96) Księga Tajemnic

106 9 1
                                    

**

- Regis? Geralt? Jesteście tu? To ja! - zawołał spanikowany chłopak, rozglądając się z uwagą po pustym pomieszczeniu.

 Jeżeliby się ukryli, tak jak sugerowała opowieść, powinien z łatwością wyczuć ich zapach. Ale nie wyczuł, w zamian za to, czuł jak po plecach co i raz przebiegają mu ciarki.

- Panie Regisie? Proszę wyjść, to pilna sprawa... - jęknął Kinnat, niepewnie spoglądając na uchylone drzwi szafy, w której, nawet gdyby się uparli, nie zmieściliby się we dwóch.

 Odpowiedziała mu cisza tak niezmącona, że cofnął się o krok, zaczynając szukać pułapki.

Niestety zaczął jej szukać za późno.

Księga poparzyła mu dłonie, zmuszając jego palce do wypuszczenia jej na ziemię. Upadła z hukiem, otwierając się na ostatnio zapisanej stronicy.

"Naiwne dziecię" - brzmiał napis. - "Nie powinieneś był opuszczać swojego domu."

 Coś mignęło z boku a potem Kinnat poczuł, jak ciało odmawia mu posłuszeństwa, po czym sam osuwa się na ziemię, upadając bezradnie obok księgi.

Z niewiadomego powodu młodzieniec miał nieodparte wrażenie, że szyderczo się ku niemu uśmiechała.

**

 - Gdzie ten chłopak? - mruknął Regis, przystając w korytarzu, aby obejrzeć się przez ramię do Geralta. - Był tu jeszcze przed chwilą, wyraźnie czuję jego zapach.

- Może coś go zajęło? - Wiedźmin szedł w czujności za przyjacielem, uważnie nadstawiając uszu. - Albo zapomniał czegoś?

- Wie przecież, że to nie czas na zamkowe włóczęgi, gdzie go nogi poniosły? - burknął Regis, niepocieszony i wyraźnie zmartwiony.

- Czy to nie jest teraz problem Mouirrena? My powinniśmy skupić się na śledztwie, zanim sprawca opuści zamek, o ile jeszcze tego nie zrobił. - zauważył nieco zgryźliwie Geralt, choć starał się powściągnąć swoją niechęć. - Przecież nic mu nie grozi, prawda? Ponoć nie ma bezpieczniejszego miejsca dla młodego wampira, niż w stadzie dorosłych wampirów, dobrze zrozumiałem?

- Oczywiście. - potaknął Regis. - Rzecz w tym, że żaden z nas nie ma pojęcia, kto, oprócz wampirów, zamieszkuje ten zamek. Siłą rzeczy, Geralcie, musi być tu i służba i dawcy krwi, opłacani przez władzę, w końcu nie jest nas aż tak wielu, by wystarczyło ich do obsadzenia wszystkich stanowisk potrzebnych do oporządzenia tak wielkiego budynku.

- Sugerujesz, że...

- Nie sugeruję, wiem. - Przerwał mu wampir. - Wyczuwam zapach wilkołaka, niedźwiedziołaka i przynajmniej jednego człowieka, i to na piętrze, w którym jesteśmy. Albo byli tu w delegacji, albo tu pracują, nie ma innego wyjaśnienia. Młody wampir, co przyznam ze szczerym bólem, mógłby być niezłym kąskiem dla wszystkich fascynatów alchemii. A raczej wyrobów alchemicznych, na jakie mógłby zostać przerobiony, jeśli wierzyć książkom.

- Ktoś mógłby go zabić, porwać? Tutaj, pod nosem waszego króla? - Geralt zmarszczył brwi.

- Jeśli król jest niedysponowany, to któż wie? Nie byłem tu nigdy wcześniej, ale szanowny Adair nie zdawał się wcale tak wszechmocny, za jakiego pewnie stara się uchodzić.

- Wspaniale, więc mamy teraz dwie osoby do odnalezienia? W takim razie szybciej będzie, jeśli się rozdzielimy. Ty poszukaj młodego a ja pójdę szukać zdrajcy. - oświadczył zabójca potworów.

 Regis skinął głową.

- Spotkajmy się za godzinę w głównej sali, porównamy wtedy nasze wnioski. Gdyby mnie nie było, być może odprowadzam Kinnata do jego ojca. Postaraj się nie wpaść w kłopoty, dobrze, Geralcie?

- Żartujesz? To kłopoty wpadają na mnie. - żachnął się wiedźmin, marszcząc brwi. - A potem trzymają się mnie, jak rzep psiego ogona. Spokojna głowa, przyjacielu, dam sobie radę, jak zawsze.

 Biały Wilk odprowadził nieumarłego spojrzeniem, po czym skręcił w boczny korytarz i niemal dosłownie potknął się o książkę, która zdawała się wyrosnąć jakby spod ziemi. Kopnął ją całkiem niechcący, a ta otworzyła się na ostatniej stronie.

 "Chłopiec szedł ciemnym korytarzem w poszukiwaniu swoich przyjaciół: wiedźmina oraz wampira. Zabłądził aż do podzamkowych katakumb, gdzie przystanął i rozejrzał się ze strachem. Widział wykrzywione twarze upiorów, wyciągających do niego sine, widmowe ręce. Cofnął się o krok, wpadając do otwartego grobowca, prosto między kłącza podziemnych archesporów. Krzyknął w głos, jednak nikt go tam nie usłyszał. Łodygi oplotły go i wciągnęły wgłąb, a jego ostatni, rozpaczliwy krzyk poniósł się echem po mauzoleum, zwracając uwagę cyrulika o wyśmienitym słuchu, sprawdzającego na parterze zamku, ukryte przejście do lochów."

 Wiedźmin uniósł głowę i obejrzał się.

- Hej, Regis, popatrz na to! Mam tutaj zaklętą księgę, wiesz coś na ten temat?

 Odpowiedziała mu niczym niezmącona cisza.

 - Regisie? - Geralt cofnął się do miejsca, w którym się rozstali, ze zdumieniem zauważając, że nie słyszał oddalających się kroków przyjaciela. Został sam i w nieuzasadnionej reakcji poczuł nagle chłód na karku i włoski stające dęba.

 - No, świetnie. Dokładnie o tym mówiłem. Kłopoty wpadły mi prosto pod nogi. - Wiedźmin przygotował palce do Znaku, trzymając go w pogotowiu, nim powrócił do leżącej na ziemi księgi. - Zapowiada się niczym wyborny problem. Z tych, co porównywany rzep na ogonie, jest jedynie przyjemną rozrywką.

**






To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 19 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Regisowe Historie // Witcher/ Wiedźmin fanfiction (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz