Dzisiaj jadę do szpitala. Nie mam nawet najmniejszej ochoty tam jechać. Czuję się dobrze, więc nie widzę sensu jechania w to miejsce. Niby to już ostatni etap leczenia a czuję się jakbym miała kupiony bilet tylko w jedną stronę. To wszystko dzieje się za szybko.
Chciałabym porozmawiać z moim dawcą, poznać tą osobę. Nie wiem jak to jest ale czuję że bym się z nią dogadała. Mój mózg to podpowiada, ale nie tylko to. Codziennie mnie męczy pytaniami, a ja sama się nimi później katuję.
Co ja zrobiłam temu światu? Czemu akurat ja? Dlaczego to ja muszę cierpieć? Cierpieć by wyzdrowieć. Gdybym wiedziała że tyle trzeba przejść by być zdrowym to bym od razu wolała umrzeć i nie czuć bólu.
Już nawet nie chodzi mi o ból fizyczny a psychiczny który każdego dnia wbija mi kolejny gwóźdź do trumny.*
Dostałam pierwszą dawkę leku. Czuję się fatalnie. Kości mam jak z waty, głowa mam wrażenie że waży tonę a o podniesieniu ręki nie wspomnę.
Niby została podana mała dawka a czuję się jakby nie wiadomo ile mi tego dali. Lekarz powiedział że jak narazie się wstrzymiemy i na chwilę obecną nie dostanę więcej tego gówna.
Ostatni raz przejechałam ręką po moich grubych, gęstych włosach. Może nie będzie aż tak źle? Pielęgniarka mnie pocieszała i wmawiała że jeżeli dostanę jeszcze raz porcje leku i już nic więcej to nie stracę wszystkich włosów. Sama nie wiem czy mogę jej wierzyć. Może faktycznie jest to prawda? W sumie to dużo mam tych włosów i nie będzie to takie widoczne jak nie będę ich miała od spodu. Najwyżej będę skazana na ciągłe noszenie czapek, peruki lub doczepy. Życie. Coś za coś.
Chemioterapia strasznie niszczy człowieka. Wyglądam jakbym umierała. Ba, ja się tak czułam i wyobrażałam że tak właśnie wygląda śmierć.
Chciałam wstać z łóżka i się przejść po szpitalnych korytarzach. Gdy stanęłam na równe nogi od razu upadłam na kolana. Cała się trzęsąca próbowałam wstać. Wszelkie próby na marne i każda kończyła się upadkiem. Powieki robiły się coraz to cięższe i w pewnym momencie całkowicie się zamknęły.
- Pomocy! Ta dziewczyna zemdlała! Niech ktoś tu szybko przybiegnie! ~?
Przybiegły do sali spanikowane pielęgniarki i lekarz. Przenieśli dziewczynę z ziemi na łóżko i wykonali zastrzyk z jakimś lekiem który przyśpiesza obudzenie się. Po kilku minutach dziewczyna otworzyła oczy.Pov Emilia
Fuck. Znów te cholerne jasne światło. W gratisie jeszcze oślepnę gdyby było mi tego wszystkiego mało.
- Dlaczego wstałaś z łóżka? - jak zwykle. Dopiero co otworzyłam oczy a oni już zasypują pytaniami, gdzie nad odpowiedzią muszę się zastanowić.
- B-bo... Nie wiem.
- Nie możesz teraz tak chodzić. Twój organizm jest wymęczony i musisz leżeć.
- Ale ja już nie chce tu leżeć! - mało brakowało a bym zaczęła płakać jak małe dziecko.
- Przykro mi ale musisz. Chyba chcesz być zdrowa a teraz wycofywać się byłoby głupotą.
- Ile jeszcze będę musiała dostać tych dawek?
- Eee ciężko mi powiedzieć ale myślę że za dwa dni dopiero dostanie pani kolejną dawkę. Jutro rano zrobimy pani badania i zobaczymy jak to wszystko wygląda.
- A jest taka szansa że to za dwa dni to będzie ostatni raz kiedy dostaje lek?
- No jeżeli wszystkie pozostałości nowotworu zostaną zniwelowane to tak.
- Yhym...
- Proszę się nie zamartwiać. Organizm jest jeszcze młody, pani jest bardzo dzielna i silna, wszystko będzie dobrze. Bądźmy dobrej myśli.
- Powiedzmy że panu wierzę.
- Proszę odpoczywać i już więcej nie próbować wstawać bez obecności pielęgniarek lub mnie. Okej?
- Ta.*
Miałam akurat odpalonego laptopa i oglądałam jakieś filmy które idealnie wpasowały się w mój obecny tryb życia. Zazwyczaj były to filmy kręcone w szpitalach. Rzygać już mogę tym szpitalem.
Zadzwonił do mnie na wideo chatt Jungkook. Odebrać? Czy nie odebrać? Nudne już jest te oglądanie tych medycznych filmów. Może i nie prezentowałam się dobrze ale kto wie czy to właśnie nie teraz ostatni raz wyglądam ładnie. Później może być coraz to gorzej. Odebrałam.
CZYTASZ
Uwierz 💜 || Jungkook🐰
FanfictionDziewczyna o złych poglądach na świat, nie wierząca w zauroczenie, związek a co dopiero w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale dlaczego? Ponieważ nikt jej tego nie nauczył.... Wychowywana przez brata i babcię, w porywach przez chrzestnych. Rodzice ow...