Rozdział 1: Meandry uczuć

352 35 5
                                    

Ciemność zdążyła zasłonić dotychczasowy lazur wczesnoletniego nieba. Dopiero kiedy Anarka Couffaine - mama Luki i Juleki - zwróciła im uwagę na tak późną porę, zdecydowali się przerwać próby zespołu.

- Daliście dzisiaj czadu - pochwaliła ich, przynosząc pod pokład talerz pełen kanapek i dzbanek z gorącą herbatą. - Postanowiliście dorzucić nową wokalistkę?

Marinette zarumieniła się na wzmiankę o swoim występie.

- N-nie, proszę pani - mruknęła nieśmiało. - To tylko...

- Nie masz się czego wstydzić, dziecko - odpowiedziała Anarka, jednocześnie poprawiając czerwone okulary leżące na jej nosie. - Powinnaś robić to częściej. To naprawdę ciekawe połączenie, do takich ostrych kawałków dołączyć twój delikatny głos.

- Też się zgadzam z tą opinią - wtrącił Luka, a reszta zespołu kiwnęła w zgodzie głowami. - Musimy o tym na poważnie pomyśleć.

- Ale super! - pisnęła Rose, która dotychczas była jedyną wokalistką Kitty Section. - Spróbujemy jeszcze raz?

- Z pewnością nie dzisiaj - starsza kobieta szybko ukróciła jej temperament. - Jest czwartek, późny wieczór. I choć wspieram waszą młodzieńczą niezależność, to chciałabym również zwrócić waszą uwagę na fakt, że jutro musicie iść do szkoły - splotła dłonie na piersi i spojrzała po wszystkich kolejno. - Możecie przyjść tu jutro, albo w weekend. Oczywiście w stosownych godzinach - uśmiechnęła się do własnych wspomnień. Zdecydowanie nie chciałaby znowu użerać się z policjantami próbującymi wlepić jej mandat za zakłócanie ciszy nocnej.

- Jak sobie pani życzy - mruknął Ivan, wpychając w siebie trzecią już kanapkę.

- Ty tu rządzisz, mamo - potwierdził Luka, podchodząc do małego, okrągłego okna. Kiedy otworzył je na oścież, do pokoju wpadło rześkie, chłodne powietrze.

- Zjedzcie sobie spokojnie i wracajcie do swoich rodziców, zanim zaczną się o was martwić - dorzuciła, stając jeszcze w progu. - Smacznego!

Pokój wypełniło zwielokrotnione echo "dziękujemy".

- Jak sądzicie... czy gdyby Biedronka i Czarny Kot dalej czuwali nad miastem, to wasza mama pozwoliłaby siedzieć nam dłużej? - wtrąciła Alya, która dotrzymywała towarzystwa swoim przyjaciołom, choć sama nie należała bezpośrednio do zespołu. - Wiecie, może... może paradoksalnie uważała Paryż za bezpieczniejszy w tamtych czasach... mimo zagrożenia ze strony Władcy Ciem?

- Mam wrażenie, że dużo osób tak uważa - głos zabrał Nino. - Co wydaje mi się trochę głupie, ale...

- ...ale poniekąd trudno nie przyznać im racji - dokończył Luka. - Ataki Władcy Ciem były sporadyczne, a na Biedronkę i Czarnego Kota można było liczyć zawsze.

- Prawie zawsze - poprawiła go Marinette. - Nie byliśmy na każde zawołanie. Pomimo naszej obecności, w Paryżu cały czas działo się coś niedobrego. Nie mogliśmy zajmować się każdym przestępstwem... choć niektórzy uważali inaczej. Stąd poniekąd wziął się Ifryt... jego frustracja i złość były spowodowane również z tego względu, że jako superbohaterowie zaczęliśmy stawiać nierealne wymagania dla szeregowych służbistów. Żądano od nich więcej i więcej... mieli być jak my, ale bez naszych zdolności, bez naszych mocy. W prostej drodze przełożyło się to na to, iż zaczęli sięgać po inne źródło siły. A Władca Ciem chętnie korzystał z usług takich frustratów - dopiero po trzecim łyku herbaty zauważyła, że w pokoju zaległa niemal wyczekująca cisza. Wszystkie oczy były wlepione w jej osobę. Przełknęła głośno łyk gorącego napoju. - C-coś nie t-tak? - zająknęła się, nie wiedząc czego się spodziewać po swoich przyjaciołach.

- Nie, po prostu... to takie fascynujące słuchać twoich opowieści o życiu jako Biedronka - pisnęła Rose, zdradzając swoje podniecenie.

- Totalnie czadowo - dopowiedziała Juleka, odgarniając grzywkę na bok głowy, by móc lepiej widzieć Marinette.

- Musisz napisać o tym książkę - wtrącił Ivan, ocierając usta po kolejnej kanapce. - Zarobiłabyś masę hajsu.

- Książkę? Co ty bredzisz - zganiła go Alya. - To wszystko musi pozostać w kompletnej tajemnicy. Nie ma mowy o żadnym rozgłosie, prawda?

- Prawda - odparła Marinette. - Oprócz nas nikt nie może o niczym wiedzieć. Mirakula były, są i będą tajemnicą najwyższej wagi.

- Oj dobra, dobra - mruknął Ivan, wstając z kanapy i pocierając dłonią napęczniały brzuch. - Tak tylko sobie myślę.

- Myślenie zostaw innym - skwitował go Nino, posyłając chłopakowi szeroki, kąśliwy uśmiech. - W tym względzie raczej nic się nie zmieni w stosunku do twojego magicznego alter-ego. Ha ha!

- Takiś cwany? - mruknął wytrącony z równowagi Ivan. - Może porozmawiamy o twoim udziale podczas walki z Władcą Ciem, hm? Kiedy błąkałeś się jak dziecko bez żadnego pomysłu!

- Oj dobra, dobra - Nino uniósł ręce w górę, w geście bezsprzecznego poddaństwa. Nie chciał dalej denerwować swojego kolegi, a wiedział, że ten ma wyjątkowo krótki spust. - Przecież tylko sobie żartuję. Gdyby nie ty, ta walka mogłaby naprawdę źle wyglądać!

- No, i tak ma być - stwierdził Ivan, dumnie prężąc pierś. - A teraz żegnam się z wami. Odwiedzę jeszcze Mylène, póki nie jest aż tak późno.

- To która jest w sumie godzina? - Marinette obróciła się w tył i zerknęła na mały zegarek wiszący na ścianie, tuż pod samym sufitem. - Ledwie po dwudziestej, a na dworze wciąż tak ciemno? Lato wyjątkowo nie spieszy się w tym roku.

- Może to i lepiej... - mruknął Luka, odsuwając się od okna. - Pozwolisz, że odprowadzę cię do domu, Marinette?

- Wiesz, że nie ma potrzeby... umiem o siebie zadbać.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę - przyznał z uśmiechem, spoglądając, jak Ivan, Alya i Nino opuszczają już jego pokój. - Ale tu nie chodzi o twoje bezpieczeństwo, ale o samą przyjemność wspólnego spaceru.

Marinette zawahała się chwilę. Mimochodem przypomniała sobie jego słowa, które przekazał jej jako Viperion tuż po walce z Władcą Ciem. Siedzieli wtedy na dachu jednego z domów, wpatrując się w potężną Wieżę Eiffla.

"Kocham cię".

- Sama nie wiem... - mruknęła, jednocześnie dostrzegając, że pod spokojnym uśmiechem chłopaka przemknął delikatny cień bólu. - ...nie chcę zabierać ci za dużo czasu - dodała szybko, byleby zniwelować jego zawód.

- Najlepiej spędzony czas jest u twojego boku, Marinette.

Nie narzucając się, odczekał, aż dziewczyna będzie gotowa do wyjścia. W spokoju dopiła herbatę, pożegnała się z Juleką i Rose, a potem zabrała wszystkie swoje przedmioty i opuściła pokój, kierując się na stały ląd.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz