko, podpierając podbródek na zaciśniętej dłoni. Chwilę później poczuła mocne klepnięcie w plecy. Jeszcze ojcowskiej porady brakowało jej do pełni szczęścia, naprawdę.
- Jeśli zrobił ci coś złego, to pamiętaj, że my zawsze będziemy po twojej stronie! - powiedział z wigorem.
- Tatooo... Luka jest zbyt grzecznym i poukładanym chłopakiem, żeby zrobić mi przykrość... naprawdę, uwierzcie mi. Problem leży gdzie indziej.
Rodzice spojrzeli po sobie, a Marinette przymknęła w zażenowaniu powieki. Świetnie. Jednak udało im się wyciągnąć z niej informacje.
- Opowiadaj, raz raz - zachęciła ją mama.
- Bo... - jak już zaczęła, to musiała dokończyć zwierzenia. - Oprócz Luki jest jeszcze ktoś... i ja w sumie sama nie wiem...
Tom Dupain wybuchnął życzliwym śmiechem.
- To mi przypomina nasze początki - spojrzał na Sabine, która również uśmiechnęła się szeroko. - Twój tata też nie był jedynym, który ostrzył sobie pazury na twoją mamę.
- Tak? I jak się to skończyło... w sensie, wiem jak się skończyło! Ale... no... wiecie!
- Musiałam odpowiedzieć sobie szczerze na kilka ważnych pytań - przyznała ze spokojem, kładąc rękę na ramieniu swojej córki. - Z kim czuję się naprawdę sobą. Przy kim nie muszę udawać lepszej siebie. I kto akceptuje mnie mimo moich wad.
- Mamo... te trzy pytania sprowadzają się w zasadzie do tego samego... - mruknęła Marinette.
- Och, tylko pozornie - odparła. - Ale jeśli zastanowisz się nad tym głębiej, dojrzysz istotne różnice między tymi pytaniami.
Marinette milczała jeszcze chwilę, szukając sensu w słowach swojej mamy, ale jej głowa była na to zbyt ciężka i zbyt zmęczona. Dziewczyna ziewnęła przeciągle.
- Pójdę już do siebie, położę się wcześniej spać i wstanę rano, żeby dokończyć to, czego dziś nie zrobiłam. Dziękuję za rozmowę - zeskoczyła z krzesełka i uścisnęła ojca. - Pa, tato - potem podeszła do Sabine i ucałowała ją w policzek. - Dobranoc, mamo.
- Śpij spokojnie, Marinette. I pamiętaj. Tutaj chodzi o twoje szczęście. Nigdy nie spiesz się z podjęciem wyboru - powiedziała jej na odchodne, nim zniknęła na piętrze.
Kiedy zaś weszła do pokoju, poczuła chłód i świeżość wieczornego powietrza. Z mieszanką strachu i nadziei rozejrzała się po pokoju, ale nie dostrzegła absolutnie nikogo.
Dopiero kiedy podeszła do biurka, zauważyła, że podręcznik, którym posiłkowała się podczas pisania referatu otwarty jest na innej stronie, a przed przewróceniem się kartek z powrotem na podziały mitotyczne zabezpieczał je pomarańczowy motyl z origami.
***
CZYTASZ
Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]
FanfictionJest to bezpośrednia kontynuacja Kryzysu Bohatera, ale każdy fan Miraculum powinien bez problemu się tutaj odnaleźć ;) --- Rzeczywistość bez Adriena była przytłaczająca. Po tym, gdy poznali już swoje wzajemne tożsamość i nawet zdążyli wyznać sobie m...