65) Meara

299 26 17
                                    


*

Las był cichy i spokojny, a Eretein ciągle próbował wyrwać się z więzów. Minął długi kwadrans, nim usłyszał wreszcie jakiś ruch na podwórku.

- O. Cześć, Dettlaff! - Za Ereteinem pojawiła się niewielka postać. Dziewczynka zmaterializowała się z tyłu za nim, czesząc z wolna palcami swe rude włosy. - Czy może... pogodziłeś się już z naszym wujkiem? Nie będziecie się już nie lubić?

 Dettlaff odetchnął z ulgą. Związany, spróbował odwrócić się choć trochę, aby spojrzeć w tył, na dziecko Morgrava.

- Aurora, jesteś. Jak dobrze. - Uśmiechnął się ku małej. - Napędziliście mi tutaj stracha, tak było cicho. Gdzie jest twoja mama? I Kinnat?

Aurora przeszła naprzód, by przykucnąć przy Dettlaffie.
- Strasznie głupio robisz. Nie masz racji co do wujka. - mruknęła nadąsana, dalej czesząc włosy. - Jesteś uparty jak Kinnat, jeśli nie jeszcze bardziej.

 Eretein targnął się w więzach ponownie, próbując zdjąć palące pęta ze swojej szyi.
- Słuchaj, mała. Potrzebuję, by Meara szybko ściągnęła ze mnie to zaklęcie. Grozi wam ogromne niebezpieczeństwo. Twój tata nie mógł przyjść, bo jest ranny i moi przyjaciele właśnie go leczą. Pomożesz mi?
- Mhm. - dziewczynka potaknęła głową. - Jeśli obiecasz, że pogodzisz się z wujkiem Dariusem. On jest taki dobry!
- Aurora. - syknął Dettlaff, poirytowany nieco, choć nie na małą, tylko na fakt pieczenia na skórze w miejscach dotykającego go zaklęcia. - Skąd w ogóle  pomysł, że my się kłócimy?

 Dziewczynka usiadła na trawie i wyrwała jedno źdźbło, by zaraz je przygryźć, zapewne naśladując zachowanie starszego brata.
- No przecież wiem. - wymamrotała z trawą w buzi, co wyszło jej niezwykle niewyraźnie. - On ma do ciebie straszny żal i wyzywał cię od... - zacięła się na moment, jakby nie wiedziała, czy może mu to mówić. - Od łajdaków i półgłówków. A wujek Darius jest taki kochany! Wiesz, upolował mi... -
- Kiedy mnie niby wyzywał? - przerwał jej zadziwiony Dettlaff. - Przyszedł tu do was na skargę?
- Skargę? - Aurora zrobiła wielkie oczy. - Nie, co ty. On nie lubi taty. Na spotkaniu to przecież mówił. Gdzie był ten, no... Ten zły... co zabija wampiry. O! Wiedźmin.
- Nie przypominam sobie nic takiego. - Dettlaff uniósł sceptycznie brew. - Coś zmyślasz, prawda?
- Nic nie zmyślam! - Ruda dziewczynka uniosła dumnie podbródek. - Tak mówił i koniec! A to, że nie umiesz słuchać, to już jest twój problem, Dettlaff!
- Słuchać?... - Eretein popatrzył podejrzliwie na małą. - Ty chyba nie czytasz nam w myślach, co?

 Aurora zerwała się nagle i zamachała rękami, kompletnie ignorując jego pytanie.
- Mama, mama! - Aurora podbiegła do zbliżającej się postaci. - Przyszedł kolega wujka! Mówi, że... -
Dziewczynka nie skończyła, uciszona gniewnym spojrzeniem matki.

Wampirzyca nadchodziła z drugiej strony domu, ubrana w czerwoną, atłasową suknię. Trzymała kielich w dłoni.
- Zamilcz, dziecko. - Kobieta zbliżyła się nieco, powoli i niechętnie, przyglądając się spętanemu Dettlaffowi. - Kolega wujka, to ciekawe... Kolega mordercy, również morderca, w dodatku masowy. Co za zbieg okoliczności.

Dettlaff nie mógł zmilczeć na taki przytyk.

- Komiczne. Nie powiesz mi chyba, że obszedł cię los śmiertelników? Wiem przecież, że żywisz się wyłącznie ich krwią... To byłaby czysta hipokryzja. - Dettlaff wywrócił oczami, próbując zbagatelizować sprawę.
- Zaiste. - Meara wbiła w niego ostre jak brzytwa spojrzenie. - Taką krew właśnie preferuję. - Nieumarła dama uniosła dumnie podbródek i uśmiechnęła się zjadliwie. - Śmiertelnicy są mi potrzebni, więc oczywiste, że przejmuję się ich losem... A tak się składa, że zabiłeś wtedy setki osób. Niewinnych osób, warto tu dodać, które mogłyby posłużyć mi kiedyś za kolację... Lub też śniadanie... Albo i przekąskę, i to wcale nie na jeden raz, co zapewne uroiłeś sobie pod tymi ulizanymi  włosami.

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz