23) Zgoda

381 36 11
                                    

*

 Regis siedział na łóżku przy nieprzytomnym rycerzu, skrywając twarz w dłoniach. Kiedy odnalazł go, w tamtych ruinach, przywalonego gruzami, nie potrafił stwierdzić, czy jest bardziej szczęśliwy, czy też przerażony. Był w takim szoku, widząc go, realnego i prawdziwego, choć przecież zwłoki Beerharta powinny już dawno rozpaść się w proch, że przez parę sekund nie był w stanie podjąć zupełnie żadnej decyzji. Potem zareagował, zanim pomyślał; zaczął go odkopywać spod gruzowiska, instynktownie i w ogromnym strachu, że zaraz straci go ponownie.

 Nie liczyły się ich dawne zatargi, nie miało znaczenia nic, prócz tego, by mógł z nim porozmawiać choć jeden jedyny raz, by wytłumaczył się, dlaczego zostawił go samego i wyparł się ich przyjaźni oraz ich uczucia, z tak błahego, nieistotnego powodu; jego własnej dumy. By spojrzał jeszcze raz w te szafirowe oczy, niezależnie od tego, co z nich wtedy wyczyta.

 Moment, w którym Regis dowiedział się o śmierci Beerharta, tak tragicznej i przedwczesnej — rodzina Evana odnalazła po nim jedynie szczątki zbroi, plamę krwi i błąkającego się w okolicy wierzchowca — był tym samym, w którym pożałował każdej sekundy, od której widzieli się po raz ostatni. Oddałby wszystko, żeby cofnąć czas. By nie dopuścić, aby młodzieniec gdziekolwiek podróżował samotnie, narażając się na ataki potworów, które tak uwielbiał tropić; by Beerhart, w swojej zaciętości, nie opuścił domu, aby odnaleźć obrażonego ukochanego, który specjalnie aby go nie odnaleźć, wyjechał z Touissaint, unosząc się pustą dumą.

 Regis nie potrafił przybyć na jego grób. Oglądał jedynie pogrzeb, z dużej odległości. Zapytał też rodzinę Beerharta o przyczyny zgonu. Nie był jednak w stanie wejść do mauzoleum, wiedząc, że ta tragedia była jego winą, że wydarzyła się przez jego własne, urażonego ego.

Teraz więc siedział teraz przy swojej dawnej miłości, nie zważając na nic, co się działo wokół. Czasem podchodził do niego Geralt. Czasem zaglądał również i Jaskier, pytając, czy wszystko pozostawało z nimi  w porządku. Regis potakiwał jedynie, niezdolny wydusić z siebie nawet słowa, tak bardzo ściśnięte miał gardło przez nadmiar emocji. Ten cały żal, który dusił w sobie przez lata, skumulował się nagle, domagając się ujścia. Regis był spięty oraz znieruchomiały niczym alabastrowa rzeźba. Odnosił wrażenie, że poczucie winy ogarnia go niczym otchłań, że zapada się w nim, z każdą chwilą coraz bardziej, gdy obserwował posiniaczone ciało rycerza.

 Evan leżał na wznak, zaś jego oddech był płytki i nieregularny. Zbroja, w którą był odziany w trakcie osunięcia się stropu lochów, ochroniła go przed śmiercią, ale nie przed rozległymi obrażeniami. Miał kilka złamanych kości, które wprawdzie zaczęły się już zrastać dzięki jego przyspieszonej regeneracji — a może dlatego, że Regis napił go swoją krwią — ale z pewnością sprawiały mu ogromny ból, i wampir nie miał wątpliwości, że sen był teraz dla Beerharta niczym błogosławieństwo.

 Uzdrowiciel owinął go kocami i obserwował czujnie jego stan zdrowia, gotów interweniować, gdyby zauważył jakieś oznaki pogorszenia się. Stan rycerza był jednak stabilny, nic nie zagrażało jego życiu. To nie złamania, ani stłuczenia odebrały mu kolor z policzków, Regis był tego pewien.  

 Evan przypominał bardziej statuetkę, w którą był zaklęty, niźli żywego człowieka; pobladły, z zaciśniętymi wargami niczym w wyrazie wzgardy, sprawiał wrażenie zupełnie innej osoby, niż tą, którą pamiętał wampir. Na twarzy rycerza odbiło się piętno cierpienia, w okolicy oczu pojawiły się drobne zmarszczki, a skóra zdawała się jakby poszarzała, jak gdyby mężczyzna zupełnie nie wychodził na słońce. Nie było w nim ani grama radości, bądź młodzieńczego zapału. Taki wyraz twarzy miały zwykle starsze osoby, te, które wiele przeszły w życiu i nie chciały przechodzić już niczego więcej.

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz