Rozdział szósty - Mały problem

8.7K 537 489
                                    

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Mógłbym iść i polatać na miotle, może nawet da się zaciągnąć do tego Gin i Hermionę. To dobry pomysł, tylko, że nadal brakuje jednej osoby, a mianowicie Rona. Po tym jak wyszedł z pokoju już go nie widziałem, więc nie wiem co się działo.

Na obiedzie też go nie było. Właśnie wchodziłem po schodach na górę, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek.

-Harry, rozmawiałam z Ronem i chyba już jest spokojniejszy, może pójdziemy gdzieś razem? Wiesz, że nie lubię gdy się kłócicie. Wszystko ok, Harry?

-Tak, tylko nie wiem czemu był taki łagodny. Gdy wpadliśmy na Ginny i Deana całujących się, chciał się na nas rzucić. A teraz po prostu powiedział żebyśmy byli ostrożni i tyle. 

-Wiesz, rozmawiałam z nim trochę żeby dał wam więcej prywatności i wolności, może dlatego. 

-Co do prywatności, sorry Herm, ale chyba zostawiłaś coś swojego na łóżku Rona - cholera, po co to mówiłem - nie żeby coś, ale wiesz, sprzątałem i…

-Ok - dziewczyna była wyraźnie zawstydzona. Wyminęła mnie, wpadła do naszego pokoju, po czym wbiegła do swojego trzaskając drzwiami.

I po co to mówiłem? Teraz nie będzie się do mnie odzywać. Ugh.

Dobra, czas ruszyć cztery litery z miejsca i się czymś zająć. Wszedłem do pokoju dziewczyn i zastałem w nim Ginny, Herm i o dziwo Rona.

-Yyy, nie chce przeszkadzać, ale pomyślałem sobie, że poszlibyśmy pograć w quidditcha, oczywiście o ile macie ochotę…

-Jasne - odpowiedziało chórem rodzeństwo.

-A ty, Hermiona?

-Wiecie, że ja niezbyt umiem grać…

-Nie marudź tylko chodź Miona, nauczę cię, ok? - Ron nie dawał za wygraną - jak coś, to popatrzysz, proszę…

-Dobra już, dobra.

Szliśmy w milczeniu za górkę by móc spokojnie grać. Lepiej, żeby żadni mugole nie widzieli czwórki latających nastolatków.

Zwolniłem trochę wyrównując z moją przyjaciółką tak, że szliśmy ramię w ramię.

-Herm, nie złość się na mnie, nie chciałem cię urazić czy coś.

-Ok Harry, nie ma sprawy.

-To dobrze, bo nie chciałbym cię stracić. W końcu sam nie dałbym sobie rady z tymi wszystkimi esejami i tak dalej.

Oberwałem po głowie. To było do przewidzenia. Auć. 

Graliśmy całe popołudnie i nawet Hermiona dawała sobie świetnie radę. Wracając rozmawiałem z Ronem, aż w końcu zadałem mu nurtujące mnie pytanie. Pytanie które chciałem zadać już gdy dostałem list od Ginny.

-Stary, nie za wcześnie z tymi zaręczynami? Nie chodzi mi o nic, cieszę się waszym szczęściem, ale macie dopiero 18 lat i…

-Nie. Kocham ją a ona kocha mnie. Podjęliśmy wspólnie tą decyzję. Z resztą ślub nie odbędzie się jutro czy od razu po skończeniu szkoły. Ustaliliśmy, że będzie to za dwa czy trzy lata. Ej moment, czy ty chcesz się oświadczyć Ginny? Bo stary, wszystko ok, ale…

-Nie, spokojnie, na razie nie.

Wróciliśmy akurat na kolację, i po paru porcjach zapiekanki warzywnej i kilku nowinkach z Ministerstwa Magii udaliśmy się spać.

O dziwo zasnąłem szybko, co rzadko mi się zdarza.

No nie, znowu śni mi się Malfoy. Całuje mnie. Tylko czemu mnie to nie odrzuca? I to nawet jest przyjemne.

Obudziłem się i poczułem, że coś jest nie tak. Odchyliłem kołdrę. No to mamy "mały problem". Kurwa, staje mi na myśl o Malfoyu. Merlinie.

Gdy mój "problem" został rozwiązany, zasnąłem głęboko i w ten sposób spokojnie przespałem całą noc.

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz