4. Będę czekał, bo wiem... że warto.

389 16 11
                                    

Ewelina

Większość nocy, umierałam z bólu, pękniętego serca. Kilka razy słyszałam, jak Adrian kręci się pod zamkniętymi drzwiami, ale nie wszedł do środka.

Śpiąc w blondyna łóżku, docierało powoli do mnie, że straciłam Adama na zawsze.

Choć kocham go nad swoje popierdolone życie, nigdy już nie będziemy razem.
Nie wybaczę mu zdrady.

~***~

W sobotę na wieczór, nie miałam już łez. Moja buzia była opuchnięta, a oczy wygladały, jakbym biła się z Tysonem.

Dlatego leżałam w salonie na kanapie, z mokrą od zimnej wody pieluchą na twarzy, żeby doprowadzić się do porządku, bo w poniedziałek wracam do pracy. Przez niedzielę poznajdywałam swoje rzeczy i bez rozpakowywania ich, poukładałam tak, by mieć do nich łatwy dostęp. 

Muszę zacząć żyć... uczyć się żyć bez niego, dlatego wzięłam się w garść i zrobiłam w niedzielę obiad dla naszej dwójki.

Adrian zachowuje się nadal, jak przyjaciel, co bardzo mnie cieszy. Bałam się, że będzie między nami niezręcznie, gdy będę musiała go od siebie odpychać. Po tylu latach nadal go kocham, ale w tym momencie inne uczucia przeważają, jak rozpacz, smutek, żal.

Wszyscy piszą lub dzwonią pytając, jak się trzymam, ale nie mam ochoty, o tym rozmawiać. Jedynie rodziców i teściów uspokajam, że choć boli mnie rozstanie, nie zamierzam już do niego wracać. Już nigdy...

  - Ewela... czemu ty nie jesz? - pyta, kiedy widzi, jak grzebię w talerzu.
  - Nie wiem. Jakiś dziwny ten makaron. - wącham talerz. - Nie jedz tego.
  - Co ty gadasz? Przecież pyszny Ci wyszedł ten serowy garnek. - zajada się nim.
  - Nie wiem. Nic mi nie smakuje od jakiegoś czasu.- marudzę.
  - Wracasz jutro do pracy?
  - Tak, muszę... a nawet chcę. Zajmę się pracą i nie będę myśleć, o tym wszystkim.
  - Odwiozę Cię do niej
  - Nie musisz. Wystarczy, że wezmę taksówkę na firmę.
  - I tak przyszły tydzień mam na noc. - uśmiecha się lekko.
  - No dobrze.
  - Obejrzymy jakiś film?
  - Chętnie. - uśmiecham się jednym kącikiem.

Na drugi dzień blondyn odwiózł mnie do pracy. Od rana źle się czułam, ale nie chciałam iść na kolejne zwolnienie.

Przeprosiłam pana Artura, za tak nagły urlop, ale powiedział, że rozumie i o nic więcej nie pytał i dzięki Bogu, bo gdybym powiedziała mu, że mam kłopoty w domu, to po pierwsze rozpłakałabym się, a po drugie skłamałabym.
Ja już nie mam domu...

Siedzę nad dokumentami, kiedy Igor wszedł do otwartego biura i przyniósł mi sam z siebie moją ulubioną kawę z mlekiem bez laktozy.

  - Dziękuję Ci bardzo. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale zdajesz sobie sprawę, że tą kawą nie nabijesz sobie dodatkowych punktów? - uśmiechnął się.
  - Nie o to mi chodzi. - chciałam upić łyka, ale poczułam dziwny, odpychający zapach.
  - Igor... czy to mleko było świeże?
  - Yyy... oczywiście. Otworzyłem nowe. - upiłam łyk i to był błąd. Od razu poczułam, jak cofa mi się zawartość żołądka.

W pośpiechu wybiegłam do łazienki, rozlewając kawę na dokumenty, ale w tej chwili miałam to gdzieś.

Dopadłam do muszli i oddałam każdy posiłek zjedzony dzisiaj. Co mnie zastanawia... nie boli mnie żołądek, jak przy stresie.

Ja zwymiotowałam przez smak i zapach.

Podeszłam do umywalki i podpierając się rękami, spojrzałam w lustro.

Moje Dorosłe ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz