-Powinien się obudzić za dwa, może trzy dni. Został poważnie poraniony w okolicach klatki piersiowej, dodatkowo miał wstrząs mózgu spowodowany uderzeniem z dużą siłą o twardą powierzchnię, prawdopodobnie podłogę w szatni na stadionie. Możliwe, że jego pamięć została zmodyfikowana, ale to będę w stanie potwierdzić dopiero po tym jak się obudzi.
-A co tu robi Malfoy i czemu leżą obok siebie? - odezwał się męski głos, który na pewno należy do Weasley'a.
-To on znalazł pana Pottera i go tutaj przyniósł. Zatamował jego krwotok własnym ubraniem. Nie wiem co by się stało, gdyby nie znalazł go w odpowiednim momencie. Nie wiem czemu leżą obok siebie, gdy tu wróciłam tak już ich zastałam. Nie są może razem?
Nie chciałem otwierać oczu, bo było mi przyjemnie wąchając pachnące włosy bruneta, w których nie czułem już zapachu krwi. Ale jak to kurwa usłyszałem, to nie wytrzymałem i poderwałem się tak, by usiąść na skraju łóżka. Nadal trzymałem Harry'ego za rękę.
Wlepiłem wzrok w bezczelnie obradujących mnie Hermionę, Weasley'a i Pomfrey.
-Nie, nie jesteśmy razem. Harry to mój… przyjaciel - zawiesiłem się na moment i próbując zapomnieć o guli w gardle mówiłem dalej - znalazłem go tam w kałuży krwi Weasley, martwię się o niego. Coś ci nie pasuje?
Spojrzałem na chłopaka a następnie na zegar, który pokazywał za dziesięć czwarta. No kurwa ile ona mi dała środka nasennego?
Wstałem i zmuszony do opuszczenia ręki chłopaka chwyciłem moją różdżkę, następnie przestawiając łóżko na jego zwykłe miejsce. Muszę się pospieszyć by dotrzeć do McSztywnej na czas, chociaż nie mam na to ochoty. Ale muszą się dowiedzieć, że to wina tamtego idioty. Nie znam dokładnie regulaminu, ale muszę dowieść, że to nie była moja wina, jak prawdopodobnie wszyscy myślą, bo nie chce być wylany.
Stanąłem przed posągiem, ale nie znałem hasła, więc jedynie czekałem, i gdy zegar wybił punkt szesnastą posąg się ruszył ukazując kręcone schody.
Siłą będą mi udowadniać, że to moja wina, czy pójdą za głosem rozsądku? I skąd ten chuj znał to zaklęcie.
Zapukałem do drzwi, i gdy usłyszałem stłumione "proszę" wszedłem do pomieszczenia jeszcze dwa lata temu urzędowanego przez Dumbledora. Usiadłem na jednym z foteli niedaleko biurka i czekałem. Nie było jeszcze ani tego śmiecia, ani reszty nauczycieli.
-Panie Malfoy - zaczęła kobieta za biurkiem - pan Davies wraz z profesorem Flitwickiem i Slughornem przyjdą tutaj za dziesięć minut. Teraz chciałbym porozmawiać z tobą. Mógłbyś mi dokładnie opowiedzieć co się tam wydarzyło? I co łączy cię z panem Potterem.
Bo więc zacząłem jej mówić wszystko dokładnie i po kolei: że poszedłem do szatni będąc niewidzialnym, że znalazłem tam Pottera, że zrobiłem mu prowizoryczne opatrunki i zaniosłem do skrzydła szpitalnego i, że po prostu się przyjaźnimy bo od początku roku udzielamy sobię korepetycji wzajemnie.
Pominąłem to, że Harry mi się podoba i, że się całowaliśmy.
-Dobrze, wierzę panu, panie Malfoy, ale mimo to muszę też usłyszeć wersję pana Daviesa. Od początku sprawiał problemy wychowawcze… no dobrze, dobrze. Zapraszam!
Krzyknęła tak, że mi uszy prawie odpadły kurwa mać. Ciszej się na da?
Wszedł nauczyciel eliksirów, następnie ten od zaklęć i na końcu jebana szumowina, chuj pierdolony, szmaciarz jebany.
No i się zaczęło: Czy wiesz, czemu tu jesteś? Czy zrobiłeś coś panu Potterowi? Możesz opowiedzieć nam, co robiłeś dzisiaj przed w trakcie i po meczu? Czy masz dowód na to, że tak jak twierdzisz, nie było cię tam wtedy? Proszę przedstaw swoją wersję zdarzeń raz jeszcze.
Dobrze. Przesłuchiwali go wzdłuż i wszerz czekając, ale gdzieś się potknie.
-Już pani mówiłem, pani dyrektor. Poszedłem na mecz razem z resztą Krukonów i usiedliśmy na stadionie. Gdy mecz się skończył wróciliśmy do zamku, a ja wraz z resztą uczniów udałem się do naszego Pokoju Wspólnego Ravenclaw'u.
-Wcześniej powiedział pan, że udał się z przyjaciółmi do kuchni, bo zgłodnieliście. A następnie mówił pan, że udaliście się państwo do Hogsmeade, bo skończył się panu pergamin. Co jest ciekawe, bo pańska matka nie wyraziła zgody na pańskie wyjścia do Hogsmeade w tym roku, panie Davies. Więc jak było?
No to się gość doigrał. Japierdole jaki debil. Ciekawe co teraz zrobią.
-Dobrze, podamy panu Veritaserum, a następnie zadamy te same pytania. Panie Slughorn.
Wskazała ręką nauczyciela, a ten podał chłopakowi buteleczkę z płynem, którą Victor niechętnie chwycił i wlał całą zawartość do ust.
-No więc od początku. Czy nazywa się pan Victor William Davies?
-Tak.
-Czy jest pan uczniem piątego roku Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa, w domu Ravenclaw?
-Tak.
-Proszę opowiedzieć dokładnie i wyczerpująco, co robił pan dzisiaj między wpół do dziesiątej a jedenastą.
-Gdy wyszedłem z Wielkiej Sali wszyscy uczniowie Ravenclaw'u udali się na stadion, w tym ja. Na meczu kibicowałem Gryffindorowi, ale mniej więcej w połowie zakradłem się do szatni Gryffindoru okryty pelerynką niewidką mojej matki. Nie maskuje idealnie, ale był to akurat moment, w którym wszyscy skupili się na meczu, więc udało mi się to. Gdy inni opuścili pomieszczenie, poczekałem w jednej z kabin prysznicowych i gdy Potter wyszedł z niej zakradłem się od tyłu z jego różdżką. On wtedy odwrócił się przodem do mnie a ja go ogłuszyłem, następnie poraniłem go. Chciałem mu zmodyfikować pamięć, ale chyba mi się nie udało. Nie znam odpowiedniego zaklęcia. Następnie gdy nikogo już nie było na stadionie, pobiegłem do zamku i wraz z przyjaciółmi udaliśmy się do kuchni na jedzenie.
Kostki moich dłoni były białe jak papier. Nawet nie zauważyłem, gdy zacząłem ściskać ręce na oparciu krzesła.
-Dlaczego zaatakował pan pana Pottera?
-No byłem zazdrosny. Draco ostatnio spędza czas tylko z Potterem, nawet zerwał ze mną dla niego.
-Nawet nie byliśmy razem - prychnąłem pod nosem na tyle głośno, że słyszała to tylko McGonagall.
Nauczyciele to mają naprawdę niedojebaną robotę.
-Jakich zaklęć pan użył do zaatakowania pana Pottera?
-Dretwota oraz Sectusempra.
Nauczyciele spojrzeli po sobie zdezorientowani. Nie znali tego zaklęcia, bo to Snape je wymyślił. Nie wytrzymałem już kurwa, bo ile można słuchać tego pierdolenia.
-Skąd miałeś podręcznik Snape'a do eliksirów i jak poznałeś to zaklęcie?!
-Proszę się uspokoić, panie Malfoy.
-We wrześniu zeszłego roku, jeszcze przed wojną, udałem się ze znajomymi do Pokoju Życzeń, tam znalazłem książkę i przeczytałem to zaklęcie. Nie wiedziałem, co robi, więc próbowałem się dowiedzieć. Trenowałem je na żabach zabranych z sali transmutacji.
-Nie znałeś, bo wymyślił je Snape, idioto. Tam było napisane, na wrogów. Potter to dla ciebie wróg? Uratował setki niewinnych czarodziejów w tym prawdopodobnie i twój tyłek, i ty śmiesz go atakować?!
-Proszę się uspokoić, panie Malfoy, może pan już opuścić mój gabinet. Proszę, niech pan, profesorze Slughorn odprowadzi pana Malfoy'a do skrzydła szpitalnego. Pańscy rodzice, Panie Davies, zostaną wezwani do szkoły. Proszę się zacząć pakować, bo zostaje pan wydalony ze szkoły. Nie akceptujemy tutaj takich zachowań.
Dzięki ci Merlinie, że choć raz ludzie wokół mnie byli sprawiedliwi.
CZYTASZ
Sobie przeznaczeni - Drarry
FanfictionOpowieść o początkach związku pewnej fretki i chłopca o niezwykłej bliźnie... Zakończone moi drodzy, zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci gwiazdek (◍•ᴗ•◍)♡ Wybrane fragmenty opowiadania: "I gdyby nie ta drobna istota, która właśnie gła...