Rozdział trzydziesty drugi - Portret lwa i węża

5.4K 342 334
                                    

Razem zeszliśmy na śniadanie, ale gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, przybraliśmy obojętne miny. Nikt nie może się zorientować, że coś nas łączy, a powiedzieć możemy tylko najbliższym i najbardziej zaufanym osobom. 

Aktualnie siedziałem przy stole Slytherin'u jedząc owsiankę i zapijając ją sokiem dyniowym. Muszę w końcu dowiedzieć się, co Potter w nim widzi. W każdym razie wciąż patrzyłem się na czarnowłosego chłopaka, a ten na mnie.

Ciągle nie mogłem wyrzucić z mojej głowy wspomnienia naszego pocałunku, na którego tak długo czekałem. Czekałem tak długo, że poziom mojej ekscytacji rósł z każdą minutą. I było to chyba widać, bo się wszyscy na mnie patrzyli, ale miałem to gdzieś. Bo kurwa pocałowałem go, i rozpierdalało mnie to od środka.

Od zawsze byłem sam. Miałem kolegów, ale trzymaliśmy się tylko dlatego, że nasi rodzice tak chcieli. Miałem wybór, oczywiście. Albo robię to co mój ojciec chce, albo mogę iść witać się z Jamesem i Lily. Więc wolałem się podporządkować.

Później trafiłem do szkoły, do której na początku chciałem iść. Ale Potter mnie odrzucił. Całymi dniami zastanawiałem się, co spierdoliłem, że on, sierota nie mająca pojęcia o niczym, odrzuciła mnie bez mrugnięcia okiem. Później zacząłem go za to nienawidzić, ale nadal byłem samotny. Bo Crabble i Goyle nie byli przyjaciółmi. Spędzaliśmy ciągle czas, a oni przyzwyczaili się, że rządzę, więc później tak zostało. Ale w przyjaźni nie ma dowódcy.

A gdy zacząłem spotykać się z Potterem na jebane korki poczułem, że jest to coś więcej, niż wymienianie wiedzy. Ale dopiero gdy z własnej głupoty go starciem uświadomiłem sobie, jak wiele dla mnie znaczy. Bo gdy starciem Harry'ego, starciem i samego siebie. Straciłem chęci do życia, do nauki, do czegokolwiek, i brzmi to depresyjnie, ale i strasznie. Bo teraz wiem, że muszę zrobić wszystko, by go więcej nie stracić. A to wcale nie będzie proste. I przeraża mnie to w chuj, że jestem w jakiś sposób od niego uzależniony. Ale najważniejsze, by on sam był przy tym szczęśliwy.

Pierdolę głupoty.

Ciągle patrzyłem na chłopaka, który teraz śmiejąc się jadł tosty z dżemem truskawkowym. I kurwa jego uśmiech udzielił mi się, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, sam uśmiechnąłem się, a on jedynie pokręcił z rozbawieniem głową, by po chwili wrócić do rozmowy z przyjaciółmi.

Skończyłem jeść i udałem się do mojego pokoju, bo bałagan, jaki zostawiliśmy po sobie rano, był kurewsko wielki. Na szczęście inteligentni czarodzieje wymyślili zaklęcia czyszczące, tak więc po chwili siedziałem w idealnie czystym pokoju na jednej z kanap przed rozgrzanym kominkiem. Musiałem napisać esej na runy na trzy i pół stopy pergaminu. Jakbym nie miał lepszych rzeczy do roboty. 

Dopiero około czternastej ogarnąłem wszystkie zaległości i sięgnąłem po kawałek pergaminu, by napisać do Harry'ego.

Chciałbyś się spotkać za godzinę u mnie? Poćwiczylibyśmy OPCM. Odpisz, jeśli masz czas i ochotę.

Draco

Przywołałem moją sowę i podałem jej zwitek pergaminu do łapki. Od razu poleciał w stronę odpowiedniej wieży, i miejmy nadzieję, że Potter się zgodzi.

Pov Harry

Siedziałem z Weasley'ami i Hermioną w PW Gryffindoru starając się pokonać Rona w grze w szachy czarodziejów. Ale za chuja mi nie szło, bo on w to grał od dziecka, a ja tylko czasami. Mi pomagała Ginny, ale nadal brakowało mi trochę do poziomu Rudego. Mieliśmy uchylone okna, bo mimo, że za oknem padał deszcz i było zimno, to w pomieszczeniu było tyle ludzi, że nie dało się usiedzieć.

Było koło czternastej, a my po prostu opierdalaliśmy się w najlepsze. Oczywiście najpierw Hermiona wręcz siłą zaciągnęła nas do prac domowych. W sumie to dobrze, bo resztę weekendu miałem wolną.

Skończyliśmy grę, a ja poszedłem do łazienki w naszym pokoju. Nie zdziwił mnie zbytnio widok leżących razem Seamusa i Deana, bo było to kurewsko urocze.

Chciałbym kiedyś tak leżeć z Draconem mając wyjebane na wszystko i wszystkich. Tylko on był ślizgonów a ja gryfonem. I ten teoretyczny podział zawsze mi pasował, do tego momentu. Bo teraz mnie wkurwiał. Bo ludzie zawsze będą oceniać i komentować. I tylko ode mnie zależy, czy uznam tę opinię za ważną. 

Gdy wyszedłem z łazienki w pokoju byłem sam, pomijając czarną sowę na parapecie, która stukała nóżką w szybę. Tą sowę, to ja bym rozpoznał z daleka, bo żadna nie miała tak nadętego ego, jak ta szmaciura. Albo szmaciur. Mniejsza.

Chciałbyś się spotkać za godzinę u mnie? Poćwiczylibyśmy OPCM. Odpisz, jeśli masz czas i ochotę.

Draco

Oj mam czas. A tym bardziej ochotę. Zaraz, chwila moment. Za godzinę? Kurwa,ja się naszykować muszę, odpierdolić jak Lockheart na okładkę „Czarownicy”.

Ruszyłem z powrotem do łazienki by po chwili stać pod ciepłym strumieniem wody, spadającej na moje umięśnione ciało. No może przesadziłem, ale treningi Quidditcha robią swoje. Był koniec listopada, a dokładniej 30 owego miesiąca i...kurwa. przecież jutro pierwszy mecz z Puchonami. Japierdole, czemu ja o tym zapomniałem? Miałem tydzień temu jebany trening, omawiałem strategię. Japierdole.

Przejechałem dłonią po twarzy i zakręciłem wodę. Ostatnio o wszystkim zapominam. Wysuszyłem włosy i umyłem zęby. Ubrałem się w najlepszą szarą bluzę i czarne jeansy. Wyglądam zajebiście. Co prawda nie tak zajebiście jak Draco, ale prawie. 

Dochodziła godzina spotkania, więc powoli kierowałem się w stronę portretu lwa i węża. Hasło? Tolerancja. Na sto procent wymyśla je Hermiona, bo kurwa są tak niedojebane, że to aż boli. Znaczy, uważam, że trzeba akceptować innych i tak dalej. Ogólnie wychodzę z założenia, że jeśli ktoś coś robi, co nie wpływa na moją przestrzeń osobistą, to mam wyjebane.

Wszedłem do średniej wielkości pokroju wspólnego prefektów i udałem się prawymi schodami na półpiętro. Spojrzałem na zegarek - 14:59. Zapukałem, agdy usłyszałem przytłumione "proszę".

Draco praktycznie zawsze miał porządek. Nawet u Dursleyów nie było tak czysto. Ale w sumie to ja tam sprzątałem, więc tam rzadko było wybitnie posprzątane.

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz