Rozdział 5: Strażniczka mirakulów

293 34 25
                                    

- Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie z Mistrzem?

- Cztery miesiące temu... jak mogłabym zapomnieć... to wtedy rozstałam się na zawsze z Tikki!

Wychodzili ze szkoły, ale na prośbę Marinette Luka towarzyszył jej podczas dalszej drogi powrotnej. Stwierdziła, że musi z nim o czymś porozmawiać.

- To był temat, który chciałaś ze mną poruszyć? Wspominałaś coś o szkatułce... masz zamiar wrócić po swoje Kwami?

- Nie... ale chcę złożyć wizytę Mistrzowi Fu.

Luka westchnął ciężko, zastanawiając się nad czymś.

- Uważasz to za dobry pomysł?

- Muszę z nim porozmawiać o... o...

- O...? - próbował pociągnąć ją za język.

- ...coś nie daje mi spokoju.

- Marinette, posłuchaj. Albo będziemy ze sobą szczerzy, albo zaraz wszyscy pogubimy się w kłamstwach i niedopowiedzeniach. Prosiłaś mnie o radę, chciałaś o czymś porozmawiać... więc rozmawiajmy.

Spojrzała na niego z pełną powagą. Tak. Miał rację.

- Musimy skręcić gdzieś, gdzie będzie spokojnie i nikt nas nie podsłucha.

- Boże, ty chyba nie chcesz wciągnąć mnie w jakieś morderstwo?

Widząc, że dalej spogląda na niego z tą swoją powagą w oczach, prychnął tylko cicho. Czasami nie umiał rozgryźć tej dziewczyny. Albo śmiała się z rzeczy w ogóle nieśmiesznych, albo kompletnie nie umiała załapać oczywistego wręcz żartu.

- Gorzej. Obawiam się, że...

- ...że... - kontynuował swoją zabawę w ciągnięcie ją za język.

- Nie tutaj, Luka! - skarciła go, a on w przypływie determinacji chwycił ją za rękę i zaciągnął w pierwszy lepszy zakręt, na który natknęli się po drodze.

- Masz swój ślepy zaułek... tylko ty, ja, kontener na śmieci i bezdomny kot.

Kiedy wspomniał o kocie, Marinette z ciekawością zerknęła na wyliniałego, biało-rudego dachowca szwendającego się po cuchnących kubłach na odpady. Widząc jej wzrok, zwierzak przystanął i wyprężył grzbiet, strosząc przy okazji futro.

- No więc... Luka, boję się, że ktoś mógł znowu wejść w posiadanie jednego z mirakulów!

- Domyśliłem się tego - przyznał ze spokojem w głosie.

- A-a-ale skąd!

- Wiesz... nikt tak sam z siebie nie jest w stanie skakać sobie po dachach... a już w ogóle bez szwanku zeskoczyć z twojego balkonu prosto na ulicę. Marinette... mieszkasz zdecydowanie za wysoko, żeby ktokolwiek mógł przeżyć taki upadek.

- Więc...

- Sam chciałem zaproponować ci złożenie wizyty Mistrzowi Fu. Myślę, że staruszek naprawdę się ucieszy.

- Tak sądzisz? To nie będą dobre wieści... plus nie wiemy, gdzie on teraz się znajduje.

- Po oddaniu mu mirakulów kazał nam o sobie zapomnieć i nie odwiedzać więcej jego kryjówki, ale... czy on sam nie wspominał o tym, że masz się stać kolejną strażniczką szkatuły?

Marinette mrugnęła kilka razy, próbując połączyć fakty.

- Sugerujesz, że...

- Mhm, dokładnie. Pewnie siedzi dalej w tej swojej kanciapie, zbyt stary, by przeprowadzić się gdzieś dalej, z nadzieją, że nie będziemy więcej o niego pytać... a tymczasem zostawił ci solidną podpowiedź, że... cóż... jeśli będziesz gotowa... to masz do niego wrócić - uśmiechnął się blado. Wydawało mu się, że już prowadzili taką rozmowę, i to dosłownie jeden wieczór temu... oczywiście w bardziej przyjemnej scenerii.

- Ale ja nie jestem jeszcze gotowa...

Chłopak westchnął raz jeszcze, a potem wyciągnął rękę i potarmosił jej granatowe włosy. Widząc to, biało-rudy kocur zeskoczył w głąb kontenera na śmieci, robiąc przy okazji całkiem potężny hałas.

- Nie wiem czy na coś takiego można w ogóle być gotowym. Ale chyba lepiej, jeśli będziesz miała te mirakula przy sobie, na wypadek, gdyby zadziało się coś złego. Nie sądzisz?

Cofnął rękę ku sobie i zaśmiał się żywo, widząc jej poczochraną fryzurę, a także ogromne oczy, które wyzierały spomiędzy wymiętolonych, granatowych kłaków.

- Nie musisz mnie pytać o takie rzeczy, Marinette. Oczywiście, że pójdę z tobą. Tylko proszę... nie patrz już na mnie w ten sposób!

Nie wiedziała do końca o co mu chodzi, ale przeczesała dłonią włosy i doprowadziła je do pozornego porządku. Była mu wdzięczna, że zechciał jej dotrzymać towarzystwa w tak kluczowym dla jej życia momencie.

- Pójdziemy tam wieczorem, jak już się odrobinę ściemni. Lepiej nie rzucać się nadto w oczy... a jeśli ktoś ma zamiar cię śledzić, to najwidoczniej wieczory uwielbia spędzać na dachu twojego domu. Tylko pamiętaj, żeby przed wyjściem zamknąć wszystkie okna!

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz