Rozdział czternasty - Woja żuków

6.6K 473 479
                                    

Gdy usłyszałem kroki Rona na korytarzu za mną przyspieszyłem. Nie chce z nim o niczym gadać, a w szczególności o Ginny. Jednak chłopak szybko mnie dogonił i złapał mocno za ramię jednocześnie popychając na ścianę. Jedną ręką złapał za mój kołnierz i lekko uniósł do góry.

-Co zrobiłeś Ginny i gdzie byłeś całą noc?

-Ja zrobiłem? Nie pochwaliła ci się, z kim wczoraj uprawiała seks? Mała podpowiedź, nie ze mną. A co do twojego drugiego pytania, spałem u Malfoy'a.

Rudy cały poczerwieniał. Pytanie tylko czy przez pierwsze czy drugie zdanie…

-Nie pierdol, moja siostra nie jest puszczalską dziwką. Wczoraj wróciła do pokoju wspólnego całą we łzach i powiedziała mi, że ją zdradzasz. Wierzę jej.

-Tak? A co na to twoja narzeczona? Nie powiedziała ci jak było? To może ja ci opowiem. Rozmawiałem wczoraj z Hermioną a gdy się dowiedziałem, że Ginny od dłuższego czasu zdradza mnie z Zabinim pobiegłem do jego pokoju. Nie zgadniesz kogo tam zastałem. Twoją siostrę posuwaną przez tego chuja! 

Puścił mnie i odwrócił wzrok. Zrobiło się zbiegowisko na czele którego stała moja była i Herm. Obie były blade.

-Czy to prawda?- Ron wręcz wypluł to pytanie w stronę dziewczyn. Ruda nadal stała blada, ale ta druga powoli przytaknęła głową.

Ron odwrócił się na pięcie i poszedł na kolejne zajęcia. Za nim pobiegła jego dziewczyna. Natomiast Ginny podeszła do mnie i ze słowami:

-Jak mogłeś?! 

Uderzyła mnie w twarz.

-A co? Miałaś zamiar długo go okłamywać? Mówisz że to ja cię zdradzam, ale tak naprawdę, to ty od miesiąca puszczasz się na prawo i lewo!

Kolejny mocny cios w policzek. W sumie należało mi się. Trochę się zapędziłem.

Podszedł do mnie Draco, złapał za ramię i wyprowadził z lochów.

Pov Draco

Teraz to ja się nie dziwię, że ten idiotą tak zareagował. Jego rodzona siostra taki kit mu wciskała. Po drugim plaskaczu wymierzonym w policzek mojego przyjaciela podszedłem do niego i wyprowadziłem z korytarza pełnego gapiów. 

Powoli szliśmy w bliżej nieokreślonym kierunku. To Harry decydował gdzie zamierzamy, ja byłem jedynie jego fizycznym i mentalnym podparciem, który zapobiegał jego upadkowi.

Dotarliśmy pod salę transmutacji. Dopiero wtedy puściłem go i pozwoliłem mimowolnie zjechać po ścianie. Była już końcówka przerwy, więc wszyscy siedzieli na swoich miejscach w sali. Obydwoje mamy taki sam rozkład zajęć, ponieważ po bitwie postanowiłem szkolić się na aurora, a nie magomedyka. Jedynie miałem dodatkowo runy, bo to dodawało mi punkty na późniejszych szkoleniach. Usiadłem obok Złotego Chłopca i objąłem go ramieniem.

-Posłuchaj, wiem, że to jest takie pierdolenie, ale wszystko się ułoży. Może teraz ten rudzielec ci uwierzy. A z tą szmatą nie musisz spędzić czasu. Pewnie i tak kiedyś się pogodzisz, ale na razie możesz pomieszkać u mnie. - cholera, po co to powiedziałem - znaczy wiesz, o ile tam cie nie przyjmą. Ale na pewno przyjmą, przecież teraz ci wierzą.

-Posłuchaj, Ginny zrobiła źle, ale to nie znaczy, że możesz ją nazywać szmatą. A co do propozycji, może na razie się wstrzymajmy, jakby wiesz, przyjaźnimy się i w ogóle, ale to chyba nie poziom wspólnego mieszkania.

Ałć. Zabolało.

-Ok, a teraz chodź do sali, bo zaraz koniec przerwy.

Na transmutacji Harry był strasznie blady. Co chwilę spod jego powieki wypływała pojedyncza łza, ale świetnie to maskował, udając swędzenie policzka czy oglądanie  interesującej wojny żukow na parapecie po drugiej stronie okna. Nie lubił okazywać uczuć, czemu mu się nie dziwię, bo to jednak zbawiciel czarodziejskiego świata, ale odrobina emocji nikomu czasem nie zaszkodzi.

Odkąd zbliżyłem się do Harry'ego stałem się bardziej tym czułym Draco, który zupełnie nie przypominał zwykłego mnie. Nie byłem zadufanym w sobie, aroganckim arystokratycznym dupkiem. Martwiłem się innymi i nie zwracałem uwagi na to, czy przyniesie mi to złą sławę. Ale czy to na pewno zmiana na lepsze? 

Codzienne zakładanie maski, choć uciążliwe, było wygodne. Nikt nie pytał się gdy coś mnie dręczyło, nie truł dupy gdy mnie zobaczył czy szydził ze mnie. Bo się bał. Ludzie bali się mnie, co nie dziwi mnie, biorąc pod uwagę fakt, że byłem śmierciożercą. Co prawda z przymusu, ale nadal. A to też nie jest dobre tłumienie. 

Uciekanie od prawdy tylko pogłębia lęk przed przyznaniem się do niej, a co za tym idzie, błędów przez siebie popełnionych.

Teraz został mi tylko Harry, i tylko przed nim zdjąłem moją maskę obojętności na ludzki ból i strach. Tylko przed nim, bo Pansy mnie olewa, a do Zabiniego nie chce się na razie odzywać. Na razie, bo do czasu, aż pogodzi się z Bliznowatym.

-Zna pan odpowiedź na moje pytanie, panie Malfoy?

Rozejrzałem się desperacko po sali. Złota trójca, a raczej dwójca składająca się z przesłodzonej pary, gromiła mnie wzrokiem, a reszta patrzyła w lekkim osłupieniu. Nie słyszałem pytania, więc tym bardziej odpowiedzi nie znałem.

-N-nie, Pani Profesor, ale czy mogłaby pani powtórzyć pytanie?

-Nie, nie mogłabym. Minus dziesięć punktów dla Slytherin'u za brak należytej koncentracji na mojej lekcji. I minus pięć punktów za brak znajomości odpowiedzi na podstawowe pytanie z zakresu S.U.M.ów.

Odwróciła się na pięcie i odeszła od mojego biurka. Super, właśnie zarobiłem ujemne punkty dla mojego domu.


Ponad 700 wyświetleń i 75 gwiazdek! Lofciam Was  ꒰⑅ᵕ༚ᵕ꒱♡

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz