Rozdział czterdziesty pierwszy - Zgodził się

4.6K 361 385
                                    

Już dwadzieścia minut później staliśmy pod drzwiami skrzydła szpitalnego które aktualnie były zamknięte. A my nie jesteśmy jebanymi idiotami żeby nie zważając na zamknięte drzwi wparować do pomieszczenia. Niektórzy tego nie rozumieją, ale no cóż, co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

Otworzyły się. Dzięki ci Merlinie, nareszcie.

-Pan Potter może się teraz z wami zobaczyć, ale tylko pięć minut.

Kujonica i Rudy od razu ruszyli do jego łóżka. Ja jedynie spojrzałem na niego przez uchylone drzwi i że łzami w oczach odszedłem do mojego pokoju.

Pov Harry

W końcu ciemność zaczęła ustępować, lecz najpierw zacząłem słyszeć. Chyba coś powiedziałem, ale nie do końca pamiętam. Potem przyszła Pomfrey, i zaczęła mnie badać. Miła babka, w zasadzie widuje mnie tu średnio co drugi mecz, już chyba się przyzwyczaiła.

Powiedziała, że jest czwartek a od niedzieli leżę nieprzytomny. O ironio, mimo, że spałem dziewięćdziesiąt sześć godzin, czułem się wyczerpany. Później przyszła Hermiona z Ronem.

-Harry, nie wiesz jak się cieszymy, że już się obudziłeś. Martwiliśmy się o ciebie.
-No, stary, Malfoy chyba najbardziej.

Hermiona szturchnęła go łokciem.

-A właśnie, gdzie jest Malfoy?
-Nie wiem, stał obok mnie…

Nie było go. Poszedł sobię.

-Siedział u ciebie całymi dniami. Nigdy nie słyszałem, żeby tyle gadał, co do ciebie. Notatki dla ciebie robił, żebyś nie miał zaległości - wskazała stertę pergaminu - i codziennie coś słodkiego przynosił, twoje ulubione czekolady - wskazała drugą stertkę - nie wiem gdzie poszedł, szczególnie, że to on do nas przybiegł. Harry, proszę, daj mu szansę…

-Hermiono!

Mój krzyk zlał się z tym Rona, ale dziewczyna jedynie uniosła ręce do góry w geście poddania się. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, i gdy wiedziałem już kto, kiedy, dlaczego i jak mnie zaatakował oraz przy okazji co się dalej z nim wydarzyło, poprosiłem ich, żeby poszli, bo po pierwsze byłem zmęczony, a po drugie chciałem napisać do Malfoy'a.

Złapałem pierwszy z brzegu kawałek pergaminu z notatką na temat właściwości dyptamu w metodach leczenia wraz z dokładnym rysunkiem różowego kwiatu. Praca domowa z zielarstwa. W skali od jeden do dziesięć jak bardzo jest mi potrzebna? Na dziesięć. A aktualnie w momencie, w którym chcę wysłać wiadomość do Draco? Nadal dziesięć, ale to już wartość względna. Kurwa, nie pamiętam jak się duplikuje bo nie ćwiczyłem tych zaklęć.

Przywołałem mojego patronusa i wysłałem wiadomość do Hermiony, żeby przyniosła mi pergamin i pióro oraz atrament.

Przyszła do mnie po kilku minutach cała czerwona.

-Harry, myślałam, że coś ci się stało.
-Nie, ale proszę, zanieś to Malfoy'owi, ok?

Podałem jej pergamin z prośbą o spotkanie w mało przyjemnych okolicznościach, a bardziej miejscu, jakim jest skrzydło szpitalne.

Jestem gotowy. Jeśli on też, to nie powinniśmy mieć na tej płaszczyźnie żadnego problemu.

Czekałem. Później czekałem a następnie czekałem, po czym czekałem, by znów czekać.

Kurwa, mieszkają pięć metrów od siebie, ile on może leźć.

Pov Draco

Leżałem na mojej kanapie pod puszystym kocem przed rozpalonym kominkiem. Chciałem zasnąć, lecz nie mogłem, bo mój umysł ciągle zaprzątała natrętna, nie chcąca dać mi spokój myśl: Gdybym wszedł tam od razu, do niczego by nie doszło. To moja wina, że Harry leży teraz w szpitalu, i nawet prawdopodobnie nie wie, co się wydarzyło. To moja wina. Moja.

W cichym pomieszczeniu oświetlonym jedynie płomieniami w palenisku, rozległo się pukanie. Nie odezwałem się. Udaję, że śpię.

Ktoś wszedł. Hermiona. Rozpoznaję to już po krokach. Położyła coś na stoliku czego nie mogłem widzieć, bo miałem zaciśnięte powieki.

Kiedy wyszła poczekałem jeszcze chwilę dla pewności, że tu nie wróci i spojrzałem na karteczkę od dziewczyny.

Draco, moglibyśmy spotkać się w skrzydle szpitalnym przy moim łóżku za dziesięć minut? Proszę, chcę z Tobą porozmawiać.
Harry

Kurwa mać. Nie chcę iść do niego. Zawsze gdy jestem pobliżu, jemu dzieje się krzywda. Nie chcę go narażać. Z drugiej strony tęsknię za nim.

Podniosłem się z kanapy i ruszyłem do skrzydła szpitalnego. Z każdym krokiem czułem się coraz gorzej, ale skoro on chce się że mną zobaczyć, to chyba oznacza, że mi wybaczył. Prawda?

Przekroczyłem próg sali i skierowałem się do łóżka Pottera. Chyba rzucił zaklęcie wyciszające, bo gdy podszedłem do łóżka nie słyszałem już natrętnej rozmowy pielęgniarki z jakimś pierwszoroczniakiem za parawanem.

Podszedłem bliżej chłopka i usiadłem na taborecie obok. Nim się obejrzałam, Harry przyłożył mi dłonie do policzków a jego usta wylądowały na moich. Gdy tylko zorientowałem się, co się dzieje, odwzajemniłem pocałunek.

Na szczęście Pomfrey była tak zajęta tym dzieciakiem, że nie zauważyła nas, gdy przechodziła obok łóżka Pottera.

-Draco, dlaczego nie przyszedłeś wcześniej?
-A nie jesteś na mnie zły?
-Ale o co miałbym do kurwy być? Stęskniłem się.

Kamień spadł mi z serca i poczułem, jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Po chwili złączyłem nasze usta w pocałunku, którego tak mi brakowało. Brakowało mi go cholernie. Nie wiem co bym zrobił, gdyby Victor by go wtedy wykończył.

Gdy zabrakło nam tchu odkleiliśmy się od siebie,a ja oparłem moje czoło o jego.

-Draco, ja...ja jestem gotowy.

Na początku nie zrozumiałem, no bo w końcu nie powiedział jasno, o czym mówi. Ale gdy ostatnie szare komórki mojego mózgu zatrybiły, o co chodzi, objąłem go i przytuliłem do siebie. On objął mnie w pasie, na co jedynie wzmocniłem uścisk.

-Czyli, Harry - mówiłem w jego włosy - teraz jesteśmy parą? Bo kurwa w to nie wierzę.

On jedynie się zaśmiał i mi przytaknął. I wiem,że brzmiało to typowo jak te dzieci w przedszkolach pytających się, czy " będziesz moim chłopakiem" po czym zapominają o tym po obiedzie, ale no kurwa. Zgodził się.

-Ale nie mówmy na razie nikomu. No może ty powiesz Blaisowi i Parkinson, a ja Ronowi i Hermionie. Należy im się ta wiedzą.
-Jak już cię wypuszczą z tego miejsca, to pójdziemy na prawdziwą randkę, ok?
-Ok.

Ponownie przylgnąłem do jego ust jak niuchacz do sztabki złota, ale nie dane mi było nacieszyć się chwilą.

-Panowie już skończyli? Bo jeśli tak, to chciałabym dokończyć badania. Niestety muszę prosić pana, panie Malfoy, żeby opuścił pan na razie szpital. I spokojnie, nie powiem nikomu.

Japierdole, ale mi głupio. Harry'emu chyba też. Jakby no kurwa mać. A co dziwniejsze, ona się uśmiechnęła.

Wstałem i z zażenowaniem opuściłem skrzydło szpitalne.

Sobie przeznaczeni - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz