45) Jaskrowe życzenie

407 35 12
                                    

*

- O czym rozmawialiście? - zapytał poirytowany wiedźmin, przechadzając się nerwowo przed bardem w te i wewte. – Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, że to może być nasz wróg? Nie możemy mu ufać! Żeby miał czelność czarować cię pod moim nosem, naprawdę, co to za arogancki gad!... - wściekał się w głos.

 Jaskier zmarszczył nieco brwi, kompletnie nieprzygotowany na wyrzuty od przyjaciela. To brzmiało w zasadzie tak, jakby Geralt był zazdrosny, że bard śmiał uśmiechnąć się do jakiegoś innego mężczyzny, poza zabójcą potworów...

- Nie "czarował" mnie. - uściślił Jaskier, zakładając ręce, na powrót obruszony. - Był po prostu miły. W przeciwieństwie do ciebie - wydął wargi. - Co cię nagle ugryzło, Geralt? Chyba nie sądzisz, że zamierzam ci składać sprawozdanie ze swoich prywatnych rozmów?

 Geralt zbliżył się i złapał go za przód niebieskiego kubraka. Aksamitny materiał wydał się mu nagle niemożliwie wręcz miękki i niepasujący do tej sytuacji. Jaskier powinien mieć na sobie przynajmniej porządną, lnianą tunikę. Taką, żeby móc ją szarpnąć i go przyciągnąć, by pokazać, jak bardzo wiedźmin był rozdrażniony. I nie narazić się, przy okazji, na tydzień jego szlochów i wyrzutów, że mu coś pogniótł, podarł czy czegoś nie docenił z najnowszej dworskiej stylizacji, w którą bard „włożył serce", jeśli nie i duszę, według standardowych, bardowych biadoleń.

- Powinieneś. - wycedził powoli białowłosy, przychylając się bardziej, w groźniejszym wyrazie. Nagle cały nieboskłon i rozsypane po nim gwiazdy zniknęły z widoku Jaskra, zastąpione niezadowoloną twarzą wiedźmina. Mężczyzna wbijał wzrok w minę poety, a jego żółte, kocie oczy, jarzyły się w ciemności. - Zwykle robisz to bez mojego pytania. Dziś nie? Coś się nagle zmieniło? - syknął. - Teraz, kiedy każda informacja może wskazać nam winnego, ty zamierzasz specjalnie milczeć? Chyba nie robisz mi na złość?

 Trubadur spróbował rozeznać się w sytuacji. Kompletnie nie rozumiał przyczyny, dla której jego przyjaciel był tak bardzo zły z powodu jakiejś głupiej rozmowy. Nigdy wcześniej nie robił mu takich wyrzutów. Nigdy nawet nie spytał, o czym w zasadzie z kimś rozmawiał... Kompletnie go to nie obchodziło, o ile nie tyczyło się to ściśle jakiegoś zlecenia na potwory, Yennefer albo Cirilli.

- Wcale nie powinienem. - żachnął się Jaskier, niezbyt jednak teatralnie, gdy tkwił w rękach wiedźmina. Miał mało możliwości ruchu, a twarz mężczyzny była dużo za blisko, aby mógł się skupić. - To była prywatna rozmowa. I nie mówiliśmy o Dariusie. Jeśli tak cię to ciekawi. - Dodał zaraz, chcąc go odrobinę uspokoić. - Ani tym bardziej o wampirach. To nie miało żadnego związku z twoimi poszukiwaniami zabójcy. Rozpatrywaliśmy... Pewne idee. Bardzo poetyckie idee - tłumaczył dalej, zagłębiając się w szczegóły, czy tego chciał, czy nie. Trudno było mu ukryć cokolwiek przed Geraltem. Szczególnie gdy ten dmuchał mu niemal w usta. - Chcesz rozmawiać ze mną o romantyzmie? - Jaskier uniósł brew, zniecierpliwiony. - Proszę bardzo, czekam więc.

 Geralt odsunął się odrobinę, ale nadal go nie wypuścił. Na jego twarzy odbiło się niezrozumienie, ale wyraźnie nie miał ochoty drążyć tego tematu.

- Gadałeś z nim o poezji? - dopytał wreszcie Geralt, z nutą niedowierzania. - To dlatego tak się szczerzyłeś i tam mizdrzyłeś do niego? On zna się w ogóle na sztuce? - zapytał z niechęcią, ale jego mina zdążyła złagodnieć.

- Między innymi. - Jaskier wypiąłby dumnie pierś, gdyby tylko mógł. - Na pewno zna się na niej lepiej niż ty.

 Na ten przytyk wiedźmin się skrzywił. Odsunął się już zupełnie. Puścił go.

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz