YON/SHI

592 39 10
                                    



         Wkurzony jego zachowaniem zszedłem na dół. Kolano znowu zaczęło mi doskwierać, przez co prawię się wywaliłem na ostatnim stopniu. Jak ja bym chciał by niebyło tej chorej kontuzji. Skierowałem swoje kroki do kuchni, w której krzątał się mężczyzna zwany moją mamą. Wyjąłem z lodówki mój ulubiony sok porzeczkowy i nie martwiąc się szukaniem szklanki od razu zacząłem pić z butelki.

-Ile razy mam powtarzać byś nie pił z gwinta! –Warknął Mark i zdzielił mnie szmatą po głowie. W tym czasie do kuchni wszedł tata i Shun.

-Porzeczki daj trochę! –Wyrwał mi wręcz butelkę upiją z niej nektar bogów.

-Jaki ojciec taki syn! –Krzyknął i również tatę zdzielił szmatą po głowie.

-Ała, za co? –Zapytał.

-Za picie z butelki. –Odparłem zabierając mu ją i wypijając do końca, za co znowu oberwałem. –Mamo zamiast mnie bić to daj pigułki.

-Gwałtu mogą być? –Odparł wrednie.

-Tak poproszę sześć. –Sarknąłem. –Daj coś na te kolano, bo nie wyrobię a mam dzisiaj w-f.

-Ty se chyba młody jaja robisz. –Powiedział Jackson. –Nie ma żadnego ćwiczenia w szkole ani żadnego innego! Żadnych ciężkich prac nic! Rozumiemy się?

-Ale...

-Żadne, ale jedyne, co to możesz trochę pobiegać w wilczej formie i tylko w tedy ćwiczyć nic innego nie wchodzi w rachubę. –Powiedział głosem alfy by na mnie wymusić zgodę.

-Zapomniałeś, że to na mnie nie działa? –Sarknąłem.

-Synu to dla twojego dobra. –Westchnął mama. –Chcesz stracić nogę? –Zapytał kładąc przede mną pigułkę przeciwbólową. Normalnie powinienem jeszcze brać na tłumienie mojego zapachu i zmianę go na bety, ale nigdy nie brałem. Jestem silniejszy od innych. Silniejszy nawet od alf, więc nie muszę brać tych pigułek.

-Shun masz dopilnować by się nie przemęczał. –Powiedział tato. A co ja jestem jakaś prima balerina zrobiona ze szkła!?

-Ależ oczywiście dopilnuję. Jego bezpieczeństwo i zdrowie to dla mnie priorytet.

-Nie mam w tej sprawie głosu? –Zapytałem z lekkim zdenerwowaniem.

-Oczywiście, że nie. –Odpowiedział Mark. Świetnie po prostu bosko!

Do szkoły dochodziliśmy o godzinie siódmej trzydzieści. Tak byliśmy pół godziny przed czasem, co u mnie jest nowością tylko po to bym mógł tego durnia oprowadzić po szkole. No to zacząłem naszą wycieczkę wchodząc do szkoły. Od razu skierowałem się pod gabinet sekretarki by móc odebrać świstki mu potrzebne. A że sekretariat jest na końcu korytarza to przy okazji pokazałam mu kilka klas. Miedzy innymi sale od języków obcych i szatnie na mój kochany w-f. Gdy kochana pani Martina wydała temu bucowi już wszystkie papierki wraz z kluczem i planem lekcji przy okazji przekazała mi, że nic się u mnie nie zmieniło i dalej jestem w tej samej klasie oraz mam tę samą szafkę opuściliśmy jej różowy gabinet i kontynuowaliśmy wycieczkę. Wchodząc na pierwsze piętro czułem jego baczny wzrok na moich pośladkach. Nic na ten temat nie mówiłem tylko dalej się produkowałem na temat nauczycieli i reszty klas.

Naszą wycieczkę zakończyliśmy idealnie pięć minut po rozpoczęciu lekcji. Nikt nie wiedział no oprócz dyrekcji i moich znajomych, że to właśnie dzisiaj powracam w te mury. Dlatego wkroczyłem do klasy z tak zwanego z buta wjeżdżam. Serio otworzyłem drzwi kopiąc w nie. No i tradycyjnie się wydarłem.

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz