Rozdział 53: 22:15, Luka

215 28 28
                                    

Chłód wieczora łagodził gorąc trawiący jego twarz, wysuszał oczy, które mimowolnie zdążyły zaszklić się porcją łez.

Ale przecież nie miał o co płakać.

Był dojrzałym chłopakiem, który umiał znieść porażkę - nie pierwszą i nie ostatnią w jego życiu.

Problem w tym, że nie umiał poradzić sobie ze wspomnieniami o tych jej fałszywych uśmiechach, które brał do siebie, mimo, że były adresowane do Adriena.

- Idiota.

Mruknął.

Od początku przeczuwał, że młody Agreste będzie chciał wywinąć mu jakieś świństwo, w centrum którego postawi Marinette.

Ale tak bardzo ufał jej, że nie sądził, by zabiegi blondyna odniosły jakikolwiek sukces.

Parsknął ze śmiechu.

On i ta jego głupia naiwność spowodowana nadmierną wiarą w uczciwość innych ludzi.

Kiedy wreszcie oduczy się mierzyć innych swoją własną miarą?

Zacisnął zęby i zmrużył wilgotne oczy.

Wiedział przecież, że Marinette ma bzika na punkcie Adriena... kto więc był głównym przegranym w tej sytuacji?

On? Że w ogóle porwał się z motyką na słońce?

Ona? Że do końca życia będzie walczyła z zatrutym sumieniem?

Adrien? Że postanowił zbyt prędko wrócić z powrotem do jej domu?

Zaśmiał się do siebie samego, ale w jego śmiechu nie było ani grama szczerości.

Szczególnie, że usłyszał za swoimi plecami rozpaczliwy krzyk z jej ściśniętego żalem gardła.

Nie zatrzymał się.

Nie mógłby teraz na nią spojrzeć.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz