Rozdział 31: Dobranoc, Księżniczko

250 31 51
                                    

Wylądowali w założonym czasie, a ona była rozdarta między sprzecznymi odczuciami. Z jednej strony chciała, żeby ich wspólny czas jeszcze się nie kończył, z drugiej jednak pragnęła zachować się w minimalnej części fair wobec Luki. Bo przecież nie robiła nic złego, spotykając się z międzyczasie z Adrienem, prawda? Byli sobie jedynie przyjaciółmi, którzy nie widzieli się bardzo długi czas. To normalne, że na swój widok czuli coś w rodzaju delikatnego podniecenia, a ich usta nie zamykały się podczas długich i wyczerpujących rozmów - świadczyło to tylko o łączącej ich zażyłości.

Przyjacielskiej zażyłości.

- Dziękuję raz jeszcze za wspaniale spędzony czas, Księżniczko - mruknął, kłaniając się jej w pas.

- Ja... ja również... - wyszeptała z pewną dozą niepewności. A potem przez jej głowę przebiegła myśl, nagła i niespodziewana niczym piorun w bezchmurny dzień. - Może... może wejdziesz na herbatę? Na pewno jest ci zimno.

Spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem, a potem jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- Jeśli to nie kłopot.


Przegadali ze sobą kolejne dwie godziny. Zdążyło zrobić się naprawdę późno, a jej organizm zaczął buntować się wobec narastającego zmęczenia. Przeciągnęła się, ziewając potężnie.

- Chyba już czas - szepnął, podchodząc do łóżka, na którym siedziała.

- Na co?

- Żebyś się położyła.

- Ale... ale mam ci jeszcze tyle do powiedzenia...

- Zdążysz, Marinette. Przyjdę do ciebie niebawem. Powiedzmy... w przyszłą środę?

- To dopiero za tydzień...

- Dasz radę, jesteś dzielna - puścił jej oczko. - Poza tym, kto wie? Może uda mi się złożyć ci niespodziewaną wizytę... i jeśli okoliczności będą sprzyjające, to wyrwę cię stąd na kolejny mały spacer.

- Adrien... - mruknęła zmęczona. - Nie jestem już Biedronką... mogę nie dać rady wytrzymać do środy...

- Co ty pleciesz, głuptasie - upomniał ją, kładąc dłonie na jej ramionach. - Ty i ona to jedność - pchnął ją lekko w tył, a jej ciało poddało się temu bodźcowi. Delikatnie, niczym piórko, opadła na miękkie łóżko.

- Kiedyś... tak... ale teraz jestem już znowu... sobą...

- I właśnie taką cię... - zatrzymał się. Widział, że wyczuła jego wahanie. - ...bardzo lubię, Marinette.

- Och...

Czy on usłyszał w tym nutkę zawodu?

- A teraz śpij grzecznie - uśmiechnął się.

Jej głowa zatopiła się w puchowej poduszce, a oczy przymknęły powoli. Sam poczuł nagłą falę zmęczenia, która uderzyła jego skronie. Ale jeszcze zanim się wycofał, chwycił za różowy kocyk i zaciągnął go na jej ramię, mimochodem zahaczając palcem o rozkoszną nagość jej skóry.

Oboje poczuli przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.

- Dobranoc, Księżniczko.

- Dobranoc Kotku - szepnęła, jedną nogą stąpając już w krainie snów.

Wtedy odwrócił się, a kiedy chciał ruszyć w stronę okna balkonowego, poczuł uścisk na ogonie swojego srebrzystego garnituru; zerknął przez ramię w tył i dostrzegł jej małą dłoń wstrzymującą go od marszu.

- Mam zostać jeszcze chwilę...? - zapytał nieśmiało.

Na moment zapadło między nimi milczenie, ale kiedy rozwarła palce i puściła jego surdut, wiedział, że nie ma na to szans.

- Po prostu... wracaj bezpiecznie...

Uśmiechnął się.

- Oczywiście.

"Przecież niebawem znowu mamy się zobaczyć, jakże miałbym do tego czasu chcieć narażać swoje życie? "

Patrzyła spod przymykających się powiek na to, jak wychodzi na balkon, a potem jednym potężnym susem przeskakuje na inny budynek i powoli niknie w ciemnościach nocy.

Lubiła go.

Ale nie mogła się przy nim czuć... w pełni sobą.

Nakładał na jej ramiona zbyt duże brzemię.

Nie chciała być Biedronką.

A on cały czas patrzył na nią przez jej pryzmat.

Luka za to akceptował ją taką, jaka była.

Niecierpliwa, bojaźliwa, wstydliwa...

Nim jednak zdołała pomyśleć coś więcej, błogi sen zabrał jej świadomość.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz