Rozdział czterdziesty ósmy - To już koniec

4.2K 293 299
                                    

No cóż. Egzaminy dobiegły końca, za miesiąc koniec szkoły, bal za tydzień. A teraz trawa impreza w najlepsze. W pokoju wspólnym ktoś ogarnął alkohol w ilościach, a także pełno przekąsek. Ale umówmy się, nikt nie idzie na imprezę jeść, chyba, że jest na takim etapie, że nie pamięta gdzie jest i po co.

Aktualnie taki stan osiągnęła ponad połowa osób, szybko licząc. Ja i Draco trzymamy się, bo gdyby coś się odjebało, to ktoś musi myśleć. Nawet Hermiona nie do końca wiedziała, co się dzieje. Później, już koło pierwszej w nocy, z Draco zmyliśmy się do niego, i chyba wiadomo, co działo się później.

-Kurwa, idioto jebany, źle ją założyłeś.
-Daj mi spokój, jest dobrze.
-Nie jest dobrze, masz szew na wierzchu. Japierdole.

Uroki przygotowań do balu. Założyłem już moją koszulę i spodnie, teraz wciskam na stopy lakierki. Z zielonymi sznurówkami, oczywiście.

-Merlinie, gdzie ta jebana poszetka, Hermiona mnie zabije, jak nie będę jej miał.

Neville siedział cicho, miał kompletnie wyjebane na to, co się dzieje. Gdy zobaczył, że się na niego patrzę, szybko schował do kieszeni trzymane w dłoni pudełeczko.

Psiknąłem się kilka razy perfumami które dostałem od Draco i poprawiłem koszulę wsuniętą w spodnie z paskiem. Od dawna planowałem z blondynem nasz strój, i chyba wyglądam zajebiście w tym, co mi zaproponował.

-Chłopaki - zaczął Rudy - To nasz ostatni bal, i w zasadzie byłby jedyny, gdyby nie ten zimowy, wtedy, na czwartym roku. Dlatego musimy się wyszaleć i w ogóle, ale wracając do konkretów, wiecie czy będzie jedzenie? Bo opierdoliłbym sobie takiego kurczaka…

-Japierdole, chuj z jedzeniem, oby było co pić - Seamus mrugnął do Deana.

W piątkę zeszliśmy do PW a następnie wyszliśmy na korytarz, na którym czekała już Herm. Ron pochylił się, niczym Zgredek, przed Hermioną, prosząc ją o rękę. Ta jedynie zarumieniła się i chwyciła go pod ramię. Później poszliśmy pod obraz lwa i węża, skąd zgarnęliśmy Draco. On był bardziej bezpośredni: najpierw zlustrował mnie wzrokiem, zawieszając się na moich ustach, by po chwili wypić się w nie niezwykle namiętnie. Zdecydowanie za szybko oderwał się ode mnie i chwytając za rękę, poprowadził dalej. Lunę zgarnęliśmy po drodze.

Powoli schodziliśmy po schodach aż pod Wielką Salę, gdzie złapała nas McGonagall twierdząc, że taniec rozpoczynają prefekci naczelni, czyli między innymi Herm i Draco.

-Czemu mi nie powiedziałeś, że będziemy tańczyć - jęknąłem.
-Bo byś się za bardzo stresował i martwił, że zatańczysz źle. A tak to, twój chłopak, najwspanialszy tanczerz tej ziemi, poprowadzi cię płynnie po parkiecie. Mój blask zakryje twe niedoskonałości - teatralnie zrzucił lekko długie włosy z czoła. Lubiłem go w dłuższych.

W końcu zaczęła grać muzyka, i jako druga para, wkroczyliśmy do Wielkiej Sali. Patrzyli się na nas, jakby co najmniej zamiast nas weszło stu mugoli. No cóż, miej wyjebane, a będzie ci dane.

-Spokojnie - szepnął Draco, prawdopodobnie wyczuwając moje napięcie - będzie ok, zobaczysz.

Ustawiliśmy się na parkiecie i po chyba trzeciej piosence usiedliśmy przy stole, wraz z resztą przyjaciół. Faktycznie nie było tak źle, jak mi się wydawało. Draco prowadził, a ja poddałem się jego ruchom. Naprawdę dobrze tańczy. Gdy muzyka ucichła a na stołach pojawiły się półmiski wypełnione przeróżnymi pysznościami, McGonagall wstała, by powiedzieć kilka słów od siebie.

-Witajcie na tegorocznym balu ukończenia siódmego roku Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Niezmiernie mi miło powitać tu nie jeden, ale aż dwa roczniki, które ponad rok temu dzielnie walczyły w wojnie. Ale by nie zasmucać tej jakże miłej atmosfery, prosiłabym, abyście bawili się najlepiej jak umiecie do białego rana. Niestety nie umiem powiedzieć tego tak dobrze, jak zrobiłby to Albus Dumbledore, ale mam nadzieję, że choć odrobinę mi się udało. Wznieśmy różdżki wysoko, by upamiętnić wszystkich poległych i tych, którzy na zawsze pozostaną w naszych sercach.

Kobieta podniosła różdżkę wysoko do góry, a całe grono pedagogiczne oraz uczniowie, poszli jej śladem. A później faktycznie bawiliśmy się białego rana.

Jedynie Neville wydawał się cały czas bardzo zestresowany. Mniej więcej koło północy, gdy szedłem do toalety, spotkałem jego i Lunę w jednym z korytarzy. Klęknął. Pierścionek. A to chuj, się nie chwalił. Ale w sumie jakby coś powiedział, to wygadaliby to Lunie. Czy ona? Tak? Tak! Zgodziła się, mogę iść.

-Nie wierzę, że to już koniec. Pomyślcie ile wspaniałych rzeczy się tu wydarzyło. W życiu nie przypuszczałabym, że wracając po raz ostatni z Hogwartu będę siedzieć w przedziale z trójką ślizgonów.
-Oprócz tego, że kilka razy prawie nie zostaliśmy zabici, to tak, było lepiej niż przypuszczałem.

Hermiona i Ron gadali jak nakręceni, a każda z par siedziała do siebie przytulona. Jak się okazało, nie tylko ja z Draco ujawniliśmy się na balu. Pansy i Astoria dość zgrabnie zataiły swój związek, przez co Draco był na nią obrażony, bo on jej powiedział. Faktycznie, trochę nie fair.

-Gdzie masz zamiar zamieszkać teraz, Harry?

Wszyscy zwrócili swój wzrok na mnie, a ja zasadniczo nie wiem, co mam im powiedzieć. Na szczęście uprzedził mnie Draco.

-Jak chcesz, możesz na razie zamieszkać u mnie, a później możemy coś wynająć.
-Ok.
-No to ustalone.

Spokojnie wróciliśmy do Londynu na peron 9¾, gdzie czekała już na nas Molly, dla każdego z paczką słodkości.

-Moi kochani absolwenci, chodźcie no tu, niech no ja was wyciskam.

Kochana kobieta.

Dostaliśmy od niej po paczce różnego rodzaju ciast i ciastek, i po pożegnaniu, przenieśliśmy się do domu Malfoy'a.

Ponieważ powoli kończę tę "książkę", to dodaje wcześniej. Mam nadzieje, że rozumiecie
Besoski ( ˘ ³˘)♡

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz