NIJŪCHI

443 35 5
                                    

Wyzwanie przyjęte a liczba słów w rozdziale 2548. Miłego czytania i mam nadzieję, że rozdział się spodoba!
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Wróciłem do pokoju. Mój wzrok padł na chłopaka śpiącego na moim łóżku. Złapałem za swoją bluzę po czym ją na siebie ubrałem. Podszedłem do biurka, na którym leżała paczka papierosów. Zgarnąłem ją do kieszeni bluzy po czym opuściłem pokój. Szedłem na dół po czym usiadłem na kanapie w salonie. Podkuliłem nogi i wygrzebałem z kieszeni paczkę papierosów. Wyjąłem z papierowego opakowania jednego wraz z zapalniczką po czy go odpaliłem. Zaciągnąłem się szarym dymem a mój wzrok utkwił w zgaszonym telewizorze. Myśli z przed lat znów mnie atakowały.

Słowa wujka, że nie jestem nic wart naprawdę się sprawdziły. Myślałem, że chociaż on okaże się inny. Sam mówił przecież, że zbyt szybko ich oceniłem i mylę się w ich ocenie. Więc dlaczego to zrobił? Upił się, ale to nie jest wymówka. Gdyby nie chciał tego to nawet alkohol tak by na niego nie wpłyną tym czasem on... on mnie wykorzystał tak jak sądziłem, że to zrobi. Pytanie tylko jak mam udawać by inni nie widzieli? Jak mam to zrobić by Chris, rodzice i  Marsel nie widzieli? Jeszcze w środę mamy ten wyjazd do mojego wuja. Muszę czym prędzej zakupić soczewki, które przykryją czerwień moich oczu. Niebieskie niezbyt są dobre, ale brąz powinien nać radę. Muszę też przefarbować włosy. Oraz pogadać z trenerem by zabrał też Masaru bo Marsel nie może być teraz od niego tak daleko.

Nagle mój budzik zadzwonił czym ocknął mnie z zawirowań myśli. Spojrzałem na paczkę papierosów leżąca na moich kolanach była prawie pusta. Długo musiałem ty siedzieć i palić. Wstałem z kanapy ruszając w stronę okna by je otworzyć i przewietrzyć w domu czuć było zbyt mocno tytoń. Znalazłem też parę zapachowych świeczek, które od razu zapaliłem. Ruszyłem do kuchni by przygotować jakieś śniadanie. Mamy dziś niedzielę więc nie będę budzić Marsiego i Maxa niech sobie pośpią.

-Witam. -Usłyszałem męski głos, gdy wstawiałem tosty do tostera. Spojrzałem przez ramię wzdychając z ulgą, gdy okazało się, że to tylko Masaru. -Jak się czujesz? -Zapytał z troską w głosie?

-Emm dobrze? -Zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi mężczyźnie. -Chcesz tosty?

-Jasne. -Odparł po czym poczułem dotyk na swoim ramieniu. Podskoczyłem przerażony, a moje ciało momentalnie się spięło. -Czyli jednak. -Westchnął odsuwając się ode mnie. -Kou musimy porozmawiać.

-Nie wiem o co ci chodzi. -Powiedziałem ukrywając zdenerwowanie w głosie. Alfa westchnął po czym odłączył toster od prądu i złapał mnie ze ramię ciągnąć na kanapę. Gdy byliśmy blisko zacząłem się wyrywać nie chcąc tego.

-Spokojnie nie skżywdzę cię. -Nie wierzyłem w jego słowa więc moje zmysły były wyostrzone. Posadził mnie na kanapie po czym usiadł w odległości jaką uznał za stosowaną. Spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem po czym powiedział. -Naprawdę bardzo, ale to bardzo cie przepraszam za to co zrobił Shun.

-Co? -Zapytałem nie rozumiejąc o co mu chodzi.

-Przepraszam za to, że cię zgwałcił. -Powiedział smutny. -Nie sądziłem, że naprawdę to zrobi. Gdybym wiedział. -Mówił przejęty. -Powstrzymałbym go. Wpieprzyłbym mu. I na pewno to zrobię.

-Skąd ty? -Zapytałem załamany. Nie chciałem by ktoś wiedział a tu proszę on już wie.

-Mówił mi, że chce udać, że się upije i zobacz czy tego właśnie od niego oczekujesz. Czy chcesz by taki był.

-Kto by chciał? -Zapytałem a łzy zebrały się w moich oczach.

-Gdybym wiedział. -Powiedział załamany. -Kou słyszałem twoje słowa w łazience i obserwowałem cię w salonie. Wiedz, że nie jesteś sam. A ja z Shunem pogadam i przemówię mu do rozsądku on taki nie jest tylko po alkoholu mu i jemu wilkowi odwala.

-Nie przejmuj się mną. -Powiedziałem a łza spłynęła mi po policzku. Chciałem wstać, ale on złapał mnie i przyciągnął do przytulasa. Chciałem sia wyrwa, ale jego słowa mnie powstrzymały.

-Będę się tobą przejmować i to nie dlatego, że jesteś moją przyszłą Luną, ale dlatego, że jesteś moim kolegą. Jesteś przyjacielem mojego ukochanego oraz partnerem mojego kuzyna jesteś dla nich i dla mnie ważny. -Jego słowa były szczere. Czułem, jak bije od niego smutek, współczucie i chęć pomocy. Jego słowa były tak bardzo podobne do słów rodziców, gdy odkryli prawdę.

Nie wytrzymałem i rozpłakałem się w jego ramionach. Jednak źle go oceniłem. Naprawdę będzie się starał dla Marsela. Pomogę mu jestem tego pewny. Nie wiem jak długo tak płakałem. Wiem jednak, że Powiedziałem mu wszystko. Wszystko o moim życiu. Zaufałem mu bardziej niż znajomym z drużyny. Oni nie wiedzą o Darlasie.

-Przepraszam. -Powiedziałem w jego klatkę piersiową.

-Za co? -Zapytał nie rozumiejąc.

-Za to, że źle cię oceniłem. -Powiedziałem przytulając się do niego i podnosząc załzawiony wzrok na niego uśmiechnąłem się. Uśmiechnąłem się szczerze. Jednak maskę założę tylko gdy będzie Shun. Masaru skutecznie mi wybił to z głowy. Jednak nie potrafię wrócić do tego co było skoro mam rodzinę, przyjaciół. Nie jestem już tym samym wrakiem człowieka co te parę lat temu.

Odkąd skończyliśmy rozmawiać minęła godzina, w czasie której zjedliśmy i się ogarnęliśmy. Mój brat już wstał i teraz bawi się na podwórku pod czujnym okiem mężczyzny za to Shun i Marsel śpią dalej. Ja za to stałem w kuchni i przygotowywałem ciasto. Właśnie w tym momencie do mojego pięknego domu wbiła dziesiątka wilków.

-Kou co to za sprawą! -Krzyknął Zack.

-Dobra usiądziecie i wybaczcie, ale muszę się czymś zająć. -Uśmiechnąłem się do nich przepraszająco.

-Spoko wiemy, że nie umiesz usiedzieć w miejscu. -Odparłam Kornel.

-Powiedz nam lepiej jak to się stało. -Warknął Min wskazując na mój tatuaż księżyca ze skrzydłami i czerwono złotym diamentem.

-Ktoś wrzucił nam do domu krwawe ziele. -Powiedziałem wskazując na okno już naprawione przez alfę przyjaciela.

-A co to za ziele? -Zapytał Kamil.

-One zmusza alfy do oznaczenia wybranka jaki im się w obecnej chwili podoba. Kiedyś było używane przez władców teraz jest zakazane. Przez to i ja i Marsel mamy partnerów. -Odparłem.

-CO!? -Wydarli się wszyscy. Oj czeka nas długa rozmowa.

Po jakieś godzinie udało mi się im wszystkim wytłumaczyć wszystko dokładnie. Na szczęście nie pali o nic więcej i po godzinie wszyscy ustalili, że muszą wracać, bo jutro szkoła. Na pożegnanie każdy mnie przytulił co było dla mnie wyzwaniem i Masaru, który przyszedł akurat do domu z moim bratem dobrze o tym wiedział. Max poleciał do pokoju mówiąc, że idzie pobawić się a ja z chłopkiem zostaliśmy w kuchni. Ciasto było już gotowe a ja wziąłem się za jego dekorowanie. Po chwili, gdy nakładałem pierwszą warstwę kremu do kuchni weszli Marsi i Shun.

-Kou ciasto na śniadanie ja się piszę! -Krzyknął chłopak chcąc się na nie rzucić, lecz szybko pacnąłem go metalową łopatka.

-To na jutro jak Twój tata przyjedzie. -Warknąłem na niego.

-Czemu dla niego zawsze robisz ciasto a dla mnie nie? -Fuknął siadając obok Masaru.

-Bo Chrisa lubię a po za tym zapomniałeś, że to mój mężuś? -Zapytałem żartobliwie na co Shun od razu przyległ do moich pleców na co się spiąłem a moje ręce zaczęły drgać.

-Ja jestem twoim mężusiem. -Odparł wtulając się we mnie.

-Kou? -Zapytał Marsel widząc jak drżę i spinam całe ciało.

-Co jest skarbie czemu drżysz? -Zapytał Shun wsadzając swój nos w zagłębienie mojej szyi. W moich oczach pojawiły się łzy. Mój wzrok spotkał się z wzrokiem Masaru ten jak torpeda wstał z krzesła i oderwał ode mnie alfę dając mu dodatkowo w pysk.

-Musimy pogadać ciulu jeden! -Warknął zabierają ze sobą zdezorientowaną alfę.

-Kou co się stało? -Zapytał zatroskany Marsel.

-Proszę nie pytaj tylko mnie przytul. -Powiedziałem załamanym głosem. Gdy tylko znalazłem się w ramionach przyjaciela znów się rozpłakałem. 

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz