Rozdział 23

770 43 14
                                    

Piosenkę włączcie jak Martyna będzie grała na gitarze.

  Dzisiaj są moje urodziny i jakoś tego nie odczuwam. Normalny dzień jak każdy inny. Coś czuję, że to nie będą udane urodziny. W sumie jak każde. Wzdycham i dokańczam mój makijaż, o ile można to nazwać makijażem. W wakacje zazwyczaj się nie maluję tylko nakłada balsam do ust i ewentualnie korektor jak coś mi wyjdzie, ale zazwyczaj jestem za ciemna na moje kosmetyki bo bardzo szybko się opalam. Wstaje od toaletki i schodzę na dół. Kiedy już jestem w salonie rozglądam się po całym domu i wołam kogoś bo nikogo nie widzę.

- Hallo jest ktoś w domu? Mamo! Marcin! Jesteście? Bartek! Widocznie nikogo nie ma. - Mówię do sobie i podchodzę do wyspy kuchennej na której zauważam karteczkę.

  Bartek ma dzisiaj turniej. Nie chcieliśmy Cię budzić. Będziemy wieczorem

                                                                                              MAMA

- Super. - Mogli mnie obudzić. Jestem praktycznie na każdym meczu Bartka, bo lubię patrzeć jak gra i lubię go wspierać.

  Idę z powrotem do mojego pokoju i przebieram się w strój kąpielowy. Korzystając ze wspaniałej pogody postanawiam iść na ogród, wykąpać się w basenie i się poopalać, jakby było mi mało. Ubieram biały strój przez który doskonała widać moją opaleniznę, związuje swoje blond, długie włosy w koka i zakładam klapki biorąc ze sobą ręcznik. Wchodzę na taras, ściągam obuwie i rzucam ręcznik na jeden z leżaków a następnie wskakuje do wody na bombę.

- Ach jak ja to lubię. - Wynurzam się z wody i płynę do krawędzi basenu. Opieram się o brzeg basenu i kładę głowę na ręce a następnie zamykam oczy i macham sobie nogami w wodzie.

- Ale cisza, spokój. Właśnie za cicho tutaj. Przydałaby się jakaś muzyczka.

  Wychodzę z basenu i idę do salony włączyć jakąś muzykę. Wypadło tym razem na pop i rap. Idąc z powrotem do basenu widzę na wyspie kuchennej dzwoniący telefon, którego wcześniej tutaj odłożyłam. Przewracam oczami, bo spodziewam się kto dzwoni i patrzę na wyświetlacz ekranu, mrugam oczami ze zdziwienia, że dzwoni ktoś inny a nie on...

Ja: Halo?

Ciocia Wiola: Hej słonko. Mogę wpaść? Jestem. Mam truskawki.

Ja: Jasne wpadaj. Wejdź ogrodem. Masz klucze.

Ciocia Wiola: Minuta i jestem.

  O przynajmniej nie będę sama się nudzić. I ciocia przyniesie truskawki. Kocham truskawki, ale jeszcze bardziej arbuza. Właśnie miałam sobie sok zrobić. Odwracam się w stronę lodówki i ją otwieram. Wyciągam arbuza i zaczynam go kroić. Wkładam kawałki do sokowirówki i blenduję wszytko. Nie dodaje mleka ani wody, cukru też nie. Tylko wybieram pestki. Przelewam napój do słoika i wkładam parę kolorowych kostek.

- Sto lat sto lat, wszystkiego najlepszego słońce. - Daje mi buziaka w policzek kobieta i prezent.

- Hejka, a dziękuje bardzo, nie trzeba było. - Odwzajemniam gest. - Soku? Z truskawek czy arbuza?

- Z arbuza, truskawy se zjemy. - Zaczyna szukać miski do truskawek a ja wlewam napoju do takiego samego naczynia jak do mojego.

- Masz strój? - Pytam patrząc na ciocię.

- A mam. - Ściąga sukienkę którą jeszcze przed chwilą miała na sobie i obie kierujemy się na leżaki. - Musze spędzać ostatnie chwile z Tobą. Kiedy się wyprowadzasz?

Będę Stać Tak Tysiąc Lat || 4DreamersWhere stories live. Discover now