46. Zabieram was do domu, Maleńka.

334 13 0
                                    

Adrian

Wychodząc ze szpitala, oboje bez słowa udaliśmy się na postój taksówek. Specjalnie wsiadłem do tyłu, by ukryć kumulujące się we mnie emocje. Niestety Janek usiadł ze mną, więc chcąc nie chcąc musiałem się powstrzymać, może nawet to stłamsić.

Jednak nie dałem rady, przekraczając próg ich sypialni. Pokój wygląda, jak bym przybył na miejsce zbrodni. Wszędzie jest pełno krwi, której zapach czuć w powietrzu. Łóżko wygląda, jakby ktoś zabił tu kogoś, a nie urodził dwójkę dzieci...

Nie przejmując się tym brudem, usiadłem na rogu ich łóżka i schowałem twarz w drżące dłonie. Zacząłem wpuszczać z oczu łzy, uwalniając się ze wszystkich emocji.

Pierwszy raz, byłem świadkiem porodu. Dokładnie widziałem jej cierpienie, a potem cud narodzin. To były najwspanialsze chwilę w moim życiu, mimo strachu o Malutką, która okazała się wojowniczką i świetnie poradziła sobie z tą niespodziewaną sytuacją.

  - Adrian...? - spojrzałem na Janka, który patrzył na mnie zatroskanym wzrokiem, stojąc w drzwiach. - Wszystko w porządku?
  - Tak... po prostu... podziwiam twoją pracę. - uśmiechnął się lekko. - Odwaliłeś kawał dobrej roboty.
  - Ja naprawdę...
  - Halo? Jest tu kto? - pyta mama Eweli, a my oboje się zrywamy.
  - Dzień dobry, pani Szulc. - mówi Janek, który stoi bliżej holu i stara się jej nie wpuścić do pokoju.
  - Dzień dobry. - rzuciła się mu na szyję. - Dziękuję.
  - Ależ pani Dorotko, naprawdę... nie ma za co.
  - Tobie też dziękuję. - przytuliła mnie.
  - Ale... - przerwała mi.
  - Jak ona to przeżyła? - pyta z przerażeniem, Janka.
  - Była bardzo dzielna, świetnie sobie dała radę.
  - Moja Ewelinka? Przecież ona nie jest odporna na ból. - uśmiechnąłem się.
  - Poradziła sobie bardzo dobrze. W ciągu kilku minut urodziła oboje. Wykorzystała po pierwszym dziecku, każdy skurcz, by urodzić drugie. Gdyby zrobiła sobie przerwę, musielibyśmy podać oksytocyne, która wznowiła by skurcze parte.
  - Ha! Zrobiła to specjalnie. Chciała je jak najszybciej urodzić i pozbyć się bólu. Znam ją! - parsknęliśmy śmiechem. - Jedziecie do nich?
  - Tak.
  - To jedźcie, ja tu posprzątam.
  - Nie! - krzyknęliśmy razem.
  - Pani Dorotko... będzie lepiej, jak ja posprzątam, a pani pojedzie z Adrianem i odwiedzi córkę i wnuki. Dobrze? - mówi spokojnie.
  - No..no dobrze. Dziękuję. - uśmiecha się tak słodko, jak ona. Obie są przepięknymi kobietami.
  - Proszę dać mi chwilkę. Pójdę się przebrać. - mówię.
  - Oczywiście.

Szybko pobiegłem na górę i z prędkością światła zmieniłem ciuchy. Na dole czekała już na mnie, mama mojej Malutkiej, a obok niej stoi wielka walizka.

Z uśmiechem zaprosiłem ja do mojego auta i ruszyliśmy w drogę do szpitala. Nagle jej mama zaczęła cichotać i choć nie mam pojęcia z jakiej przyczyny, zaczyna to być zaraźliwe.

  - Przepraszam Cię... po prostu jak pomyślę, że dzieci wywinęły jej taki numer, gdzie ona cieszyła się, że bez bólu przejdzie kolejny poród, to nie mogę się uspokoić. - pękłem i śmiałem się razem z nią.

Ale nie z Eweli, bo uważam ją za najsilniejszą kobietę jaką znam, ale przez podejście jej mamy. Ona naprawdę uważa, że Ewela jest mazgajem i tchórzem.

  - Jak już przyszło jej rodzić naturalnie, to akurat bliźniaki. No nie wierzę. - nadal się śmieje, ale jest w tym bezgraniczna miłość, nie nabijanie się. - Maciek, już nie może się doczekać, aż wróci z trasy. Pewnie do końca tygodnia weźmie wolne i będzie opijać wnuki.
  - My też. To było niesamowite przeżycie.
  - Zobaczysz. Dopiero bedziesz przeżywał, jak będziesz przy porodzie własnego dziecka. - westchnąłem prawie niezauważalnie.

Moje Dorosłe ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz