Pov Draco
Prawie całą noc nie spałem bo myślałem o pewnym zielonookim brunecie. Nie żebym się zakochał czy coś, bo on w końcu jest hetero. No i to Potter. Ale to, że mi wybaczył, i do tego ci jego koledzy-idioci. Wow.
Gdy w końcu zasnąłem śniło mi się że całuje się z Potterem. Jeżeli prawdziwy on całuje tak dobrze, jak wytwór mojej wyobraźni, to trzeba to sprawdzić.
A kiedy nie widziałem już szans na zaśnięcie, bo wybiła 7:20, zacząłem zbierać się na śniadanie. Jak zwykle w nienagannym ubiorze i idealnej fryzurze szedłem do Wielkiej Sali, gdy w jej wejściu zobaczyłem bruneta. Był kilka kroków ode mnie.
Poślizgnął się, więc podbiegłem jak najszybciej i w ostatniej chwili złapałem go. Jednak nie bez przyczyny jest się szukającym. Ha!
Gdy już podniósł się na własne nogi a nasze spojrzenia się skrzyżowały, spłonął rumieńcem. Ja z resztą chyba też, bo miałem wrażenie, że moja twarz się pali. Chłopak uniósł lekko brwi gdy mnie zobaczył.
-Yyy, dziękuję, Malfoy.
-Mów mi po imieniu, yy, Harry - chyba pierwszy raz tak ciężko było mi wypowiedzieć czyjeś imię. A to jego jest naprawdę ładne.
-Dziękuję za uratowanie mnie przed bliskim kontaktem z podłogą, Draco.
Spuścił wzrok, ale zdążyłem zobaczyć, że był speszony. Odwrócił się na pięcie i odszedł, pewnie na zajęcia, bo trzymał w ręce kartkę z rozkładem lekcji. Uniosłem moją prawą brew. Moment, chwila, Merlinie, jak słodko brzmi Draco z jego ust. Ahhh.
Podszedłem do stołu ślizgonów, zabrałem stamtąd jabłko i mój plan. Nie obyło się bez kilku przywitań z kolegami z roku i paru młodszych dzieciaków, którzy uciekali przede mną w pośpiechu. Jak widać łatka śmierciożercy szybko nie zniknie.
Spojrzałem na mój plan.
Draco Malfoy - plan zajęć.
Znalazłem odpowiednią kolumnę i przejechałem po niej palcem. Oho, pierwsza transmutancja z GRYFONAMI! Fajowo.
Skierowałem się więc na pierwsze piętro pod salę McGonagall. Merlinie, jaka ona sztywna. Ugh.
Pov Harry
Gdy Draco mnie złapał podziękowałem mu i pobiegłem na transmutację, bo inaczej zobaczyłby, że spaliłem buraka. Ale chwila, przecież teraz mamy lekcje ze ślizgonami. Czemuuu?
Starałem się opanować po spotkaniu tlenionego, bo jak Ron zobaczy mnie w takim stanie, to zacznie mnie wypytywać o wszystko.
-Hej stary, czemu na nas nie poczekałeś ze śniadaniem?
-Nie mogłem spać, a nie chciałem was budzić wcześnie, więc poszedłem od razu coś zjeść. - W sumie była to prawda. A przynajmniej jej część.
-A, ok, ale następnym razem zostaw jakąś karteczkę czy coś. Myśleliśmy, że coś ci się stało. -Zmarszczył lekko brwi i zaczął rozmawiać z Seamusem.
Reszta lekcji do przerwy na lunch minęła spokojnie, te następnie również w mniej lub bardziej nudnej atmosferze. Każdy nauczyciel zaczął lekcje 10 minutowym wstępem na temat tego, że zdajemy w tym roku Owutemy, więc będziemy mieli dużo pracy. No świetnie.
Hermiona jak zwykle miała najobszerniejsze notatki ze wszystkiego, ale to dzięki nim ja i Ron zadajemy. Oczywiście nie przyjaźnimy się tylko ze względu na korzyści w postaci pomocy w nauce, ale jest to jeden z przywilejów. Kochana Miona.
Wracając z kolacji z żołądkiem pełnym zapiekanki warzywnej, wykorzystałem jeden ze skrótów i w kilka minut byłem pod portretem Grubej Damy. Nie byłem jednak sam, bo jak się okazało, kilka metrów dalej stał pewien platynowy blondyn.
-Coś się stało Mal...Draco?
-Nie, ale chciałem z tobą porozmawiać. Pamiętasz jak kilkukrotnie odrzuciłeś moje zaproszenie do mojego grona znajomych? Wtedy u Madame Malkin i w pociągu? Czemu to zrobiłeś?
-Yyy, ja ten. Wydałeś się strasznie arogancki i niemiły, jak się potem okazało faktycznie taki byłeś.
-To czemu w pociągu uścisnąłeś mi dłoń?
I co miałem powiedzieć? Że od zakończenia wojny czytałem artykuły o Malfoyu i wiedziałem co się stało z jego rodziną? Że interesowało mnie to tak, jak on sam. I że strasznie zmienił się, wręcz nie do poznania? Chyba to właśnie.
-Wiesz, zmieniłeś się. Na lepsze, na kogoś, kto mógłby być moim przyjacielem.
Pov Draco
-Wiesz, zmieniłeś się. Na lepsze, na kogoś, kto mógłby być moim przyjacielem.
Chyba się rumienię. Szczerze, zamurowało mnie. Wiem, że się zmieniłem, ale że aż tak jest to widocznie, to się chyba nie spodziewałem. Co prawda Zabini powiedział mi, że jakoś milszy jestem, no ale nadal.
-Dobra, Draco, muszę iść.
-Ok. Papa. - Papa? PAPA?! Kurwa, Draco, żeś spierdolił.
Wybraniec odszedł a ja ciągle stałem patrząc się w miejsce, w którym znajdował się przed chwilą chłopak.
Nie wiem jak trafiłem do mojego dormitorium prefekta naczelnego, ale tak szybko jak tylko mogłem złapałem za kawałek pergaminu i pióro. Szybko napisałem na nim kilka słów. Użyłem do tego resztek mojego trzeźwego myślenia, by napisać to najładniejszą czcionką jaką umiem.
𝓗𝓪𝓻𝓻𝔂, 𝓼𝓹𝓸𝓽𝓴𝓪𝓳𝓶𝔂 𝓼𝓲𝓮 𝓳𝓾𝓽𝓻𝓸 𝓸 𝓸𝓼𝓲𝓮𝓶𝓷𝓪𝓼𝓽𝓮𝓳 𝔀 𝓫𝓲𝓫𝓵𝓲𝓸𝓽𝓮𝓬𝓮.
𝓓𝓻𝓪𝓬𝓸
Przywołałem moją sowę i przywiązałem jej do nóżki list. Jest to duży, czarny Puchacz, którego używała moja matka zawsze, gdy do mnie pisała, bo zawsze umiał mnie znaleźć. Powiedziałem, że ma lecieć do Pottera i mam nadzieję, że list nie trafi w niepowołane ręce. Konkretnie te, należące do Wieprzleja.
Dziękuję za ponad 250 odsłon i 20☆
(~ ̄³ ̄)~♡
CZYTASZ
Sobie przeznaczeni - Drarry
FanfictionOpowieść o początkach związku pewnej fretki i chłopca o niezwykłej bliźnie... Zakończone moi drodzy, zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci gwiazdek (◍•ᴗ•◍)♡ Wybrane fragmenty opowiadania: "I gdyby nie ta drobna istota, która właśnie gła...