32) Dettlaffowe szaleństwa

327 30 4
                                    

*

 - Jesteśmy na miejscu – obwieścił Dettlaff, wskazując rumowisko. – Tam, w środku, jest nasz cel. Trzeba tylko przedostać się przez szczeliny. Ostrożnie, bo wszystko grozi zawaleniem. Idziesz?
- Tak, tak, idę. - potwierdził zaabsorbowany Regis, podążając za przyjacielem. Był nie mniej zaintrygowany całą tą sytuacją co młodszy wampir, z tym że Eretein brał to zbyt osobiście.

Znaleźli się w lochach, a Regis powiódł spojrzeniem po ziemi, w poszukiwaniu porozrzucanych czaszek.

Nie zobaczył jednak ani jednej.

- Dettlaffie, jesteś pewien, że to tutaj? - zapytał łagodnie, spoglądając na znieruchomiałego nagle przyjaciela. – Czy może...
- BYŁY TU - warknął Dettlaff, przecierając ze zdumienia oczy. – Przysięgam, były tu jeszcze, kiedy stąd odchodziłem.

 Regis zmilczał wymownie. Podążył spojrzeniem po ziemi, po raz drugi. Przeszedł się po długim korytarzu, zajrzał do skrzyń i do szafy. Dettlaff stał w miejscu, tak jak go zostawił, zdjęty jakimś szokiem czy niedowierzaniem, niezdolny do najmniejszego ruchu.
- Nic tu nie ma. - obwieścił. Przyniósł Dettlaffowi pergamin z jakimś rysunkiem. – Oprócz portretów roznegliżowanych mężczyzn i paru notatek miłosnych Morgrava. A sarkofag jest zamknięty. Na pewno nie pomyliłeś tych lochów?

 Dettlaff zacisnął dłonie w pięści. Pokręcił głową. Przełknął ciężko ślinę.
- Nawet ty mi nie wierzysz - powiedział z rozgoryczeniem. – Znamy się tyle lat, a wolałeś uwierzyć jemu.
- Dettlaffie, nikt cię tutaj nie oskarża – odezwał się pojednawczo Regis, odkładając rysunek na jego miejsce. – Może po prostu jesteś przemęczony? A może to złe lochy. Chodź, poszukamy dalej. Mamy czas. Spokojnie.
- Nie rozumiesz! - krzyknął Dettlaff. – On nas zwodzi. Chce ciebie zabić... I mnie pewnie również. Zabijał już wampiry wyższe. Lubi to robić. Eksperymentował na nich, może nawet latami... Kiedy to wreszcie do ciebie dotrze? Jak możesz być tak zaślepiony? Zmanipulował cię, Regis! On manipuluje wszystkimi!

- Już dobrze, spokojnie... - Regis uniósł dłonie w obronnym geście na to ostre oskarżenie. – Nie powiedziałem ani razu, że on jest niewinny. Po prostu potrzebujemy na to dowodów. Twardych dowodów. Których tutaj brakuje.

 Dettlaff potarł w irytacji twarz. Ruszył się w końcu. Przeszedł się po korytarz wzdłuż i wszerz. Przykucnął przy ziemi, dotykając śladów kurzu. Węszył.
 Ktoś usilnie próbował go wyprowadzić w pole, był tego pewien. Ktoś próbował mu wmówić, że uroił sobie to wszystko. Podszedł wreszcie do sarkofagu - zamkniętego - jak twierdził Morgrav.

- Już nic nie wiem. - syknął w końcu, rozdrażniony. - To wszystko było zupełnie inaczej. To wieko było uchylone. Na podłodze walały się czaszki. Nie mogły po prostu wyparować. To nie jest możliwe, przecież nikt tu po mnie nie wchodził...
 Regis podszedł w milczeniu, uważnie obserwując przyjaciela. W końcu, ostrożnie, położył mu rękę na ramieniu.
- Istotnie. - potwierdził – Nie jest możliwe. Czaszki same nie znikają. A sarkofagi nie zamykają się bez pomocy. - miał bardzo mieszane odczucia. - Dettlaffie, posłuchaj...

 Dettlaff wyrwał się. Machnął ręką jakby lekceważąco. Chciał zbagatelizować problem. Powiedzieć o czymś innym. Wypytać przyjaciela o Beerharta, dokładniej. I nagle, zatoczył się.

- Dettlaff? - spytał zaniepokojony Regis. – Czy wszystko w porządku?

Dettlaff stał już przy ścianie, wsparty ciężko o mur, próbując nie upaść, nie stracić równowagi. Zasłaniał nadgarstkiem twarz. Stał tam, tyłem do przyjaciela.
- W porządku – rzekł zduszonym nieco głosem. – Ja tylko...

 Regis obrócił go ku sobie, krótkim, stanowczym ruchem. Eretein dostał krwotoku z nosa, krzywiąc się nieco, nadal poirytowany.
- Dettlaff. - Regis zmarszczył brwi, do końca tracąc rezon. – Co ci ostatnio dolega?

 Młodszy mężczyzna odepchnął przyjaciela i odszedł o krok, spoglądając w kierunku sarkofagu.
- Nic... - odparł, wpatrzony teraz w nieruchome wieko. Coś tknęło go jakby. Przyciągało go. Zaczął iść w tamtą stronę, jakby kompletnie zapomniał o całej reszcie świata. Wyciągnął dłoń i zbliżył się.

Chciał otworzyć ten samotny sarkofag.

- Zostaw to! - krzyknął ostro Regis, chwytając go na moment przed tym, jak Dettlaff zdołał dotknąć fascynującej go trumny. – Czyś ty na głowę upadł? Morgrav mówił, że to jest przeklęte! Chcesz oberwać jego paskudną klątwą? Co w ciebie wstąpiło? - odciągnął wychowanka od magicznego obiektu, w kierunku wyjścia i światła dnia. – Idziemy stąd. natychmiast. I bez dyskusji.

 Dettlaff patrzył jedynie na sarkofag, niepomny na to, że Regis go gdzieś ciągnął. Jego krwotok z nosa nadal nie ustawał. Nagle zakręciło mu się w głowie. Poczuł tylko to, jak coś odcina mu świadomość.

Runął na ziemię.

*

- Dettlaff? Dettlaff! - Regis cucił go, zaś młodszy wampir leżał na trawie, mając wrażenie mdłości i kręcenia się w głowie. – No, już się bałem, że coś ci się tam stało... - jego mentor przestał nim potrząsać, pozwalając mu poleżeć w bezruchu. – Jednak dotknąłeś wcześniej tego cholernego sarkofagu, prawda? Dotknąłeś go wcześniej?

 Eretein dźwignął się z ziemi, wsparł się na przedramionach. Próbował skupić na czymś spojrzenie. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek, od momentu wejścia do lochów.
- Sarkofagu? - zmarszczył brwi, czując metaliczny posmak krwi w ustach. – O czym ty mówisz?

 Regis spoważniał wyraźnie. Zbliżył się, sprawdził wielkość źrenic przyjaciela, przyjrzał się jego twarzy. Jako medyk powinien wychwycić niepokojące objawy. Jeśli Dettlaff tracił pamięć, coś było mocno nie tak.
- Co pamiętasz? - zapytał go krótko. Musiał połączyć fakty. - Co tam widziałeś?

 Eretein skrzywił się. Mdliło go nadal, ale przynajmniej ustał mu krwotok. Coś sobie przypomniał.
- Jego. Morgrava. A co innego miałem widzieć? - żachnął się wreszcie. – Trudno byłoby go zignorować. Co to za głupie pytanie.

 Regis otworzył szeroko oczy, w zdumieniu.
- Dettlaffie... - zaczął Regis ostrożnym tonem. – Nie chcę cię zmartwić, ale...
- No co. - warknął Dettlaff, znowu zły. – Co tym razem? Widziałeś tam coś innego?
- Morgrav jest u nas w krypcie, przyjacielu. - przypomniał mu łagodnie Regis. - Nie mógłby być w dwóch miejscach naraz. A sarkofag jest pusty. Wiesz o tym przecież.

Zapadła głucha cisza. Dettlaff przetarł twarz. Usiadł. Nie patrzył Regisowi w oczy. Uniósł się chmurnie, tracąc kontrolę nad sytuacją.
- Teraz ty będziesz mi wmawiał, że oszalałem... - powiedział wreszcie, zaciskając zęby. – Odpuść sobie. Idę stąd. - zerwał się, by odejść, by przemyśleć to wszystko... Chciał zostać sam na sam.

 Regis złapał go za ramię. Na jego twarzy pojawiła się obawa.

- Nie, nie, nie. Nic z tego - zatrzymał go od razu. – Nie ma takiej opcji, przyjacielu. Nigdzie sam nie idziesz. Przed chwilą dostałeś krwotoku z nosa i miałeś zwidy. Muszę cię przebadać, a ty musisz teraz odpocząć. Czy to jest jasne?

Nie było jasne. Młodszy wampir stracił cierpliwość. Chciał być sam. Chciał móc pomyśleć.

- Puść mnie! - Dettlaff wyrwał się nagle przyjacielowi. Czuł się tak, jakby wokół niego zaciskała się jakaś klatka, jakby sam nie był już pewien, czy może ufać własnym zmysłom.

  A może naprawdę oszalał? Może to on był tu największym zagrożeniem? Było mu duszno i robił się coraz bardziej rozeźlony. Na siebie, nie Regisa, ale to Regis mógł być ofiarą tej złości, a tego Eretein nie chciał.

 Regis zaś nie chciał odstąpić. Widząc przyjaciela w tym stanie, nie było mowy, aby gdziekolwiek od niego odchodził. Mogło mu grozić niebezpieczeństwo... Albo sam mógł być teraz zagrożeniem dla innych.

Najwyraźniej, czekała ich mała potyczka.

*

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz