15) Festyn

421 37 4
                                    

 - 300 lat wcześniej -

 Kolorowy tłum, pełen gawiedzi, rozochoconych miejscowych i rozbawionych dam, przepływał wokół stojącej pośrodku placu pary mężczyzn, chylących się ku sobie, wymieniających uwagi przyciszonymi głosami.
- Czy to na pewno dobry pomysł? - Dopytywał Regis, niepewien planu, na który chcąc nie chcąc, przystał.
- To jest największy festyn w roku! Nie możesz przegapić takiej imprezy! - Powiedział radośnie Evan, po czym pociągnął go za rękaw, prowadząc go ku najbliższym straganom. - Spójrz jak tu pięknie! Wszystko jest w ozdobach! A te światełka? Wyglądają jak z bajki!
- Lampiony. - Poprawił go odruchowo Regis, wodząc spojrzeniem po latarenkach pozawieszanych nad ich głowami.

 Evan zerknął na niego, tknął go w pierś, przestając ciągnąć za sobą.
- To jest dzień na radowanie się, Regisie. - Mruknął, stając na palcach, żeby wyszeptać mu te słowa do ucha, próbując przebić się przez hałas. - Nie musisz być dzisiaj taki strasznie poważny. - Po czym znowu go złapał, tym razem za przedramię. - No chodź! Pokażę ci, jak powinno się bawić!
 Regis poszedł bez słowa sprzeciwu. Beerhart dotarł do pierwszego stanowiska, gdzie za celny strzał z łuku - wcelowanie w słomianą tarczę - dostawało się nagrody.
- Zobacz, na przykład tutaj. - Tłumaczył rozpromieniony chłopak. - Jeśli wceluje się w zewnętrzną część tarczy, można dostać coś słodkiego. Tam nieco bliżej, w żółty okrąg, a dostaje się mały upominek...
- A czerwone pole? - Regis wskazał drobną kropkę pośrodku.
- Ach, na czerwone to nie ma nawet co liczyć. Nikt od trzech lat w nie nie wcelował. Ponoć potrafią to tylko najlepsi łucznicy! - Przychylił się do wampira i rzekł zaraz konspiracyjnym tonem - Ale na moje oko, to jest za to główna nagroda. O, tam. - Wskazał ogromnego, pluszowego misia z materiałowym orderem na szyi. - Maskotka. - Na jego twarzy pojawił się w chwilę potem cień zamyślenia - Ciekawe, czy jest tak miękki, na jakiego wygląda... - Mruknął. - Nigdy nie miałem żadnego pluszaka. Rodzice mówili, że to zbyt dziewczyńskie. - Chłopak zaraz odpuścił ten wątek i powrócił do radosnej ekscytacji. - No, Regis, choodź, spróbujmy!
- Evanie, to jest bez sensu... Straszna głupota. - Westchnął sceptycznie wampir, wywracając oczami. - Przecież możesz sam sobie kupić jedzenie...

 Ale Beerhart nie słuchał już jego wywodów. Ustawił się w małej kolejce na miejscu. Pomachał Regisowi, aby ten dołączył, ale ten tylko założył ręce, obserwując z daleka jego poczynania.
 Evan wziął łuk i strzałę z lady i podszedł do miejsca strzeleckiego. Stanął w wyznaczonym punkcie. Naciągnął łuk. Jego mięśnie spięły się mocno w wysiłku. Próbował przytrzymać chwilę strzałę, by lepiej wycelować. Strzelił. Strzała śmignęła i wbiła się żółty okrąg.
- O proszę, dla szanownego pana, za zwycięstwo, taki oto podarek... - Oznajmił obsługujący stoisko starszy mężczyzna. Wręczył Beerhartowi jakieś ozdobne pudełeczko. Beerhart podziękował i tanecznym krokiem podszedł do Regisa, z szerokim uśmiechem na ustach.
- Wygrałem, widzisz? - Pochwalił się, wbijając w niego roziskrzone spojrzenie szafirowych oczu.

Wampir nie miał już tak niechętnej miny.

- Piękna wygrana, naprawdę. - Mrugnął Regis, uginając się pod wpływem tego szczęśliwego spojrzenia. Choć strzał był daleki od ideału, postawa strzelecka krzywa, a przetrzymanie strzały zbędne, nie był w stanie powiedzieć mu tego na głos.
- Chodźmy dalej! - Zawołał blondyn, znowu ciągnąc go ze sobą za rękaw.

Kolejne było stoisko, gdzie niewielkimi wiaderkami, rozlewało się farby o rożnych kolorach na zawieszone na linkach płótno. Trzeba było robić to z zawiązanymi oczami, po okręceniu się wokół własnej osi, więc nigdy nie było pewności, w które miejsce farba trafi. Płótno, podzielone na pola, również obiecywało nagrody. Evan z Regisem podeszli bliżej i chłopak poprosił o pierwsze wiaderko. Osoba obsługująca stoisko, kobieta o bursztynowych oczach, krzepka, z łagodnym uśmiechem, podała mu chustę do przewiązania oczu i wycofała się sprzed płótna.
- Regisie, zawiążesz? - Zapytał towarzysza chłopak, a Regis, z krótkim westchnieniem, zastosował się do prośby. Wampir nie czuł się za dobrze w ruchliwym tłumie ludzi. Nie był do tego przyzwyczajony. Gdzieś w głowie krążyła mu obawa, że może zostać rozpoznany, że zrobią się problemy... Nie chciał robić problemów Evanowi, nie chciał, by kojarzono go z nieumarłymi. Ludzie bywali okrutni dla przyjaciół nieumarłych; mogliby go wykląć, wydziedziczyć, albo, co gorsza, zabić. Regis nigdy by sobie tego nie wybaczył.

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz