1

2.5K 39 5
                                    

Woda wrzała w babcinym dzbanku do kawy. Nikogo, prócz mnie nie było w przytulnej kuchni, otoczonej tysiącami rupieci. Domagałam się rodziców, by zmienić otoczenie, jednak oni byli uparci, że póki żyje moja babcia, tak pozostać w domu powinno. Drewniane schody skrzypiały pod stopami Kuby, a gdy ten zszedł na dół powiedział do mnie jeszcze zaspanym głosem:
- Zaparz mi jak zwykle zwykłą czarną.

- Mogłeś chociaż się ze mną przywitać. - Odpowiedziałam z wyrzutem. W moją stronę zbliżał się łysiny kot mojej babci. Całą moją uwagę, skupiłam na nim.
- Lucyferek... - Uklęknęłam przed nim, głaszcząc jego łysy grzbiet. Począł mruczeć głęboko, jak miał to w zwyczaju. Do jego musztardowej miski, wrzuciłam obrzydliwą konserwę, której zapach unosił się po całej kuchni. Zaparzyłam następnie kawy i zawołałam na korytarzu:
- Kuba! Śniadanie idź zrób!

Odkrzyknął z łazienki, która znajdowała się na drugim końcu holu:
- Dasz mi się wysrać?! Nie chce mieć zatwardzenia w szkolnym kiblu!

Zachichotałam i napiłam się swojej lekkiej, karmelowej inki. Choć Kuba twierdził, że nie lubi parzonej kawy to bez niej, nie potrafiłby funkcjonować w szkole. Daje mu ona porządnego kopa, który także pomaga mu uporać się z swoją dziewczyną. Gdy wyszedł w bordowych bokserkach, uśmiechnął się, a następnie wyprężył u progu.
- Jestem zajebisty. - Wyciągnął dużą patelnie i położył ją na ogniu. - Widziałaś mnie w lustrze? Dzisiaj promienieje świeżością.
- Nie popieram kazirodztwa. - Usiadłam przy stole, głaszcząc Lucyfera. - Szczerze, wyglądasz jakbyś się upił mając biegunkę.
- Ty i te swoje filozofie. - Przewrócił oczyma, a następnie wrócił do mieszania jajecznicy. Na pewien czas zapanowała głucha cisza, która przerywana była ćwierkaniem ptaków oraz mruczeniem kota. Za szybą okna rozciągał się widok na drewniany ogródek, gdzie po środku stał dzielny, własnoręcznie robiony strach na wróble. Gdy miałam pięć lat, razem z dziadkiem stworzyliśmy kukłę w jego garażu. Zaczęłam za nim tęsknić, gdy coraz mocniej próbowałam go sobie przypomnieć. Nie było go już  z nami okrągły rok, co jeszcze bardziej wyciskało łzy.
- Dziadku, ale czy na pewno ten pan odstraszy ptaki? - Pytałam, wiążąc zieloną kokardę, na drewnianej szyi stracha.
- Oczywiście kochanie. - Uśmiechnął się, a jego czysto zielone oczy odbijały wiosenne światło. Rzadkie, siwe włosy schował pod melonikiem w brudną kratkę. Ten dzień zapamiętałam dokładnie. "Wielki pan na patyku" został umocowany obok grządki z babcinymi ogórkami. Radowaliśmy się niezmiernie, a Kuba wracając z centrum miasta, gdzie z kolegami grał w halówkę, zdumiał się widząc ciężką pracę.
- Ładny. - Odpowiedział zasapany i spocony. Słońce grzało głowy niczym w lato, choć do niego było daleko. Z wiekiem lat strach na wróble przestał odstraszać ptaszyny, a sam stał się brudny i zmęczony robotą. Podczas pewnej burzy, moja zielona wstążeczka została porwana przez wiatr. Nie do wiary, że cała historia wydarzyła się dwanaście lat temu.

- Proszę. - Kuba podstawił pod mój nos ciepłą jajecznicę, która wyrwała mnie gwałtownie z transu. - Masz dzisiaj jakąś klasówkę?
- Z matmy... - Westchnęłam, dłubiąc widelcem w żółtym jajku. Lucyfer postanowił zejść mi z kolan i uciec, ponieważ nienawidził zapachu ludzkiego jedzenia.
- Musisz poprawić swoje oceny. - Rzekł brat, popijając śniadanie kawą. Skrzywił się. - Czemu zrobiłaś, aż tak mocną?
- Dzisiaj miałeś się spotkać z Olą, zapomniałeś?
- Powinienem z nią zerwać... - Teraz on zachmurzył się niezmiernie. Pochyliłam się i poklepałam jego mocne, opalone ramię.
- Nie przejmuj się. To nie ty masz zagrożenie z matmy. - Próbowałam dodać mu otuchy, co wyszło na marne.
- Mam średnią dwa-zero. - Spojrzał na mnie ironicznie, po czym nastawił uszu. - Babcia wstała?
- Pójdę jej zanieść śniadanie. - Wstałam i wzięłam drewnianą tace do ręki. Na lodówce zapisany był harmonogram lekarstw, które przyjmować musiała o odpowiednich porach.
- Babcia nie bierze już tego leku na serce? - Zdziwiłam się, zwracając głowę ku bratu.
- Wycofali je, więc lekarz przypisał jej inne. - Wyglądał na obojętnego sytuacją, więc ruszyłam po schodach do góry. Tam znajdowały się cztery pokoje. Mój, rodziców, Kuby i najbliższy mnie - Babci. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam jak starsza kobieta, na swoim starym, bujanym krześle, w czerwonych okularach, haftuje chustę.
- Cześć babciu. - Przywitałam się, odstawiając tace na pobliską komodę, zawaloną kolejnymi rupieciami, w tym z przerażającą, porcelanową lalką.
- Patyśka... - Zsunęła okulary z nosa i dała mi lekki pocałunek w czoło. Uchyliłam okno, padające na mniej urokliwą część oddalonego miasta. - Jak się spało?
- Dobrze. - Stwierdziłam, ścieląc jej łóżko. Przykro było mi patrzeć, jak babunia musiała przebywać jedynie w swoim pokoju, ponieważ lekarz, zabronił jej schodzenia po schodach po ostatnim upadku z nich. Cała rodzina panikowała przeraźliwie.
- Powiedz Kubie, by po szkole przyszedł do mnie na rozmowę. - Gwizdnęłam. - Patrycja! Ile ci razy mówiłam, byś nie gwizdała przy krzyżu!
- Przepraszam! - Podniosłam ręce na znak obrony i ruszyłam do drzwi. Nagle zatrzymała mnie z jeszcze jedną prośbą:
- Kochana, idź do pokoju rodziców. Mają do ciebie ważną sprawę odnośnie szkoły. - Uśmiechnęła się ukazując swoje dołeczki w policzkach. Przełknęłam ciężko ślinę, a za swoimi plecami, usłyszałam jeszcze:

- Powinnaś być zadowolona.
Pokój ich znajdował się kilka kroków od babci, więc nie zdążyłam przeanalizować sytuacji. Musiałam tam wejść i to zrobiłam. Taty nie było, ponieważ uciekł do pracy, a mama właśnie ubierała się w strój służbowy.
- O! Jesteś! - Krzyknęła. - Pomóż mi zapiąć ten suwak spódnicy!
- Babcia mówiła mi, że chciałaś coś ode mnie odnoście szkoły. - Podeszłam do niej i zapięłam zamek.
- Dziękuje skarbie. - Założyła czarną marynarkę, a czarne włosy spięła w mały kucyk. Miałyśmy włosy podobnego koloru tylko moje różniły się tym, że odziedziczyłam kręcone po moim tacie.
- Ah tak! - Ocknęła się, psikając w siebie tysiące perfumów. Zakaszlałam. - Twoje oceny nie poprawiły się przez tego starego korepetytora, więc postanowiłam, że znajdę dla ciebie jakiegoś młodszego, około twojego wieku. Byś miała z nim trochę wspólnych tematów. - Obrysowała swoje wyraziste usta, krwistą czerwienią. - Moja koleżanka z fachu ma syna który ma same piątki z matmy! Aż nie do wiary! Sami swoi, więc postanowiłam, że będzie do nas przychodził.
- Nowy korepetytor tak? - Odpowiedziałam półgłosem, a ta nie zwracała na mnie swojej uwagi. Zajmowała się doborem szpilek.
- No przecież mówię. - Wywróciła oczami po chwili. - Będzie jeszcze dzisiaj o szesnastej. Musimy omówić harmonogram kiedy i jak często ma przychodzić.
Następnie spojrzała na mnie zaniepokojona:
Czerwone, czy Czarne szpilki?

Nowy Korepetytor _4Dreamers_Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz