Rozdział dziewiętnasty - Uczta w skrzydle szpitalnym

6K 443 424
                                    

Powoli zbliżała się godzina uczty więc postanowiłem się przygotować. Maseczka, krem, potem żel na włosy, żeby wyglądały jak zwykle oszałamiająco. Wybrałem z szafy moją najlepszą koszulę i czarne, opinające spodnie z odsłoniętymi kostkami. Całość dopełniał krawat w kolorach Slytherin'u. Zabrałem z szafki moje ulubione perfumy i się nimi spryskałem. 

Gotowy do na spotkanie udałem się do kuchni, gdzie skrzaty dały mi jedzenia nie dla dwóch, a co najmniej dziesięciu osób. No cóż, uczta to uczta. Udało mi się też zdobyć butelkę ognistej i mam nadzieję, że Pomfrey nas nie przyłapie.

Umówiłem się z drobnymi podopiecznymi zawieszonej organizacji kujonki, że dostarczą mi jedzenie na miejsce, gdy je zawołam, bo same stwierdziły, że nie doniosę tego samodzielnie aż na szóste piętro. 

Dotarłem pod drzwi skrzydła szpitalnego i spotkałem się że wzrokiem pielęgniarki.

-A ty, czemu nie na uczcie?

-Ja, ten, proszę panią bardzo, bo Harry leży tu i wyjść nie może na ucztę, więc postanowiłem z nim posiedzieć i zorganizować drobną kolację tutaj.

Wyciągnąłem różdżkę i wyczarowałem drobny bukiecik koreanek, może ją tym udobrucham. Chyba mi się udało, tyle, że kwiatki były zbędne.

-Dobrze już, ale idę na ucztę pierwszy raz od dawna i mam nadzieję, że nie przerwiecie mi świętowania. Jest to wyjątek, panie Malfoy, więc proszę się nie przyzwyczajać. A kwiatki niech pan lepiej do wazonu kolegi wstawi.

Wyminęła mnie, a ja jedynie zdążyłem krzyknąć za nią szybkie dziękuję.

Podszedłem do łóżka Złotego Chłopca. Spał sobie zupełnie nieświadomy, co się zaraz tu będzie działo. 

Ślicznie wyglądał, leżąc z policzkiem na miękkiej poduszce, lekko zarumieniony. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Podszedłem do niego i pocałowałem go w policzek, który okazał się być niesamowicie miękki. 

Chłopak jednak obudził się i zaczął rozglądać po sali, a gdy jego wzrok napotkał mój, cały się zarumienił i podciągną kraniec kołdry bliżej swojej twarzy, chcąc się ukryć jak małe dziecko. Aww, ale słodki.

-Harry, wiem, że nie mogłeś iść na ucztę, dlatego postanowiłem przenieść ucztę tutaj. Mam nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzało. 

Potter pokiwał głową na znak aprobaty i przyglądał mi się bacznie. Wyciągnąłem moją różdżkę i szpitalny stolik zamieniłem w normalny, duży, pokryty pięknym obrusem w kolorze dojrzałej dyni oraz ze złoto-bordową zastawą. Na środku postawiłem wazonik z koreankami, których kolor zmieniłem na czerwony i żółty. 

Wszystko wyglądało tak bajecznie, że Harry siedział z otwartą buzią i wielkimi wypiekami. Zawołałem skrzaty, a te przyniosły nam jeszcze większą ilość jedzenia, niż w kuchni dla mnie naszykowały. Wlałem do szklanek soku dyniowego i uniosłem jedną z nich na znak toastu. Harry zrobił to samo. Siedział on ciągle na swoim łóżku z nogami zwisającymi z jednak strony. Szczelnie okrył się kocem, więc było mu ciepło. Ja sam moje krzesło zamieniłem w wygodniejsze. 

-Ach, byłbym zapomniał.

Zmieniłem kolor mojego krawata na bordowo złoty, tak, alby pasował do jego koca.

-Tak, teraz wszystko jest gotowe.

Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale zaakceptował drobną zmianę. Chyba nawet mu się ona spodobała, bo często spoglądał to na mnie, to na krawat. Jescze chwila, i będę zazdrosny o kawałek szmaty. Oczywiście mówię o tym na szyi, nie o  tej siedzącej w Wielkiej Sali.

Jedliśmy, piliśmy i rozmawialiśmy do później nocy. Ognista okazała się zbędna, więc gdy skarzaty zabierały nawet nie nadgryzione przez nas potrawy i brudne naczynia, oddałem im butelkę, dziękując za pyszne jedzenie. Harry położył się już na łóżku i czekał, aż z powrotem zamienię wszystko w taki, jakim było zanim tu przyszedłem. 

-Harry, na mnie chyba pora. Za chwilę wróci Pomfrey i mnie stąd wywali.

Podszedłem nieśmiało do chłopaka i pochyliłem się nad nim. Spojrzałem w jego oczy. Patrzył na mnie z lekkim strachem ale i … miłością? Nie, na pewno nie. Mimo to, zrobiłem coś, co było beznadziejnym pomysłem. Pochyliłem się i czuło pocałowałem go w czoło. Czułem, że zalewa mnie fala gorąca. On też wydawał się czerwieńszy niż zwykle.

Pov Harry

Draco podszedł do mnie i zbliżył swoją twarz na niebezpiecznie niewielką odległość. Spojrzał mi w oczy a mnie przeszły ciarki. Na pewno wyglądam już jak pomidor. Nagle chłopak zbliżył swoje usta do mojego czoła i pocałował mnie w nie. Merlinie, jakie to było cudowne. Miał tak miękkie usta, że tylko czułem, jak z każdą milisekundą na moje policzki wkradają się coraz większe plamy czerwieni. Gdy chłopak odsunął się ode mnie, złapałem go za rękaw. 

-Nie odchodź, proszę. Zostań ze mną.

Po co to powiedziałem. Co jeśli to jego kolejna sztuczka? Co prawda zmienił się, ale nic nigdy nie wiadomo. 

On jednak uśmiechnął się i przysunął bliżej szpitalny stołek następnie na nim siadając. Lewą ręką złapał moją prawą a swoją prawą oplótł wokół głowy zatapiając swoje palce w mojej głowie, powoli ją masując. O matko, ale to było przyjemne. Czułem, że za chwilę nie wytrzymam. 

Ślizgon położył swoją głowę obok mojej, i w takiej dosyć dla niego niewygodnej pozycji, zasnął razem ze mną, w szpitalnym łóżku.




1,7k i 130 gwiazdek! Koffam  (♡ω♡ )

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz