Rozdział 16: Tajemniczy Podglądacz

270 37 54
                                    

Adrienowi nie podobał się taki obrót wydarzeń. Nie chciał, żeby Luka stawał pomiędzy nim, a Marinette. Nie chciał ranić żadnej ze stron - zdążył go polubić. Ale na placu boju mógł być tylko jeden zwycięzca. A nazwisko Agreste zobowiązywało go do odnoszenia spektakularnych wyników w każdej dziedzinie życia.

Siedział na dachu obserwując z ukrycia ich wspólną zabawę w zrywanie plakatów z jego podobizną. Kiedy ostatni uśmiech opuścił jego wspaniałą podobiznę, zaklął pod nosem i zacisnął dłonie w pięści. Cały jego misterny plan wziął w łeb. To po to przez ostatnie dni starał się poprawić i zretuszować własną twarz na wszystkich tych plakatach, żeby chwilę później Marinette z taką łatwością pozbyła się ich ze ścian swojego pokoju? I to jeszcze w jakiej furii! Kiedy dostrzegł, że uzbroiła się w czarny marker i naniosła WŁASNE poprawki na jego piękną twarz, coś w nim po prostu pękło. Nie wiedział czy to bardziej bolała rana na jego wielkim ego, czy może strach przed nieobliczalną naturą Marinette. Owszem, zdarzało jej się w przeszłości robić mało racjonalne rzeczy, ale teraz mógł zwalić to na karb jej utajnionego uczucia, które żywiła cały ten czas wobec jego osoby. Czuła się nieswojo w jego obecności... Ona! Biedronka z krwi i kości! Gdyby wiedział o tym wcześniej... szkoda, że tak doskonale się maskowała pod przykrywką niezdarnej Marinette.

Jakiegokolwiek jednak by nie miał o niej obecnie zdania, pocałunek z Luką doszczętnie złamał jego i tak słabe serce. Nim skończyli, musiał przeturlać się na bok i położyć na spadzistym dachu, wystawiając się wprost na promienie zachodzącego słońca. Kilka głębokich wdechów i jego myśli powoli zaczęły się uspakajać. Z zajmowanej perspektywy widział w oknie sąsiedniego budynku jakąś małą dziewczynkę, która chyba musiała bawić się w indian - tak przynajmniej pomyślał, kiedy zaczęła mierzyć do niego z łuku. Boże. Czyżby nawet ona miała wobec niego jakieś obiekcje? Nie znali się, a mimo to grymas jej twarzy wskazywał na jakąś dziwną nienawiść, którą mogła wobec niego żywić. Dlaczego? Przecież nawet nie mogła być świadkiem motywów jego działań... a może po prostu nie podobał jej się jego nowy wygląd...?

Adrien spojrzał na swoje ręce obleczone w strój Władcy Ciem. Nie, wróć. Władcy Motyli. Nie był przecież psychopatyczną wersją superbohaterą, którą wypaczył wcześniej jego własny ojciec. On był dobry. Nie miał zamiaru wysyłać żadnej Akumy na pogrążonych w rozpaczy obywateli Paryża... bo gdyby miał wybrać swój pierwszy cel, sam musiałby wyznaczyć siebie na ochotnika. Jego złamane serce idealnie nadawało się na pożywkę dla motyli ciemności.

Nieśmiało uniósł rękę i pomachał do dziewczynki, mając nadzieję, że spojrzy na niego łaskawszym wzrokiem, szczególnie, że jego wybryki Podglądacza jeszcze się nie skończyły. Zaraz potem przeturlał się znowu na bok i wsparł rękoma o spadziste dachówki, delikatnie i ostrożnie zaglądając do środka pokoju Marinette. Po co on to w ogóle robił... przecież mógł tam wejść i po prostu z nią porozmawiać...! No, a przynajmniej wyczekać moment, kiedy nie będzie w środku tej pożal się Boże karykatury mężczyzny. Luka.

Luka.

Luka!

Patrzył się wprost na niego!

Adrien czym prędzej zerwał się na równe nogi i zjechał po dachówkach w dół, nie zostawiając im szans na reakcję.

Nim wybił się z rantu dachu, odwrócił się w stronę drzwi balkonowych, w których dostrzegł sterczącego Lukę. Na jego twarzy wymalowana była złość i podejrzliwość - nie dziwił mu się. W żadnych warunkach obecność Tajemniczego Podglądacza nie wzbudzałaby sympatii jego ofiar. Mimo, że nie robił im nic złego... teoretycznie.

Adrien uniósł dłoń do czoła i zasalutował chłopakowi, jednocześnie szeroko się uśmiechając.

A Luka doskonale wiedział, do kogo należał ten uśmiech.

***

Miraculous: Motyl i Wąż [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz