Rozdział dwudziesty czwarty - Lepiej późno niż wcale

5.6K 364 352
                                    

I co ja sobie myślałem? Że wpadniemy sobie w ramiona wyznając miłość? Zrobiłem z siebie ciotę przy Potterze, i o ile mam pewność, że nikomu nie powie, to i tak czuję się głupio. Nie chcę związku, rozumiem. Boi się, że znowu zostanie zdradzony, co jest dość logiczne po tym, co zrobiła mu ta szmata. 

Deszcz bębnił w szyby zamku, a ja siedziałem na jednym z foteli przed kominkiem w moim dormitorium, otulony kocem, ze szkicownikiem i gorącą czekoladą w dłoni. Powoli poruszałem ołówkiem po kartce zostawiając na niej coraz bardziej wyraźne kreski. Szkicowałem coś, ale sam nie wiem co. 

Od kilku godzin siedziałem tu i przeszedłem przez chyba wszystkie stany emocjonalne: najpierw szczęście, bo jakby na to nie patrzeć była to randka, chujowa ale nadal. Potem wkurw, że jestem aż tak szczęśliwy z powodu randki. Potem załamanie gdy dogłębnie sobie uświadomiłem, że Potter mnie odrzucił, co wiązało się z kolejnym wkurwem, bo Malfoy'owie zawsze dostawali to co chcieli. Potem był już tylko smutek spowodowany tymi wszystkimi wydarzeniami.

Jestem zdecydowanie zbyt uczuciowy, ale czy jest coś złego w tym, że czuje silną potrzebę przebywania z ważną dla mnie osobą? Czy przywiązanie i inne ludzkie odruchy są złe?

Od dłuższego czasu patrzyłem po prostu w kominek nie myśląc o tym, co rysuję. Gdy spojrzałem na kartkę był tam średnio wyraźny szkic dwóch osób przy stoliku w barze. Zajebiście.

Dokończyłem zaczętą ilustrację i spojrzałem na zegarek, który pokazywał 21:55. Jutro niedziela, więc nie musiałem iść jakoś bardzo wcześnie spać. Mimo to czułem się przytłoczony wszystkimi wydarzeniami z dzisiejszego dnia, tak więc po szybkim prysznicu udałem się do łóżka, szczelnie okrywając kołdrą.

Moje myśli błądziły wokół pewnego chłopaka z blizną. Po raz kolejny w myślach powtórzyłem cały dzień z wręcz goblinowską precyzją, by jak najlepiej zapamiętać każdy szczegół. 

Fala ciepła zalała mnie gdy przypomniałem sobie uczucie towarzyszące naszemu przytulaniu. Gdy czułem wyraźne ciepło bijące od niego, tak samo jak bicie jego serca przez kilka warstw ubrań. Ale czas zająć sobie musi kimś innym, skoro on nie chce nic więcej. Nie żebym był uzależniony od bycia z kimś w związku, ale mam już dosyć wzdychania do Pottera. 

Powinienem o nim zapomnieć, tak. Ale czy na pewno?

Pov Harry

Wróciłem do pokoju i od razu wszedłem do łazienki nalewając do wanny wody po brzegi. Dodałem chyba wszystkich możliwych płynów zapachowych przez co już po chwili nad ciepłą cieczą unosiły się małe bańki. Na początku drażnił mnie dosyć intensywny zapach, ale po chwili moje myśli skierowały się na wydarzenia sprzed kilkunastu minut. Zacząłem intensywnie odtwarzać w pamięci wydarzenia z naszego spotkania, gdy po prostu zasnąłem.

Obudziło mnie dopiero walenie do drzwi, gdy za oknem było już ciemno,a woda była lodowata.

-Kurwa, nie wiem kto tam jest, ale wyłaź, bo się zsikam!

Weasley. Tylko on umiałby zapomnieć, że istnieją jebane łazienki prefektów, do których od nas z pokoju idzie się góra dwie minuty. Woli za to napieprzać w drzwi przez jebane pięć minut. Ale leń z niego, tak samo jak ja, więc mu się nie dziwię.

-Za chwilę wychodzę, chyba, że wolisz zobaczyć moje zajebiście gorące ciało nago, to mogę od razu.

Słyszałem tylko udawane odgłosy rzygania, tak więc szybko wypuściłem wodę i osuszając się założyłem ubrania. Gdy tylko otworzyłem drzwi, Ron jak poparzony wbiegł do pomieszczenia, wyrzucając mnie z niego, by następnie zatrzasnąć mi drzwi przed nosem.

Na szczęście zdążyłem w porę odskoczyć, bo inaczej zajebał by mi nimi z całej siły. Jak ta Hermiona to znosi? Odwróciłem się niezadowolony i spojrzałem na zegarek, który pokazywał 18:57. Spałem w wannie jakieś cztery godziny, a pomijając fakt, że na sto procent będę chory, to mogłem się utopić. I faktycznie, przez następne dni miałem katar.

Usiadłem w fotelu w PW i zacząłem pisać jakiś esej na dwie stopy pergaminu na temat właściwości i zastosowania rogów Buchorożca na eliksiry. Jak zwykle poszłoby mi beznadziejnie, gdyby nie Hermiona, która jak zwykle wiedziała wszystko.

Kolejne dni ciągnęły mi się niemiłosiernie. W niedzielę siedziałem nad zadaniami domowymi, przy okazji ustalałem z Hermioną detale dotyczące imprezy bożonarodzeniowej.

Nie byłem oragnizatorem, ale podrzuciłem jej kilka ciekawych pomysłów. Praktycznie cały listopad poświęciłem nauce, co zdarzało mi się rzadko.

Z Draco rozmawiałem tylko na zajęciach i tylko na temat ściśle z nimi związany. Zero spotkań po lekcjach, liścików i tym podobnych.

On sam nie wykazywał mną większego zainteresowania, co powinno być mi na rękę, ale denerwowało mnie to.

Byłem jebanym hipokrytą, bo najpierw powiedziałem mu, że nie chce z nim być, a teraz zmieniam zdanie. Minął już trzeci tydzień od naszego spotkania, i nie ma dnia, w którym bym nie myślał, czy nie powinienem wtedy postąpić inaczej.

A teraz jest za późno. Widziałem wczoraj Draco z jakimś gościem w nieużywanym korytarzu, który jak się okazuje,wcale nie był tak nieużywany. Na szczęście nie zarejestrowali mojej obecności, bo byli zbyt zajęci sobą. 

Wróciłem wtedy do mojego pokoju i ryczałem dobre dwie godziny, aż w końcu przyszła Hermiona, która mnie uspokoiła. Nikomu nie mówiłem na razie, o kogo konkretnie chodzi, ale prawie cały mój rocznik już wie, że jestem gejem, więc teraz każdy patrzy na każdego spode łba. No prawie każdy, bo wiedzą tylko chłopaki ode mnie i Hermiona. 

Z Ginny nie rozmawiam często, ale postanowiliśmy żyć w koleżeńskich relacjach. Jak na razie nie planuje jej niczego mówić, bo ma wchuja długi język i nie umie go trzymać za zębami. 

Był 25 listopada i 21 dni do imprezy świątecznej. McGonagall zdecydowała, że ma się ona odbyć 16.12, bo „ jak się spijecie, to przynajmniej będziecie mieli niedzielę na odespanie". Cały czas Miona siedzi jak na szpilkach planując sobotnie spotkanie i gromadząc dekoracje potrzebne na nie. 

Jak się okazało pomagała jej Pansy, co wywołało ogólny szok biorąc pod uwagę fakt, że Parkinson była najbardziej anty-szlamowa że wszystkich ślizgonów. Gdy inni się dowiedzieli, że dziewczyny robią coś razem, nie mordując się przy tym, to chyba doszli do wniosku, że czystość krwi i pochodzenie nie ma znaczenia. I chwała ci Merlinie za to, chociaż szkoda, że załapali to tak późno. Ale cóż, lepiej późno niż wcale.



Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz