Rozdział 56: Chińskie przysłowie

219 35 28
                                    

Była kompletnie roztrzęsiona.

Kiedy rodzice zauważyli, jak wchodzi do piekarni cała zapłakana, nie wiedzieli w jaki sposób powinni zareagować.

- Mari...

- Chcę pobyć sama - mruknęła, w międzyczasie ocierając przegubem twarz.

- Gdybyś coś potrzebowała, to...

- Wiem, jesteście tu na dole.

Nie próbowali jej zatrzymywać.

Prawdę mówiąc nie mieli zbyt dużego doświadczenia w reagowaniu na takie sytuacje, ani jak łatać złamane serce ich jedynej, ukochanej córki.


Kiedy otworzyła klapę prowadzącą do jej pokoju, rozejrzała się po wnętrzu, ale tylko zimny wiatr hulał pomiędzy jego pustymi ścianami.

Firanka podrygiwała rytmicznie w otwartym na oścież balkonowym oknie, przywracając jej bolesne wspomnienia sprzed całkiem niedawna.

Kiedy klapa w podłodze zamknęła się za nią z hukiem, jej serce nagle ścisnęła potężna i niewypowiedziana dawka bólu i rozpaczy. Z oczu zaczęły obficie wypływać łzy wielkości grochu.

W jednej chwili straciła wszystko i została zupełnie sama.

Zawiodła wszystkich.

Oszukała ich.

Bawiła się nimi.

Nigdy nie liczyło się nic więcej, niż jej dobre samopoczucie.

Z jej ust wydobył się ryk zawodu, stłumiony dopiero, gdy jej twarz wylądowała miękko na brzuchu ogromnego węża okalającego jej łóżko.

Ostatnim przebłyskiem świadomości chwyciła pluszową zabawkę swoimi rękoma i przytuliła mocno, wypłakując się w jej aksamitne łuski. A kiedy chciała krzyczeć, wpychała między zęby jego grzbiet, i zagryzała mocno, próbując zniwelować ból trawiący jej serce i palący trzewia. Nie zawsze jednak udawało jej się zdusić ten rozpaczliwy jęk.


Kwadrans później, kiedy jej oczy były już bardzo zmęczone od ciągłego płaczu, do drzwi pokoju rozległo się ciche pukanie, a gdy nie odpowiedziała, klapa uchyliła się, wpuszczając do środka jej rodziców.

Spokojnie skierowali się do jej łóżka i przysiedli na brzegu.

- Córeczko... - zaczęła Sabine, ale zaraz jej głowa stała się wyjątkowo pusta, widząc cierpienie własnej córki.

- Marinette, chcesz porozmawiać? - z pomocą przybył Tom.

- N-n-nie - wydukała spomiędzy pojedynczych szlochów, a potem kontynuowała. - S-s-s-straciłam ich o-o-o-oboje...

Rodzice spojrzeli po sobie zaskoczeni.

- Lukę? - mruknęła mama.

- I... i... i A-a-a-adriena...

Tego się nie spodziewali. Czy państwo Agreste nie wyjechali przypadkiem w daleką podróż? Tak przynajmniej mówiły plotki, odkąd ich rezydencja stała już piąty miesiąc zamknięta na cztery spusty.

- Adriena? - kontynuowała Sabine, gładząc delikatnie plecy córki.

- Tak...

Nie powiedziała nic więcej, znowu zostawiając ich w sferze domysłów.

- Marinette, posłuchaj... - zaczął nieśmiało Tom. - Życie często w bolesny sposób ocenia i podsumowuje wyniki naszych działań... dopóki wyciągamy z nich naukę, nie poddając się rozpaczy, to jest to jak najbardziej w porządku...

- Wiem... - sapnęła cicho, dalej mocno ściskając węża. - Ale... ale ja ich tak bardzo... okłamałam... Lukę... już nigdy... nigdy nie spojrzę mu w twarz...

Sabine uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.

- Nigdy nie mów nigdy, Marinette. Jutro zacznie się nowy dzień, będziesz miała nowe szanse, żeby zmienić to, co stało się wczoraj.

- Mamo... to nie jest czas na twoje chińskie przysłowia... - burknęła niezadowolona.

- Ależ to nie jest żadne chińskie przysłowie, Marinette - poprawiła ją. - To jest nauka, którą poznali twoi rodzice dawno, dawno temu. Ale jeśli jest szansa, że posłuchasz kogoś starszego, niż twoi rodzice, to istnieje takie bardzo wiekowe, znane i trafne powiedzenie. "Aby być mądrym, nie wystarczy mieć wiele ksiąg: osioł dźwigający na grzbiecie wiele książek nie jest przez to mądrzejszy".

- No i co z tego...?

- Mama chce ci dać do zrozumienia, że każdy z nas ma prawo do popełniania błędów, ale również prawo do ich naprawiania - wtrącił ojciec.

- Dokładnie tak, Marinette - przytaknęła Sabine Cheng. - Życie uczy nas każdego dnia i tylko od nas zależy, jak z tej nauki skorzystamy.

Marinette pociągnęła nosem i obróciła się w stronę swoich rodziców. Spojrzała na ich kochające twarze z prawdziwym rozczuleniem, a potem znowu wybuchła płaczem, przytulając się do swojej mamy.

Nie chcąc pozostać wykluczonym z ciepłego, rodzinnego obrazka, Tom nachylił się ku obu kobietkom i objął je swoim potężnym ramieniem.

- Macie rację - wydukała, próbując opanować szloch. - Jutro... jutro będę musiała naprawić wszystko...

- Wierzymy w ciebie, Marinette - szepnęła jej do ucha mama.

- I będziemy zawsze z tobą, pamiętaj o tym - zawtórował tata.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz