Rozdział trzydziesty szósty - Bowman Wright

4.7K 334 306
                                    

Rano obudził mnie chłód. I to nie byle jaki, bo było mi po prostu zimno w pizdu. Książę Harry postanowił zawłaszczyć sobie moją kołdrę i zrobić z niej kokon.

Ponieważ moja nadzieja na odzyskanie ciepełka w łóżku minęła już jakieś pięć minut temu, postanowiłem ubrać się i obudzić Złotego Chłopca. Mecz zaczyna się o 10:00, ale Harry jako kapitan musi być tam już jakoś o 9:30. A jako że było już wpół do siódmej, a ja byłem całkowicie ubrany, położyłem się obok chłopaka z zamiarem obudzenia go.

Objołem go w talii i przysunąłem do siebie całując go po karku i szczęce.

-Nie, Gin, zostaw. Daj mi spać.

Kurwa, co?

Odsunąłem się od niego i usiadłem na skraju łóżka wbijając mój wzrok w jego plecy.

-Czy ty masz z nią wciąż coś wspólnego?

Mój głos chyba przypominał pisk niuchacza, a nie osiemnastoletniego chłopaka, ale chuj z tym. Potter poderwał się z poduszki i nieobecnym wzrokiem wodził po pokoju. Gdy spojrzał na mnie spalił się rumieńcem, co wyglądało słodko, ale mam być poważny, więc było to żałosne.

-Co? Draco, nie to nie tak, ja nie… po prostu ona zawsze mnie tak budziła i….

-Skończ. Masz mecz za jakieś trzy godziny, ogarnij się bo wyglądasz nieciekawie.

Nie mam zamiaru dać się oszukiwać. Na sto procent wymyśla bzdury. Pewnie pieprzył się z nią niedawno a teraz udaje głupiego. Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami i ruszyłem do Wielkiej Sali. 

Usiadłem jak zwykle na moim miejscu po środku stołu: na tyle daleko od nauczycieli, że nie będą widzieć co robię, ale jednocześnie na tyle blisko, żeby mieli mnie za przykładnego ucznia. Pff. Niedaleko do wyjścia, jakbym miał biec do pokoju za potrzebą i najważniejsze - idealny punkt widokowy na Pottera. Ale teraz to już mam to gdzieś.

Nalałem sobie soku dyniowego i wziąłem tosta z konfiturą, gdy obok mnie usiadł Blaise. Przybiliśmy sobię  męska piątkę. Nie wiem po co. No i kurwa doznałem olśnienia. Ruda szmata jest z Zabinim, czyli w teorii nie mogła się pieprzyć z Potterem. On zarzeka się, że jest gejem, ale wcześniej mówił że jest hetero. A ta pizda już raz go zdradzała, czemu nie miałaby robić tego znowu. Ale na logikę, po co miałaby lecieć do byłego, jak ma Zabiniego. 

Co nie zmienia faktu, że jestem urażony. Dokładnie tak, jak pięciolatek który nie dostał miotełki na urodziny mimo, że nawet nie lubi na nich latać. Czyli dokładniej jestem obrażony pozornie i dla zasady.

Patrzyłem na stół Gryffindoru, ale nie zobaczyłem wśród pięćdziesięciu czterech innych głów tej jedynej. Były dwie rude, jedna karmelowo-brązowa, ale czarnej ni chuja. 

Pov Harry

I po chuja ja to zrobiłem? Czasem to naprawdę powinienem się zamknąć, bo ilość wypowiedzianych przeze mnie słów jest proporcjonalna do upadlania sobie własnego. I to w najgorszy możliwy sposób. Położyłem się z powrotem na materacu i nałożyłem na nos okulary. Za parę godzin mecz, który muszę wygrać prowadząc moją drużynę do zwycięstwa. Woody, gdzie jesteś kochany kapitanie? Kurwa pierdolona mać no pies by go jebał. Czemu Draco do kurwy nędzy ma nastawiony budzik tak głośno? Przecież przy nim ogłuchnąć idzie.

Wstałem i ubrałem się i dojadając jakiś maślane ciastka z szafki Dracona i udałem się do PW Gryffindoru. Nie mam ochoty na jedzenie więc jedyne co zrobię, to ogarnę się przed nieuniknioną zagładą. I nie mówię tu o tym, że nie przygotowałem drużyny. Oni byli zajebiści i trenowaliśmy ciężko, ale na na stadionie będzie cała szkoła, że głowa zaczyna mnie boleć od samego myślenia. I gdyby to była cała szkoła bez pewnego blondyna, to miałbym wypierdolone po całości. Ale że on tam raczej będzie, to nie było mi tak wesoło. 

-Hasło?
-Bowman Wright.

W akompaniamencie licznych skrzypnięć przekroczyłem próg tunelu prowadzącego do naszego pokoju wspólnego. Nie był on długi, ale zdecydowanie podniecone głosy uczniów czekających na nadchodzący mecz były cichsze przy obrazie, niż przy jego wylocie w pomieszczeniu. 

-A oto nasz kapitan Harry niezastąpiony Potter, który po raz kolejny poprowadzi dom Godryka do zwycięstwa w meczu z domem Helgi!

Rozległ się krzyk Seamusa, który już po chwili został zagłuszony licznymi oklaskami i wiwatami. Czemu oni do kurwy nie są na śniadaniu? Nosz japier…. Zdecydowanie za dużo klnę.

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz