*
- Evanie, wszystko w porządku? - zapytał Regis, u stóp schodów, zanim znalazł się w głównej sali. Ta cisza niepokoiła go i miał przez nią bardzo złe przeczucia.
- Nie słyszę jego oddechu. Nie słyszę też bicia serca. - powiedział równie niespokojnie Darius, przystając tuż za Regisem. Obaj byli czujni i spięci, i z pewnością też zestresowani. - Jeśli Mouirren mu coś zrobił...
- Niemożliwe. Nie ma tu jego zapachu. - obwieścił racjonalnie Regis. – A tym bardziej zapachu krwi. Gdyby doszło do walki, wiedzielibyśmy o tym.
Cyrulik poszedł przodem, zaczął rozglądać się po okolicy. Na podwyższeniu ponad wejściem do krypty, tam, gdzie miał łóżko i biurko, nie było jednak nikogo. Poszedł do biblioteki – tam również było pusto. Wszedł w końcu do starszej części krypty, przeszedł przez korytarz trumien, aż w końcu dotarł do rozwidlenia, gdzie krypta łączyła się z jaskinią, a gdzie niegdyś interweniował Geralt, wybijając tam rój kikimor. Jednak i to miejsce było opustoszałe. Regis przełknął ciężko ślinę. Beerhart po prostu jakby zapadł się nagle pod ziemię; nie było śladu walki, żaden przedmiot nie został przewrócony... Wyglądało to tak, jakby Evan wyszedł gdzieś nagle i zwyczajnie nie wrócił. Świece nadal się paliły, palenisko podgrzewało w kociołku resztkę parującej wody – prawy rycerz nie zostawiłby tego ot tak. Nie był przecież nieodpowiedzialny. Czy Mouirren zdołał go już opętać i nakazał mu opuścić bezpieczną kryjówkę?
Regis usiadł ciężko w fotelu, starając się nie poddać panice.
- I co? - zapytał Dettlaff, który wraz z Geraltem pojawił się u stóp schodów. Brak odpowiedzi był dość wymowny; młodszy wampir westchnął w głos i osobiście rozpoczął poszukiwania, widząc smętną minę siedzącego w bezruchu Regisa. I Geralt również ruszył na poszukiwania, choć każdy z nich dobrze wiedział, że robi to tylko dla czystego sumienia – nie mogli znaleźć kogoś, kogo nie było w środku.
Darius nie zrezygnował tak szybko. Rozglądał się uważnie po ziemi... Chodził i szukał. I nagle...
- Jest! - oznajmił, z ulgą w głosie. Wszyscy popatrzyli na niego w zdumieniu. – Wszystko w porządku! - Wampir uniósł do góry znajomą, złotą figurkę rycerza. – Musimy tylko poczekać, aż zaklęcie się cofnie.
Regis westchnął w głos, również z ogromną ulgą.
Geralt zaprzestał poszukiwania i opadł na fotel obok niego. Odezwał się, sceptycznym tonem, nijak niezbliżonym do radosnego.
- Cóż za szczęście... - zaczął lekko, ale kontynuował już bardziej kąśliwie. - To teraz mamy idealny czas na to, żebyś nam wyjaśnił, o co właściwie chodzi z tą klątwą. - nakazał Dariusowi, który postawił figurkę pośrodku posadzki. - Czemu Beerhart ot tak zmienia się w przedmiot, skoro nikt nie rzuca czaru?Na to pytanie i Dettlaff wziął sobie krzesło, by przysiąść obok nich, zaintrygowany. A nekromanta przystanął przed nimi. Wyglądał tak, jakby miał właśnie wyłożyć im jakiś wykład; wyprostował się, założył ręce za sobą i powiódł po słuchaczach dumnym, spokojnym spojrzeniem.
- To było dawno temu – rozpoczął, sięgając pamięcią ku przeszłości. - Mój szlachetny rycerz naraził się kiedyś pewnemu czarodziejowi, ponieważ wstawił się za mną i zaczął z nim wykłócać. Tak jak to Evan ma w zwyczaju, kiedy raz coś zacznie, nie spocznie, dopóki tego nie skończy... Więc ich głośna kłótnia trwała na przyjęciu ówczesnej Lady Margott przez trzy długie, bite godziny, aż rzeczony czarodziej utracił godność słowa i począł używać głównie bluzgów, nie zaś logicznego uargumentowania.
Nekromanta przesunął spojrzeniem po słuchaczach, sprawdzając ich stopień zainteresowania. Najwyraźniej uznał, że słuchali z wystarczającą ciekawością, gdyż zaraz kontynuował rozpoczętą historię.
- Kiedy już kłótnia przestała być merytoryczna, a ów czarodziej dostał piany na ustach, rzucił na niego właśnie tę klątwę. Na szczęście, popełnił błąd. Stwierdził, że skoro taki z niego złoty rycerzyk, niechaj zostanie takim na wieki... Ale zaklęcie nie powiodło się do końca, bo Beerhart zdzielił go w trakcie inkantacji, w jego nadętą łepetynę. Całkiem zresztą porządnie, bo rzeczony czarodziej padł jak długi na ziemię, medycy musieli go cucić, a Lady Margott wypędziła nas z przyjęcia.
Regis miał kwaśną minę; postukał palcami o poręcze krzesła.
- I długo tak jeszcze ta klątwa będzie działać? Co zrobiłeś, żeby ją zdjąć? Czemu temu nie zapobiegłeś?- Och to proste – powiedział wampir, pocierając nagle policzek. - Byłem pijany w sztok. - obwieścił Darius, rozkładając bezradnie ręce. - Wcześniej Evan mnie nakarmił, zapobiegawczo, żebym nie zrobił afery wśród ludzi... I tak jakoś wyszło, że trochę przedobrzyłem. Bo on też się wcześniej napił, alkoholu, i...
- Wystarczy. - przerwał mu Regis, nie chcąc słuchać tej ich wspólnej dalszej historii. – Więc jak próbowałeś zdejmować tę klątwę? Czy jest jeszcze coś, czego nie zrobiłeś?
- Niestety. - westchnął czarownik – próbowałem już wszystkiego. Zadziałały tylko te kajdany, które opracowałem. Pobierały moc z zaklęć ochronnym wokół Tehar Ardinn, więc działanie było naprawdę silne. Kiedy Evan miał je na sobie, było pewnym, że się nie przemieni. Siedział w nich często, sam na sam z myślami. I sporo pisał. Myślałem nad jakimś naszyjnikiem, czymś mniejszym, wygodnym. Potem kajdany okazały się jednak przydatne. - Darius zasępił się. - Evan zaczął czuć większy głód krwi. Napadały go takie stany... Kiedy czuł, że się zbliżają, kazał się zamykać.
- Głód krwi? - Regis był jeszcze bardziej niechętny – Evan bał się, że zaatakuje ludzi?
- Bał się, że zaatakuje mnie. - doprecyzował Morgrav. - Evan nie pija ludzkiej krwi. Interesują go tylko wampiry wyższe. Ale fakt faktem... W tym swoim szale bywa trudny do opanowania. Woleliśmy sobie ułatwić życie, skoro było nas na zamku jedynie dwóch.Na tę wieść najmłodszy z wampirów poruszył się na krześle. Złączył palce w wyrazie zamyślenia.
- W szale? - podchwycił Dettlaff, podwójnie zaciekawiony. – Jakim szale?Darius już miał odpowiedzieć, gdy rozległo się donośne pyknięcie, a na środku posadzki leżał nagle złotowłosy mężczyzna, nieco zaspany, i z pewnością zdrowy.
Regis uśmiechnął się lekko, czując ukłucie radości. Jednak nic rycerzowi nie było. Tym razem mieli szczęście.
Dettlaff, widząc tą błogą minę przyjaciela, wywrócił jedynie oczami. Pociągnął rozpoczęty wątek.
- Akurat o tobie mowa. - rzekł, wyjaśniając blondynowi ten krąg siedzisk wokół jego osoby. – Darius właśnie opowiada o klątwie.Evan potarł twarz w zażenowaniu i usiadł zaraz, poprawiając odruchowo włosy.
- No tak. - bąknął. - Lepiej, żebyście wiedzieli. - Popatrzył po obecnych mężczyznach, policzył ich, a potem zdziwił się lekko. Wbił wzrok w samotnego Geralta. - A Jaskier gdzie? - spytał wiedźmina Beerhart, wiedząc dobrze, że ciągle podróżowali razem.Biały Wilk machnął tylko ręką.
- Rzyga na trawę. - obwieścił, jakby to było oczywiste. - Wróćmy do tematu.Nagle Darius obrócił się, znieruchomiał i wpatrzył w wylot krypty. Uniósł dłoń – wszyscy mężczyźni natychmiast umilkli. Teraz nawet Geralt wsłuchał się w szmery powietrza, wyłapując wcześniej dziwne, zaniepokojone miny nieumarłych.
- Nie słychać. - obwieścił Morgrav, a słuch miał nad wyraz dobry. - Jesteś pewien, że tam nie zemdlał, Geralcie?
Wiedźmin wstał nagle, zepchnął czarodzieja z drogi. Wybiegł na schody, ku wyjściu z krypty. Przystanął tam, na trawie; miał przyspieszony oddech.
Każdy z wampirów wyraźnie słyszał, jak mężczyzna wydaje z siebie głośny dźwięk irytacji. Geralt kopnął w coś nagle, w krótkim przypływie frustracji.
- Zaraza - warknął białowłosy, zaciskając mocno pięści. - Jaskier zniknął!
*

CZYTASZ
Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)
Fiksi PenggemarTrzy rożne wątki romansowe; Regisa, Dettlaffa oraz Geralta z Jaskrem. /Regis, wampir wyższy, nie lubił mówić o swojej przeszłości. Znalazł się jednak ktoś, kto pociągnął go za język... Może nawet zbyt dosłownie. Choć stronił od ludzkiej krwi, krwią...