NIJŪHACHI

387 33 5
                                    

Rozdział niestety nie taki jak w oryginale, gdyż tamten niestety przepadł z laptopem.
###############################################

Perspektywa Marsela

Po wyjściu ojca długo myślałem nad jego słowami. Nad tym, że jestem zazdrosny o Masaru. Dotarła do mnie w końcu informacja po słowach staruszka, że jestem zazdrosny o alfę. Ale dalej nie wiem, dlaczego. I w sumie to muszę o tym pogadać z Kou on mi powie o co mi chodzi.

-Skarbie? -Tak się zamyśliłem, że nawet nie wyczułem jego przybycia. Od razu schowałem się pod kołdrę. Nie może myśleć, że ja tu mu wybaczyłem, bo tak nie jest. Dalej jestem na niego zły. -Wyjdziesz spod kołdry? -Zapytał kucając przy łóżku.

-Nie. -Warknąłem.

-Mam dla ciebie misia. -Powiedział kładąc go na skraju łóżka. Wysunąłem dłoń spod kołdry szukając go. Gdy natrafiłem na miękki materiał wciągnąłem go pod kołdrę. Biały misiek z czerwonym sercem w łapkach z napisem kocham cię. Uroczy. -Mam też kwiaty. -Odparł a ja automatycznie wystawiłem łapkę po kwitki. Gdy bukiet już był w moich rękach zaciągnąłem się niezwykłym zapachem goździków a biała róża w bukiecie to już w ogóle cud. Kocham ich zapach. -Mam też czekoladki. -Teraz to kołdra jaką byłem przykryty spadła na podłogę.

-Trzeba było mówić od razu, że masz czekoladki. -Warknąłem. -Jakie wziąłeś pewnie jakieś nisko kaloryczne, bo przecież jestem gruby, szkaradny i ohydny. -Mówiłem a łzy zbierały mi się w oczkach.
-Kochanie nie jesteś gruby, szkaradny czy ohydny. -Mówił biorąc moją rączkę w swoją dużą dłoń. -Jesteś najpiękniejszy i najzgrabniejszy. Jesteś cudem dla mnie całym światem. -Ucałował moją dłoń a łzy nie smutku tylko szczęścia popłynęły po moich policzkach, gdy wypowiedział te słowa. -Ale nie płacz mały. -Mówił spanikowany.

-Dupku to łzy szczęścia. -Powiedziałem ocierając oczy i policzki drugą dłonią, która nie była w jego uścisku.

-To dobrze. -Odetchnął. -Mam dla ciebie miętowe czekoladki.

-Daj! Daj, daj, daj, daj, daj! -Wykrzyczałem wyrywając swoją dłoń i podskakując na łóżku. -Kocham je daj mi je!

-Już, już kochanie. -Powiedział kładąc mi czekoladki na kolana. Zadowolony od razu się na nie rzuciłem. 
Resztę wieczoru spędziłem na opychaniu się czekoladkami i wtulaniu w misia jednocześnie oglądając film z mężczyzną. Jeszcze nas spakowałem w jedną walizkę, bo i tak będziemy musieli być razem w pokoju to się nie popłaca pakować w dwie walizki. Walizka i tak była wypchana jak nie wiem. Później usnęliśmy razem w jednym łóżku z moim nowym misiem, którego na pewno zabiorę ze sobą na jutrzejszą wycieczkę.

Perspektywa Kou

Budzik dzwoniąc o szóstej rano niezwykle mnie zirytował. Wyrwałem poduszkę z leżącą obok mnie po czym rzuciłem w telefon leżący na biurku. Specjalnie go tam wczoraj zostawiłem by wstać i go wyłączyć. Usłyszałem jęk niezadowolenia obok mnie na co obróciłem w jego stronę głowę i uchyliłem oczy. Alfa wierci się i warczał pod nosem.

-Gdzie poduszka kurna. -Mówił nie otwierając oczu i macając na ślepo. Wymacał moją poduszkę po czym za nią pociągną przez co moja głowa spotkała się z materacem a on ułożył swoją na mojej. -Znowu ta mała bestia mi poduszkę zajebała. -Powiedział odwracając się do mnie plecami. O to kurwiszonek już ja się zemszczę się jeszcze zobaczy!

Wstałem leniwie z łóżka po czym podszedłem do biurka zgarniając telefon. Pod szkołą musimy być o siódmej co jest dla mnie niezwykle problematyczne. Za żaden skarby świata nie wstaje tak szybko z łóżka a jeszcze trzeba się ubrać i wyszykować.

Na biurku stała jeszcze butelka z wodą. Z chytrym uśmiechem zgarnąłem w moje małe rączki buteleczkę po czym podszedłem do łóżka. Odkręciłem zakrętkę a całą zawartość butelki wylałem na głowę wrednego osobnika leżącego w łóżku na mojej poduszce! Chłopak poderwał się od razu z łóżka patrząc na mnie z niezrozumieniem.

-Wstawaj kurwiszonku, złodzieju mojej poduszki. -Powiedziałem słodkim głosem.

-O co ci chodzi i czemu mnie budzisz tak wcześnie? -Zapytał patrząc na mnie tymi swoimi pięknymi szarymi tęczówkami. Zaraz, zaraz jak to pięknymi? Nie ja tego nie pomyślałem.

-Wstawaj mamy na siódmą być pod szkołą. -Warknąłem odwracając się w stronę szafy i do niej podchodząc. Wyjąłem jego bluzę, swoją koszulkę, bieliznę oraz spodnie. Z ciuchami zamknąłem się w łazience po czym krzyknąłem do niego. -Rusz dupę i się ubierz a nie dalej idziesz spać, bo ci śniadania nie dam!

-Eh już księżniczko. -Usłyszałem jego westchnięcie po czym skrzypienie łóżka.

Szybko się przebrałem, uczesałem włosy, założyłem soczewki oraz jedne z moich ulubionych kolczyków. Przemyłem jeszcze kolczyk w wardze, odkaziłem i ponownie złożyłem. Wypsikałem się jeszcze pierwszymi lepszymi perfumami. Spojrzałem na buteleczkę w moich dłoniach i okazało się, że to jego perfumy. Uśmiechnąłem się lekko i ponownie się wypsikałem. Spojrzałem w lustro na swoje brązowe teraz tęczówki. Niezbyt ładnie w nich wyglądam, lecz mnie nie pozna. Włosy też są teraz o niezwykle intensywnym niebieskim kolorem.

Opuściłem łazienkę, ale nie udałem się do swojego pokoju tylko do pokoju przyjaciela. Po wejściu do pokoju ujrzałem bardzo uroczy obrazek. Marsel spał na Masaru tuląc do siebie białego misia. Uroczy widok. Niestety lub stety musiałem przerwać im ten cudny obrazek. Skoro ja nie mogę od rana spać oni też nie! Rodzice jeszcze pozwolę pospać w końcu oni nie muszę wstawać o takiej barbarzyńskiej godzinie.

Ruszyłem w ich stronę zdzierając z nich kołdrę po czym potrząsnąłem nimi.

-Wstawać głupki wy moje. -Warknąłem w ich stronie, gdy po kolejnych minutach na nic nie reagowali.
-Kou co jest? -Zapytał Marsel wstając z mężczyzny.

-Wstawać lenie dziś wycieczka. Śniadanie za piętnaście minut. -Powiedziałem opuszczając pokój.

Wyszedłem po czym udałem się do kuchni. Sprawdziłem godzinę i było piętnaście po szóstej. Całkiem dobry czas. Stanąłem przed lodówką czując na sobie wzrok Shuna, który nim przyszedłem już siedział przy wysepce. Postanowiłem, że zrobię kanapki. Wyjąłem ser, masło, majonez, kiszone ogórki oraz ketchup. Sięgnąłem jeszcze po nóż i bułki. Zrobiłem dla wszystkich po dwie kanapki i podałem do stołu. Zasiadłem zajadając się kanapkami. Reszta doszła do mnie i z dziwnym wzrokiem patrzyła na podane śniadanie.

-Czecheu ne yecie? -Zapytałem z pełną buzią.

-Kou to jest niezjadliwe. -Odparł na co ja spiorunowałem najstarszego nas wzrokiem.

-Jak nie chcesz to nie jedz. -Powiedziałem zabierając jego talerz.

-Pójdę zrobić nam chociaż płatki. -Westchnął Marsel.

-Nie to nie! -Warknąłem zabierając wszystkim kanapki. -Shun spakuj do plecaka nutelle, chipsy, krakersy słoik ogórków z szafki, czekoladę, żelki i jakieś napoje. -Odparłem po chwili wpakowując sobie kanapkę do ust.

-Ale po co ci ogórki?

-Jack to pchot? Dho cekholady!

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz