Na próbę zespołu dotarła lekko spóźniona. Słyszała już z daleka, że przygotowują się do grania, ale najwidoczniej wciąż jeszcze nie zaczęli. Wchodząc po składanym trapie prowadzącym na pokład statku, Anarka Couffaine wychyliła się przez burtę ku dziewczynie, i pomachała do niej życzliwie, jednak z typowym dla siebie wigorem. Marinette uśmiechnęła się do siebie samej; cieszyła się, że miała możliwość zawiązania z tą kobietą bliższej znajomości. Było w niej coś fascynującego... ta wolność, ta beztroska, wieczny optymizm i determinacja w dążeniu do celu - jakkolwiek nie byłby on odległy. W przeszłości - jako Kapitan Hardrock - zdarzyło jej się zbłądzić, to prawda, ale kobieta wyniosła naukę ze swojej słabości. Mimo chaosu i pierwotnego dążenia do anarchii, umiała też respektować prawa obwiązujące w codziennym życiu.
Marinette spojrzała na panią Couffaine i odmachała jej, a potem wbiegła na rufę statku, gdzie przyjaciele rozstawili już całe oprzyrządowanie.
Anarchia... Anarka...
Ciekawe, czy istniała jakaś zależność między tymi dwoma słowami.
- Hej, Marinette - pierwszy, z typowym dla siebie spokojem ducha, odezwał się Luka. Chłopak siedział na drewnianej skrzyni i wspierał się o gitarę, przerzucając na nią cały ciężar swojego ciała.
Marinette w pierwszej chwili odwzajemniła mu uśmiech, ale niemal od razu dostrzegł, że w głębi jej oczu zamajaczyło jakieś widmo smutku i... poczucie winy? Czyżby aż tak przejęła się swoim spóźnieniem? Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, siedząca obok mulatka uprzedziła go słowem.
- Zgubiłaś się gdzieś po drodze? - Alya wkroczyła zdecydowanie agresywniej, choć utrzymując całość w konwencji żartu.
- Taaa... musiałam tylko zająć się bezdomnym kotem w jednym z ciemnych zaułków - Marinette prychnęła z rozbawieniem, próbując zrzucić z siebie wszystkie te podejrzliwe spojrzenia. Musiała przyznać, że znajdowanie wymówek przychodziło jej z wyjątkową łatwością. Ileż to bowiem razy musiała kryć swoje biedronkowe eskapady przed wścibską naturą Miss Bustier, ich szkolną wychowawczynią? - Nie zaczynaliście beze mnie, prawda?
- A co? Masz zamiar podszlifować swój kunszt? - Luka wyrażał nadzieję, że przytaknie na jego propozycję. Na moment zdecydował się dać sobie spokój z doszukiwaniem się u niej tego cholernego "poczucia winy". Z pewnością tylko mu się wydawało. Nie chciał psuć ich wspólnego popołudnia przez niepotwierdzone niczym podejrzenia.
Kiedy więc dziewczyna skinęła głową, poczuł się zdecydowanie lepiej.
- Rose... jeśli nie masz nic przeciwko? Odstąpiłabyś mi jeden utwór?
- Oczywiście, Marinette! Nie musisz o to prosić!
Blondwłosa dziewczyna z nienaturalnym wręcz optymizmem przydreptała do swojej przyjaciółki i przekazała jej mikrofon, po drodze jeszcze szczebiocząc o tym, jak to wesoło i radośnie, że Marinette postanowiła w aktywny sposób dołączyć do zespołu. Owszem, tworzenie strojów i dbanie o kwestie wizualne Kitty Section było ważnym zadaniem - ale ograniczało się do sporadycznych momentów i nie pozwalało dziewczynie zabłysnąć w pełni. Sytuacja miała też swoje plusy z praktycznych względów - od teraz Rose mogła liczyć na zastępstwo, jeśli z jakichś względów nie mogłaby pojawić się na występach... choć oczywiście różnica wokalu pomiędzy nią, a Marinette, była diametralnie różna. Niemniej, lepsza alternatywa taka, niż żadna!
Kiedy dziewczyny wymieniły się komplementami, a w rękach Marinette spoczął bezprzewodowy mikrofon, Luka z cichym skrzypnięciem drewnianych belek wstał ze skrzyni i przybliżył się do przyjaciółek, jednak swoją uwagę niemal w pełni miał skupioną na jednej z nich.
- Jakaś specjalna piosenka chodzi ci po głowie, Mała? - Luka był naprawdę ciekaw, co leżało u podstaw determinacji Marinette. Dotychczas raczej stroniła od śpiewania, a teraz? Aż rwała się do przodu!
- Niespecjalnie - wzruszyła ramionami, a potem wydała z siebie nagłe "o! ", oznajmiające, że wpadła na jakiś pomysł. - Znacie może Arcade Fire?
Część osób przytaknęła, część pokręciła przecząco głowami. W głównej mierze zależało jej oczywiście na towarzystwie Luki, i to po nim spodziewała się znajomości przynajmniej części utworów tego zespołu.
- Everything now? Afterlife? - zapytał.
"Bingo, Marinette!"
- Reflektor - odpowiedziała z uśmiechem.
- Och - mruknął. - Jedna z moich ulubionych. Czy z samym tekstem będzie związane jakieś przesłanie? - dopiero kiedy powiedział to na głos, zdał sobie sprawę, że chyba nie do końca chciał znać odpowiedź.
Ona jednak tylko wzruszyła ramionami i milczała przez chwilę.
- Może.
Przyjął jej słowa ze stoickim spokojem, a potem szarpnął za kilka strun, dając do zrozumienia, że jest gotów grać.
W jednej chwili zdał sobie też sprawę, że to, co wcześniej odebrał jako niepewność, smutek czy też poczucie winy uśpione w głębinach jej spojrzenia - teraz przerodziło się w czyste zadowolenie i odwagę, a sama dziewczyna przestała się garbić i chować przed jego wzrokiem; czym było to spowodowane? Czego tak bardzo się obawiała? O czym nie chciała mu powiedzieć? Jeśli kiedyś znowu to się powtórzy... wtedy będzie zmuszony pociągnąć ją za język - jakkolwiek nie chciałby tego robić.
- Naturalnie mogę liczyć na twój głos, prawda? - zapytała zadziornie, wytrącając go z rozmyśleń.
Spojrzała na niego, by upewnić się co do odpowiedzi, a on jedynie posłał jej ten swój spokojny, wyrozumiały uśmiech.
- Mhm.
I oczywiście równie spokojne potwierdzenie.
Marinette przymknęła oczy i mocniej zacisnęła palce na mikrofonie.
To popołudnie zapowiadało się na naprawdę miłe.
***
CZYTASZ
Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]
FanfictionJest to bezpośrednia kontynuacja Kryzysu Bohatera, ale każdy fan Miraculum powinien bez problemu się tutaj odnaleźć ;) --- Rzeczywistość bez Adriena była przytłaczająca. Po tym, gdy poznali już swoje wzajemne tożsamość i nawet zdążyli wyznać sobie m...