Rozdział 57: Łamaczka serc

200 32 8
                                    

Leżał w łóżku, obejmując dłońmi gitarę, z której wcześniej udało mu się wycisnąć kilka żałosnych nut odzwierciedlających jego aktualne emocje.

Kiedy jej wibrujące echo ucichło, w głowie chłopaka znowu zaczęła się gonitwa natrętnych myśli, z których każda kolejna była gorsza od poprzedniej.

Miał wrażenie, że popada w szaleństwo.

Że z każdą sekundą jego świadomość rozpada się na tysiąc małych kawałeczków.

Bolało go głowa. Bolało go serce.

Nigdzie nie mógł znaleźć dla siebie miejsca.

Tego wieczoru był jak bezdomny pies, którego kochające państwo wyrzuciło na zimny bruk, kiedy już znudzili się jego obecnością.

Mimo, że leżał na własnym łóżku, czuł, że nie należy do tego świata.

Był niczym mała, dryfująca kometa, spalająca się we własnym cieple. Samotna w całym Wszechświecie. Nikt nie był w stanie dostrzec jej smutnego blasku.


Chwycił za telefon i jednym kliknięciem rozjaśnił ekran.

Dobrze, że nie był tym szalonym typem zakochanego głupca, który ustawia na tapetę i wygaszacz podobizny swojej miłości...

...ale musiał przyznać przed samym sobą, że miał cichą nadzieję na znalezienie jakiegoś zabłąkanego SMSa w przepastnych głębinach swojej skrzynki pocztowej.

Z westchnięciem wypuścił telefon z rąk, a ten spadł na łóżko i przekoziołkował na ziemię. Chłopak nawet nie zareagował.

Jego uwagę przykuło dopiero skrzypnięcie otwierających się drzwi. Był jednak tak zmęczony i obojętny na bodźce świata zewnętrznego, że nawet nie podniósł głowy.

- Hej.

Usłyszał głos Juleki.

- Hej.

Odpowiedział leniwym, smutnym głosem.

- Chcesz pogadać?

- Niezbyt.

- Jeśli potrzebujesz pomocy, to...

- Wiem, Juleka. Jesteś najlepszą siostrą na świecie.

Uśmiechnęła się, ale nie mógł tego dostrzec.

- Kocham cię, Luka, wiesz o tym, prawda? I mama też.

- Mhm.

Mruknął tajemniczo, tak jak czasem miał w zwyczaju.

Dziewczyna weszła głębiej do pokoju i przysiadła na brzegu łóżka. Na chwilę zaległa między nimi cisza.

- Chcesz może zagrać? - zaproponowała.

- Jest za późno, obudzimy wszystkich.

- Wiesz, że dla mamy dopiero zaczyna się wieczór. Nie szukaj sobie wymówek, Luka. Oboje wiemy, że to najlepsza forma... em... terapii? - mruknęła nieśmiało, nie wiedząc jak dokładnie wyrazić swoje myśli.

- W zasadzie... masz rację - przyznał jej, mocniej zaciskając palce na gitarze. - Jakieś życzenia?

- Dzisiaj ty rządzisz, Luka.

Zamyślił się na chwilę, a potem uśmiechnął się szeroko.

- Marina. How to be a heartbreaker.

Juleka spojrzała na niego bez aprobaty, upatrując się w tym jakiegoś kiepskiego żartu.

Ale on wcale nie żartował.

- Naprawdę jest z tobą źle - skwitowała kwaśno.

- Wiesz dlaczego? Bo mimo tego, co się zadziało, nadal nie mogę przestać o niej myśleć.

Kiwnęła głową w zrozumieniu, z trudem przełykając wybór repertuaru. Odrobinę żałowała, że pozwoliła mu na taką swobodę; ale kiedy dostrzegła, że na jego ustach znowu zagościł ten złośliwy uśmiech zwiastujący nadejście upierdliwego Luki - po prostu nie mogła mu odmówić.

Dla dobra sprawy zdecydowała się być dziś jego piorunochronem.

Była gotowa ściągnąć na siebie wszelkie kąśliwe komentarze i złośliwości, które wyklarowały się w jego umyśle. Czego nie robi się dla własnego brata? W szczególności tego boleśnie poturbowanego przez życie?

Luka podciągnął się na łóżku i siadł w pozycji kwiatu lotosu; potem zaś wyciągnął rękę w przód i potarmosił ciemne włosy dziewczyny.

- Kocham cię, wiesz? - mruknął, chyba wyczuwając jej intencje i chcąc zawczasu przeprosić ją za złośliwości nadchodzącego wieczoru.

Juleka prychnęła cicho pod nosem.

To będzie dla niej naprawdę ciężki wieczór.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz