Gdyby nie to, że czwartki zaczynała nieco później, najprawdopodobniej spóźniłaby się na kluczowe zajęcia. Jej oczy i głowa były ciężkie od ilości łez, które wytoczyła z siebie wczorajszego wieczora; nic więc dziwnego, że ledwie była w stanie podnieść głowę znad miękkiej i ciepłej poduszki. Nawet teraz - siedząc na lekcjach - czuła, że powrót do szkoły nie był najlepszym pomysłem, i że mogła poprosić rodziców o możliwość pozostania w łóżku...
...z drugiej jednak strony wiedziała, że jej rodzice w żaden sposób nie pochwalali nicnierobienia, w szczególności, gdy brało się ono ze smutku i rozpaczy. "Zawód miłosny to nie choroba"- tak by powiedziała jej mama, a potem dorzuciłaby jakieś chińskie przysłowie dla podniesienia rangi swoich słów. Zaraz też zawtórowałby jej Tom, klepiąc córkę pocieszająco po plecach, a jeśli miała być szczera z samą sobą - to było ostatnie, czego teraz w ogóle potrzebowała: usilnego jej pocieszania. Dobrze, że Alya również zaakceptowała jej stan i po kilku nieudolnych próbach odpuściła sobie podnoszenie przyjaciółki na duchu, przyjmując bardziej bierną postawę, ale też wyjątkowo satysfakcjonującą Marinette.
"Gdybyś coś potrzebowała dziewczyno, to jestem obok, pamiętaj" - powiedziała, nim znalazła sobie zajęcie, nad którym mogła skupić całą swoją uwagę. Tego dnia poprosiła nawet Nino, by trzymał się na stosowny dystans, chyba głównie dlatego, żeby otaczającą ich aura zakochanych nie drażniła umęczonego serca Marinette.
Alya była wspaniałą przyjaciółką, ale przecież nie mogła rozwiązać dylematu zaprzątającego jej myśli.
Nie było się więc co oszukiwać, Marinette wiedziała, że tylko ona sama jedna może stawić czoła własnym demonom; naprawić wszystkie szkody, jakie dotychczas wyrządziła. Mogła próbować uciekać, pogrążyć się w smutku, odwrócić wzrok i udawać, że nic się nie stało... ale kiedy rozważała takie opcje, w jej głowie zaczyna pobrzmiewać cichutki głos Tikki. Kwami, którego już z nią nie było, a które nauczyło ją odwagi, samodzielności i podejmowania trudnych decyzji w skrajnie beznadziejnych sytuacjach. Tak. W głębi duszy była nadal Biedronką. A Biedronka nigdy by nie stchórzyła.
W tej samej chwili obiecała sobie, że niezależnie od finału sprawy - doprowadzi ją do końca.
Z godziny na godzinę jej myśli jednak stawały się coraz czarniejsze, a cała odwaga stopniowo ulatywała z serca.
Kiedy wspominała Adriena, jej dłonie zaczynały drżeć, wstrząśnięte nagłą porcją stresu, zaś żołądek zawijał się w całkiem ciasny supełek.
Przerabiała w głowie tysiące scenariuszy, w których mogłaby porozmawiać z Luką, ale każdy z nich kończył się tym, że robiła z siebie kompletną kretynkę.
Mogła brnąć w to szaleństwo dalej, ale...
- To nie ma sensu - mruknęła do siebie.
- Co nie ma sensu? - Alya podchwyciła temat.
- Muszę tam iść. Po prostu. I porozmawiać.
- Jesteś pewna?
Marinette spojrzała na przyjaciółkę i zmarszczyła brwi.
- Nie robiąc nic, w milczeniu zgadzam się na to, co jest obecnie. A próbując ułożyć sobie perfekcyjny scenariusz w głowie, wpędzam się w wyidealizowany świat, który nigdy, przenigdy się nie sprawdzi. Przez to stresuję się sto razy mocniej... dlatego najzwyczajniej w świecie pójdę i porozmawiam. Nieważne z jakim skutkiem.
Alya przysunęła się bliżej dziewczyny i oplotła ją ramieniem, przyciskając mocno do własnej piersi.
- Dzielna dziewczyna! Ale w razie co, to pamiętaj... możesz mi o wszystkim mówić!
CZYTASZ
Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]
FanfictionJest to bezpośrednia kontynuacja Kryzysu Bohatera, ale każdy fan Miraculum powinien bez problemu się tutaj odnaleźć ;) --- Rzeczywistość bez Adriena była przytłaczająca. Po tym, gdy poznali już swoje wzajemne tożsamość i nawet zdążyli wyznać sobie m...