Rozdział czterdziesty czwarty -Begonia, alstremeria, akacja i dereń

4.5K 293 239
                                    


-Harry, o, wstałeś już, chodź usiądź, musimy porozmawiać.
-Usiąść to on chyba nie usiądzie.

Ron parsknął śmiechem tak samo jak wszyscy w około, to znaczy Ginny, Neville, Dean oraz Seamus. Standard. Hermiona udawała, że się nie śmieje, ale zdradzały ją załzawione oczy i zaciśnięte ze śmiechu wargi. No kurwa w pizdu śmieszne. Jedynie Luna, która nie wiem skąd się tutaj wzięła, uśmiechała się do mnie pogodnie.

-Begonia udaje alstremerię i akację. Ale dereń pozostaje dereniem.

Wszyscy spojrzeliśmy na blondynkę, która spokojnie wróciła do jedzenia swojego budyniu. Dopiero gdy złapałem kontakt wzrokowy z dziewczyną, ta uśmiechnęła się do mnie.

Luna to Luna: jej nie zrozumiesz.

-Harry, musimy się zacząć ogarniać z prezentami, bo trzeba je jeszcze przed świętami wysłać do Billa i Charlie'ego. Moja matka pewnie znowu wepchnie w ciebie górę ciastek. - odezwał się Ron po kilku godzinach rozwiązywania prac domowych. Była środa, a już w piątek wyjeżdżamy. Nie powiedziałem im, że nie jadę. "Oni wyjeżdżają", poprawiłem się w myślach.

-Wiecie, ja wam jeszcze nie mówiłem, ale nie jadę w tym roku do Nory.
-Co?!
-Jak to, Harry, kurwa, co ci tym razem jebło w głowie?!
-Nic mi nie jebło - powtórzyłem słowa Rudego jego głosem - Pomyślcie, najpierw zerwałem z Ginny, potem zacząłem chodzić z, yyy, no wiecie kim - nie chciałem narażać się na to, by ktoś słyszał, z kim chodzę - Jak by to wyglądało w oczach twojej matki i ojca? Jakbym wykorzystał ich córkę. Dodatkowo Draco zostaje w zamku, więc będzie okej, serio.

Ron umilkł, Hermiona natomiast wyglądała na zamyśloną, po czym zebrała swoje rzeczy, zostawiając dla nas jej skończoną pracę, i pobiegła do sypialni dziewczyn.

Koło ósmej wieczorem zaczęliśmy zbierać się do pokoju, gdy zobaczyłem, jak Hermiona wybiega wraz z Ginny z Pokoju Wspólnego.

-Idź, ja jeszcze chwilę posiedzę tutaj.

Ron poszedł do pokoju, a ja czekałem na sofie na moją przyjaciółkę i byłą.

Po kilkunastu minutach obie wróciły do pokoju zupełnie pomijając moją obecność.

W czwartek przed wyjazdem moich przyjaciół poszedłem do PW Gryffindoru by dać im prezenty dla nich, i reszty dla rodziny.

-Nie, Harry, nie chcę.
-Hermiono, błagam cię, latałem po całym Hogsmeade żeby kupić ci ten prezent, nie marudź.
-Nie o to chodzi, Harry.

Dziewczyna rozejrzała się po ludziach i zaczęła mówić.

-Pisałam z Panią Weasley, i zaprosiła ciebie i Draco na święta. Rozmawiałam już też z McGonagall i powiedziała, że puści was, o ile jeszcze dzisiaj powiecie jej, że jedziecie. Więc zbieraj się i leć do swojego chłopaka i się pakujcie, bo spędzamy święta w Norze.

Na ostatnie zdanie klasnęła w dłonie jak mała dziewczynka, która dostała małego kotka na święta. Kuźwa, nie przemyślała tylko tego, że to jednak jest jego rodzina, w pizdu daleka, ale jest, więc może się czuć niekomfortowo, z resztą jak i ja, a na dodatek jakby na to nie patrzeć pod koniec wojny odwrócił się od nas.

Hermiona natomiast chyba czytała mi w myślach bo powiedziała:
-Spokojnie, nikt nie będzie miał wam nic za złe. I wiem, że to może być niekomfortowe, ale chcę być drużbą na waszym ślubie, a tam na pewno będzie Pani Weasley, tak, wiem Ron, M-A-M-Y, więc musisz się przyzwyczaić.

Kuźwa, i tak nie mam prawa do dyskusji, więc co mi szkodzi.

Ruszyłem do Draco i nie pukając już do jego pokoju na pełnej wyjebce wbiłem do jego jaskini. Kurwa. Ciemno tu w pizdu.

-Aaaa!

No dnia bym nie zaliczył, gdybym się o dywan nie wypierniczył. Ja nie wiem jak ja Voldemorta pokonałem.

Draco natomiast na totalnej wyjebce podszedł do mnie i mnie podniósł, po czym zapalił światło, przez co widziałem, że nie wypiepszyłem się o dywan, a książkę. Jeszcze lepiej.

-Czemu się pakujesz?
-No jedziemy do mojej przyszłej teściowej, która w zasadzie jest moją jakąś daleką ciotką i też twoją w pizdu daleką. A więc, cieszysz się, że chodzisz ze swoim kuzynem?

Nie dotarło do mnie nic prócz "przyszła teściowa". Czy to znaczy, zechce mi się oświadczyć? Nie, nie pierdol głupot, mówi tak, bo wie, że będziemy już do końca razem.
-Harry, nie - pier - dol - już - bo - się - po - grą - żasz!
-Kurwa, co ty pierdolisz?

Dopiero teraz ogarnąłem, że Draco wrócił do pakowania się, a ja od kilku minut patrzę w przestrzeń.

-Kłóciłeś się sam ze sobą?

Ja jedynie spojrzałem na niego zdezorientowany, na co on parsknął śmiechem. A ja mu zawtórowałem.

-Czekaj, Hermiona powiedziała ci, że jedziemy?- przytaknął - Nie boisz się ich reakcji? Albo, że coś się stanie, czy...

-Harry, spokojnie - powiedział kładąc dłonie na moich ramionach - też rozmawiałem z Molly, i nie miała nic przeciwko, a jak coś będzie nie tak, to po prostu pójdę do siebie do domu, i tyle, ok?

Jego oczy błyszczały od jedynego źródła światła w pokoju, jakim aktualnie był kominek i podekscytowania, jakie chyba go dosłownie rozpierdalało od środka. Ciemno tu. Znaczy romantycznie. Po chwili pochylił się i złożył na moim czole całusa.

-A teraz zapierdalaj do McGonagall powiedzieć jej, że jednak tu nie zostajesz.







Możliwe, że jescze dzisiaj wstawię jakiś rozdział, bo kto mi zabroni xd więc możliwe, że od wczoraj mamy nieoficjalny maraton
Buźka (◕દ◕)
(Co do kwiatów z tytułu rozdziału, są w mediach)

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz