Rozdział czterdziesty szósty - Sobie przeznaczeni

4.5K 298 218
                                    

Dni aż do świąt minęły nerwowo, ale wesoło, co teoretycznie brzmi głupio, ale tak było. Jak zwykle w kuchni był pełen rozgardiasz, i ciężko było się tam nam wszystkim pomieścić szczególnie, że każdy chciał pomagać. Ja z Draco lepiłem pierniczki i kruche ciasteczka, które bardziej były wycinane foremką, ale mniejsza. Hermiona kroiła warzywa na tradycyjną Norową sałatkę warzywną, a Ginny pomagała pani Weasley z ciastami, nie pomijając Rona, który był testerem smaku, i sprzątał po nas wszystkich, bo po prostu nie umie gotować. Albo zręcznie się wymiguje. Plus tego wszystkiego był taki, że każdy z nas mógł już legalnie używać magii, więc szło szybciej.

Tym sposobem w sobotę mieliśmy upieczoną już pierwszą partię pierniczków, ciastek kruchych na spody pod krem dyniowo - korzenny, placek czekoladowy z imbirem, ciasto marchewkowe, dwie miski sałatek, gotowe do upieczenia ciasto dyniowe, i sernik oraz szarlotkę.

Słyszałem, że w innych krajach święta zaczyna się obchodzić już 24 grudnia, ale my świętować zaczynamy dopiero 25, a dzień wcześniej po prostu spotykamy się razem i śpiewamy kolędy, czy kończymy ubierać choinkę. Tak było i tym razem.

W niedzielę kończyliśmy porządki i dekorowanie domu i ogrodzenia, by w nocy tworzyły piękny widok z pobliskich wzgórz.

Właśnie siedziałem z Draco na dachu Nory, bo już rok temu, a bardziej półtora, znalazłem na nie wejście, gdzie dachówki tworzyły idealne miejsce dla dwóch osób, niemożliwe do zauważenia przez innych domowników. Trzymałem w rękach tacę z ciastkami, które pani Weasley dała nam do zjedzenia, i kazała nam się nacieszyć sobą, co właśnie robiliśmy. Siedzieliśmy okryci kocem, który dostałem na święta od Draco, który przybrał pudrowo różowy kolor w miejscach, w których stykał się z naszymi ciałami. Gdzie indziej miał ciemno granatowy kolor z połyskującymi gwiazdami, jak te z nieba, odbitymi w tafli wody.

-Harry, rozmawiałem wczoraj z panią Weasley.

Draco przerwał ciszę, a przez panujący dookoła mróz wokół jego ust i nosa wytworzyła się nowa porcja pary.

-Wiem, słyszałem - przyznałem cicho nie chcąc zakłócać wszechobecnej ciszy.

-Tak, widziałem cię na schodach - uśmiechnął się lekko - nie spodziewałem się, że mi wybaczą, Harry. Dawno nie czułem się tak szczęśliwy jak teraz. Kocham cię.

-A ja ciebie.

Złączył nasze usta w powolnym pocałunku, który skończył się zdecydowanie szybciej niż powinien. Objął mnie ramieniem jednocześnie zabierając mi tacę z rąk stawiając ją gdzieś z boku, by nam nie przeszkadzała.

-Nie zimno ci?
-Nie.

Siedzieliśmy jedynie przykryci kocem, bez ognia, grubego swetra czy zaklęcia ocieplającego. Po prostu piżama, poduszki pod tyłek i koc. Najlepszy koc jaki mam. Z wyjątkiem tego, w którym zostałem przyniesiony na Privet Drive 4. Ale one nie powinny być porównywane, bo mają inną wartość sentymentalną. Może i jest ze mnie dzieciak, ale ciągle lubię ten koc.

A ten jest najlepszym jaki do tej pory dostałem, bo od Draco. No i grzeje naprawdę dobrze.

Blondyn pociągnął mnie do tyłu tak, że teraz leżeliśmy okryci patrząc w gwiazdy. Objął mnie ciaśniej w pasie i przyciągnął do siebie.

-Nie sądzisz, że to niesamowite?
-Znaczy?
-Że centaury są w stanie wyczytać z gwiazd co kiedy się stanie. Wiem, że to prawdopodobnie tylko takie gadanie, ale tak samo postrzegałem całą magię, gdy Hagrid mi o tym powiedział.

Urwałem na chwilę na wspomnienie tamtego dnia, gdy olbrzym wyważył drzwi od domku na skale.

-Wierzysz w przeznaczenie? - zapytałem po chwili.
-Tylko jedno.
-Jakie?
-Takie, że jesteśmy sobie przeznaczeni. I dopóki jesteś ze mną, nic więcej się dla mnie nie liczy.
-Ooo, jak słodko.
-Nie jestem słodki tylko męski i silny.
-Jedno nie wyklucza drugiego.
-Ale to ty się ciągle rumienisz. - puścił do mnie oczko i pochylił się w stronę mojego ucha - Kochanie.

Aż zadrżałem, bo kuźwa on to robił tak, że nie dało się inaczej zareagować.

-Kocham cię, wiesz?
-Wiem.

Leżeliśmy tak dopóki nie zauważyliśmy, że wszystkie światła w domu pogasły.

-Chodźmy, bo jeszcze zauważą, że nas nie ma.

Przepuścił mnie przodem, a ja zszedłem klapą na podłogę strychu, gdzie jeszcze półtora roku temu żył Ghul. Stare czasy.

Stamtąd kolejną klapą ześlizgnelśmy się na moje łóżko, i rzucając zaklęcie wyciszające, zamknęliśmy klapę, która w pizdu skrzypi.

Obudziliśmy się rano przytuleni do siebie, przez Hermionę, która wpadła do pokoju w samej piżamie.

-Wstawać! Święta są, nie ma czasu by się opierdalać.

Zwlekaliśmy się z łóżka po kilku godzinach snu, które nie były wystarczające po kuchennych męczarniach dnia wczorajszego. A była jedenasta rano.

W nogach łóżka, na ziemi, standardowo leżała kupka prezentów dla mnie, a w nogach łóżka Rona - dla niego. Widziałem chwilę zawodu na twarzy Draco, ale tylko przez chwilę, by następnie nałożyć maskę obojętności.

-Aaaa, kurwaa!

Czyli ktoś położył je z boku. Draco był ewidentnie zaskoczony faktem, że też dostał prezenty. Po chwili odpakowałem kilka moich podarunków, i tak samo ja, blondyn i Rudy, dostaliśmy sweter, słodycze, ja i Malfoy po kilka książek, a Ron jeszcze więcej słodyczy.

Zeszliśmy na dół odświętne ubrani, i zaczęliśmy jeść świąteczne śniadanie, wraz z resztą rodziny. Później wciskaliśmy w siebie domowej roboty ciastka, pierniczki i ciasta, popijając różnego rodzaju sokami i herbatami.

O szesnastej udaliśmy się na spacer na pobliskie wzgórza, i czekaliśmy aż do zachodu słońca, trzymając się za ręce. Znaczy ja trzymałem Dracona, Ron Hermionę, Pani Weasley pana Weasleya a Ginny przytulała George'a.

Wróciliśmy na kolację, zjedliśmy indyka,wszystkie sałatki popchneliśmy ciastami i herbatą, by koło północy iść spać. Cały dzień chodzę z prezentem dla Draco przy sobie, i nie wiem kiedy mu dać.

-Harry, moglibyśmy gdzieś wyjść wieczorem?
-Ale zasadniczo jest już noc. I gdzie?
-Niespodzianka. Daj mi dziesięć minut, później spotkajmy się przy furtce, ok?
-Ok.

Pov Draco

Kurwa cieszę się, że Weasley'owie tak ciepło mnie przyjęli. Mam pewien pomysł, jak dać Harry'emu prezent świąteczny.

Wyszedłem poza ogrodzenie ciepło ubrany i teleportowałem się na pobliskie wzgórza. Był to lasek dosłownie trzy mile od domu Weasley'a, z pięknym widokiem na zamarznięte jezioro. Kilka dni wcześniej rozmawiałem z Molly, którą poprosiłem o pożyczenie koca, kilku ciastek i soku. Kupiłem też namiot w Hogsmeade, jednocześnie powiększając go lekko od środka.

Wylądowałem na miękkim puchu i rzuciłem zaklęcia wyciszające, maskujące oraz ocieplające. Następnie rozwinąłem koc i od drzewa do drzewa rozwiesiłem łańcuchy lampek, które same świeciły za pomocą niegasnącego ognia w środku. Taki sam umieściłem w jednym słoiku i zaniosłem poza obszar "obozu", by móc go później łatwo znaleźć. Naszykowałem na ów kocu przyniesione jedzenie, i wróciłem do Nory po mojego chłopaka.

Gdy byłem z powrotem pod furtką, chłopak już na mnie czekał.

-Więc gdzie mnie zabierasz?
-Na randeczkę, co ty na to?
-O ile będzie fajnie, to się zgadzam.
-Będzie najlepiej.

Złapałem chłopaka za rękę i teleportowałem się na miejsce.


Czy to już jest rozpieszczanie? XDD
PS jeśli ktoś nie wie jaki dzień tygodnia jest czym itd, to tegoroczny kalendarz maja pokrywa się 1:1 do grudnia '98
A przynajmniej ja tak go umieściłam w czasie
Buźka :**

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz