Rozdział trzydziesty czwarty - Zakład wychodzi na jaw

4.7K 342 191
                                    

Było już jakoś po dziesiątej wieczorem, gdy skończyliśmy jeść i postanowiliśmy ogarnąć się do spania. Okazało się, że Gryffindor jutro gra z Hufflepufem, o czym ani ja, ani tym bardziej Harry, nie pamiętaliśmy.

Wstaliśmy z kanapy gdy chłopak powiedział, że szybko pójdzie do siebie po czyste ubrania. Nie żeby mi przeszkadzało, że śpi w moich rzeczach, ale lepiej żeby nikt go w tym nie widział.

Kilka zaklęć czyszczących i pokój był jak nowy. Wszystko równo poukładane i czyste. Podszedłem do mojego dwuosobowego łóżka z baldachimem i wziąłem moją piżamę, by iść się myć, bo zanim Potter wróci, minie wieczność.

Chwyciłem moje ubranie i przekroczyłem próg łazienki, by po chwili stać całkowicie nagi pod prysznicem. Przetarłem twarz dłońmi, i mrużąc oczy, nalałem na swoją rękę trochę płynu. Powoli rozprowadzałem pianę po moim ciele gdy usłyszałem trzask drzwi. Potter wrócił.

Wytarłem się, umyłem twarz i zęby, i po chwili, ubrany w same spodnie, wyszedłem z łazienki.

-Już drugi raz tego samego dnia masz okazję podziwiać moją seksowną klatę. Nie rozpieszczam cię za bardzo Po....

Zatrzymałem się w progu bo to nie był jebany Harry, tylko ta idiotka Pansy. Nosz japierkurwadole.

-Czego chcesz?

-Kto cię widział dzisiaj nago?

-Pierwszy zadałem pytanie - niemal wysyczałem. Kurwa, dobrze, że siedzi tyłem do drzwi, inaczej zobaczyłaby, że dosłownie sekundę później w progu do pokoju staje Potter. Dziewczyna spojrzała za okno, co wykorzystałem, żeby pokazać chłopakowi, że ma być cicho. I dziki ci Merlinie, że zrozumiał, bo szybko rzucił na siebie zaklęcie maskujące.

-Musze z tobą porozmawiać.

-To nie najlepszy moment.

Nie najlepszy bo za tobą stoi pierdolony Harry ideał Potter.

-Nie obchodzi mnie to. To jest kurwa ważne. Kiedyś założyłam się z Blaisem.

Japierdole.

-O co?

-Siedzieliśmy w bibliotece i on powiedział, że mam przelizać się z pierwszą napotkaną dziewczyną. I była to jebana Granger.

Słodki Merlinie spraw, by ta idiotka kiedyś zmądrzała, Blaise przestał być swadką a Potter nie zszedł na zawał.

-No i?

Bałem się zadawać tego pytania, ale kurwa raz się żyje.

-No i powiedzmy, że mi się prawie nie udało.

-Co znaczy prawie?

-Rzuciłam na nią imperiusa, no i ją pocałowałam. I mi kurwa głupio teraz.

-Kurwa, czy ty kiedyś zmądrzejesz? Ona to pamięta? - zaprzeczyła - To trzeba jej przypomnieć, nie zamknij się, teraz ja mówię - przerwałem jej, bo już zaczęła otwierać usta - Jeśli ją kochasz, to uświadom sobie, że ona jest szczęśliwa z Weasley'em. Jak ci się to kurwa nie podoba, to masz problem. Ja jej to powiem, a ona swojemu chłopakowi. Kiedy to się stało?

Chwilę się zastanawiała, po czym powiedziała:

-We wtorek. Zaraz po zajęciach, szła do ich pokoju wspólnego. Wzięłam ją do jednego z korytarzy, w którym czekał już Blaise, ale nie wiedział, że ją zconfundowałam. Tam ją pocałowałam i kazałam iść w stronę ich pokoju, a jak Diabeł poszedł, ja zmodyfikowałam jej pamięć. Potem ty byłeś z nim na patrolu, chyba na to się tak spieszył.

I kurwa faktycznie, tamtego dnia Blaise spóźnił się trzy minuty, bo „miał coś do załatwienia".

A w tym wszystkim najgorsze jest to, że Harry ciągle tutaj jest w chyba dość chujowym stanie biorąc pod uwagę fakt, że właśnie słyszał, jak jakaś dziewczyna wykorzystała jego przyjaciółkę.

To jest jakiś pierdolony żart. Dopiero co pogodziłem się z Potterem, a za chwilę już mnie pewnie znienawidzi. I gdy wszystko się powoli zaczyna układać, ktoś trzeci się wpierdziela i wszystko rozpierdala. W tym przypadku Pansy.

-Dobra, posłuchaj, idź stąd teraz, jutro porozmawiamy. Nie mów na razie nic nikomu, jutro pomyślimy co zrobić, ok?

Przytaknęła i dzięki ci Merlinie, wyszła.

-Harry? Harry, proszę, zdejmij zaklęcie.

Nic. I kurwa zacząłem się pocić, bo nie wiedziałem, czy na pewno jest z nim wszystko w porządku.

-Harry, proszę.

Po chwili zobaczyłem do siedzącego na podłodze między sofą a stolikiem, patrzącym pustym wzrokiem w przestrzeń.

I kurwa to było straszne, bo nie wiedziałem jak mu pomóc. Powiedzieć, że wszystko będzie okej? Że to nic takiego? Tyle, że to nie jest nic takiego.

Podszedłem do chłopaka i usiadłem obok niego na podłodze. Oparłem się plecami o kanapę i rozłożyłem ręce, by mógł przytulić się do mojego torsu. Ale nie zrobił tego.

Jedynie spojrzał się na mnie oczami pełnymi łez i odwrócił wzrok.

-Harry - zacząłem - nie gniewaj się na mnie tylko dlatego, że Parkinson coś odjebała. To nie jest moja wina. Nie miałem o tym pojęcia, serio. Co więcej mam ci powiedzieć? Proszę przytul się.

Wyciągnąłem do niego rękę, by po chwili zamknąć go w czysto przyjacielskim uścisku. Dla niego przyjacielskim.

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz