Rozdział 27: Powtórne spotkanie

241 30 61
                                    

W trzy godziny nadrobiła wszystkie zaległości poprzedniego dnia, a przede wszystkim dokończyła referat. Kiedy zerknęła na zegarek, ten wskazywał godzinę dziewiętnastą. Słońce stało całkiem wysoko na niebie.

Nie umiała tego określić, ale czuła dziwny supeł na dnie żołądka. Mimo, że rodzice prosili ją o zjedzenie obiadu, tacka z zupą stała wciąż nienaruszona. Na wierzchu potrawy zdążył już ściągnąć się obrzydliwy skrzep.

Marinette podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz, oczekując, że ujrzy tam Adriena w przebraniu Władcy Motyli, ale balkon był całkowicie opustoszały. Walcząc z uczuciem rozczarowania zabrała z krzesła ręcznik i postanowiła wziąć szybki prysznic, tak na wszelki wypadek. Motywowała to dobrymi zasadami savoir vivre. Nie chciała przecież iść na randkę cuchnąca po całym dniu.

Hola hola, Marinette!

Jaką znowu randkę?!

Zaśmiała się przepraszająco do własnego odbicia w lustrze, jednak mimo, że rozum podpowiadał inaczej, serce aż podskoczyło jej w piersi.

Zanim zanurzyła się w wodzie, wysłała jeszcze lakoniczną wiadomość do Luki, żeby ukoić jego podejrzliwość wobec jej dzisiejszych zamiarów.


Minęła kolejna godzina. Zdążyła nawet wkręcić włosy na lokówkę, mimo, że zwykle nie posuwała się do takich zalotnych ruchów. Czas zaczął jej się niesamowicie dłużyć.

Po kolejnej godzinie, walcząc z narastającym znużeniem, chwyciła po podręcznik od biologii i otworzyła go na wyznaczonej przez pomarańczowego motyla stronie. Zerknęła na tytuł podrozdziału.

"Gdzie rodzą się emocje?"

Z czystej ciekawości zaczęła przecinać się na wskroś czysto naukowych anegdotek, o tym, że emocje są narzędziem adaptacji, i że służą głównie do zaspokajania potrzeb i popędów. Że powstały w wyniku pojawiania się różnych reakcji i zachowań, ostatecznie doprowadzając do sytuacji, że - ujmując to kolokwialnie - mobilizują i pchają całe ciało do działania, aktywizując układ hormonalny i autonomiczny.

Zanim dojechała do piątego akapitu traktującego o pochodzeniu lęków i strachów, jej głowa mimowolnie zsunęła się z dłoni, a potem wylądowała policzkiem na chłodnych kartkach podręcznika. Choćby bardzo chciała, nie mogła zmotywować się do dalszego czytania. Co było nie tak z tymi wszystkimi szkolnymi książkami, że nawet napisane w najciekawszy i najprzyjemniejszy sposób - po prostu magicznie usypiały nawet najbystrzejsze mózgi?


Nie wiedziała, kiedy minęły jej kolejne minuty. Znaczy... domyślała się. Wnioskując po plamie na białej stronie podręcznika, która zdążyła poniekąd już się wchłonąć i rozmazać tusz w literkach, musiała przysnąć na dobrą godzinę.

Ocierając zaśliniony kącik ust, sięgnęła po telefon, który rano był prowodyrem całego zamieszania. Na ekranie wyświetliło jej się powiadomienie o dwóch nieodebranych wiadomościach, ale zignorowała je przesunięciem palca w bok ekranu. Jedyne co teraz ją interesowało, to zegar.

Cyfrowa tarcza wskazywała, że niedługo będzie dochodziła dziesiąta.

- Uuuuh... moja głowa...

Mruknęła, łapiąc się za skroń. W dłoni wciąż ściskała motyla z origami.

- Chcesz się przewietrzyć?

Niedowierzając, spojrzała w bok.

Siedział na jej łóżku, wspierając się o drewnianą laskę; prawdopodobnie oglądał ją przez cały ten czas - nawet podczas tej niezamierzonej drzemki.

Marinette mrugnęła kilka razy, jakby chcąc pozbyć się z rzęs zalegającego na nich snu... ale mimo to Adrien wciąż siedział na swoim miejscu.

- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Moje eskapady są... bardzo ryzykowne. A nie chciałbym przez jedną małą pomyłkę stracić możliwości spotykania się z tobą.

Uśmiechnął się blado, ale może to była wina słabego oświetlenia.

Marinette odwzajemniła gest.

- Nie umawialiśmy się na konkretną godzinę... nie mam ci tego za złe.

- W takim razie kamień z serca... Księżniczko - wstał powoli z miejsca i podszedł do niej bliżej. - Pięknie wyglądasz. Ta fryzura... bardzo ci pasuje.

Zarumieniła się, ale kiedy chciała uciec spojrzeniem w bok, zdała sobie sprawę, że nie była w stanie. Nie mogła oderwać spojrzenia od jego ciemnych, szaro-zielonych oczu. Coś... się w nim zmieniło. Nie był taki sam. Ale jeszcze nie umiała określić tego słowem.

- Gotowa na spacer?

Skinęła głową.

Wtedy wziął ją na swoje ręce i zabrał na romantyczną podróż po uśpionych dachach Paryża.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz