Spojrzałem na przyjaciela. Nie miałem na sobie soczewek więc moje tęczówki były naturalnego czerwonego koloru. Teraz zapewne wyblakłego. Moi rodzice wracają poniedziałek wieczorem. Ciekaw jestem co im powiem. Co powiem przyjaciołom. Ciekaw jestem też co się stanie jak oni się ockną.
-Kou.... ja nie chcę. -Jego głos się załamał a po policzkach popłynęły słone łzy. Wiedziałem co czuje. Czułem to samo. Smutek i złość. Ból i gorycz. Zranienie i pustkę. Te uczucia wirowały wokół naszych osób tworząc zasłonę, przez którą żadne pozytywne uczucie nie przebije się.
Wstałem by przytulić przyjaciela. Wtuliłem jego zapłakaną twarz w mój tors. Wplotłem palce prawej dłoni w jego miękkie włosy a drugą dłonią go obejmowałem. Usłyszałem ruch na schodach jak i na kanapie. Uchyliłem usta nie przejmując się tym, że moja warga zaczęła drżeć. Wypowiedziałem te kilka słów kłamstw, które chciałem by były prawdą. Ale czy my możemy liczyć na to, że będą one prawdziwe?
-Marsel będzie dobrze. Na pewno będzie dobrze. -W tym momencie do kuchni weszły te dwie alfy.
-Jak możesz mi mówić bym wierzył w te kłamstwa, w które sam nie wierzysz? -Zapytał podnosząc na mnie załzawiony wzrok. Zauważyłem, że mężczyźni stanęli zszokowani w wejściu.
-Tylko to nam pozostało Marsel. Wiara w słodkie kłamstwa. -Odparłem a po moich policzkach poleciały łzy. Chłopak wstał i wtulił mnie w siebie sam łkając.
-Co się stało? -Zapytał Shun a jego oczy powróciły do naturalnego koloru. Lecz dalej blask czerwieni i złota gdzieś się w nich tlił, gdy patrzył na mnie.
-Właśnie, dlaczego płaczecie? -Dopytał Masaru.
-Powinniście wiedzieć. -Warknęliśmy w tym samym czasie głosami chłodnymi jak lód. -Zaciągnijcie się zapachem a się dowiedzie. -Dopowiedziałem chłodno i z jadem w głosie widząc ich miny wyrażające niezrozumienie. Alfy posłusznie wciągnęły powietrze do płuc a ich oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Shun podszedł do mnie i wręcz wyszarpał z ramion chłopaka a Masaru podbiegł do chłopka i złapał go za ramiona oglądając go z każdej strony.
-Co ty wyprawiasz? -Zapytałem, jak rozerwał moją bluzkę przyglądając się formującemu się tatuażowi oraz ugryzieniu z zaschniętą krwią.
-Czy ja cię? -Zapytał patrząc na mnie swoimi zdziwionymi szarymi tęczówkami.
-Jakbyś nie zauważył. -Warknąłem wkurzony i wałem się z jego objęć. Zobaczyłem przerażenie w oczach przyjaciela. Wyrwałem go z jego objęć i schowałem za sobą. Alfie się to nie spodobało. Zaczął się do nas zbliżać. Stanąłem w obronnej pozycji i warczałem na niego a moje oczy błyszczały czerwienią czym bardzo ich zdziwiłem. W końcu omega i czerwone oczy. To nigdy nie miało miejsca.
-Kou uspokój się zanim się na niego rzucisz nic mi nie jest. -Mówił uspokajającym głosem, lecz co ja poradzę, że ja i moja omega widziała w nich wrogów i instynktownie chroniła osoby jaką uważała za stado. Nawet to, że Shun jest jej alfą nie pomagało. Dla mojej omegi był wrogiem. W końcu oznaczył nas bez naszej zgody. -Stańcie pod drzwiami inaczej się nie uspokoi. -Westchnął chłopak. Mężczyźni posłuchali jego słów więc po chwil byłem już trochę spokojniejszy jednak dalej oczy mi się świeciły a mięśnie były napięte. Zmysły wyostrzone a pazury wysunięte i gotowe do ataku.
-Może usiądziemy musimy to w końcu przedyskutować? -Zabrał głos Masaru też się już uspokoił i przeanalizował sytuację.
-Kou tylko spokojnie. -Powiedział Marsel łapiąc mnie za dłoni i zasiadając na krześle a ja obok nich. Spojrzałem na chłopaka, który pustym wzrokiem patrzył na swojego „partnera”. Przez to jeszcze bardziej się wkurzyła moja omega pomimo tego, że mój wzrok pewnie też jest pusty, ale to jej oczy teraz patrzą na tą dwójkę a nie moje. -Kou proszę okiełznaj omegę albo się nie dogadamy. -Powiedział chłopak zauważając co się świeci. -Teraz potrzebny nam jesteś Ty a nie wściekła omega. -Jego słowa dotarły do mojego wilka, który trochę odpuściła, lecz dalej była gotowa do ataku. Teraz to moje czerwone tęczówki patrzyły na nich z chłodem jak i pustką w sobie.
-Otóż ktoś wrzucił nam do domu pewne chwasty. -Wskazałem na okno. Trzeba wytłumaczyć im co się stało oraz przedstawić zasady. Połączyłem się z Marselem umysłem by wiedział co chce wprowadzić przed naszymi alfami i by się zgodził i dopowiedział czego on chce. -Ta roślina swoim zapachem zmusza alfy by oznaczyły swoich partnerów jakich obecnie sobie wybrali. Kiedyś było stosowane po to by alfa połączył się z wybraną omega przez jego rodziców lub którą sam wybrał. Działa tylko na alfy. Przez to znaleźliśmy się w tej sytuacji. Niestety z bólem stwierdzam, że jest to sytuacja bez wyjścia. Nie ma sposobu by zerwać więź połączonych ze sobą osób.
-Chyba, że śmierć jednej z nich. -Dodał Marsel na co widziałem, że obaj się wzdrygnęli chcąc coś powiedzieć, lecz uciszyłem ich machnięciem ręki.
-Ani ja ani Marsel nie kochamy was i zapewne nie pokochamy. Nie liczcie z naszej strony na sex czy pocałunki. Niestety i my, i wy będziecie potrzebować naszej bliskości. Dlatego od dzisiaj ty Shun będziesz spał u mnie w pokoju i w nim mieszkał a Marsel z Masaru w twoim.
-Podczas nocy oboje pozwalamy wam na przytulenie się czy wtulenie w nas. Czasem i w dzień, ale nie myślcie sobie, że coś z tego będzie. -Warknął Marsel.
-Macie pozwolenie na kogoś na boku. -Dodałem. -My wam szczeniaków nie damy ani miłości. -Widziałem jak na przemian targały nimi emocje od smutku do szczęścia i gniewu.
-Rozmowę uznajemy za zakończoną. -Powiedział Marsel po czym oboje wstaliśmy. -Kou musimy to opatrzyć. -Wskazał na moje i jego ugryzienie.
-Tak wiem. -Westchnąłem.
-Nie myślcie sobie, że będziemy mieć kogoś na boku. -Warknął Masaru gdy mieliśmy opuścić kuchnie.
-Może i teraz nas nie kochacie, ale sprawimy, że nie będziecie po za nami widzieć nikogo innego i tylko nas będziecie kochać. -Dokończył Shun.
-Róbcie co chcecie nas to nie obchodzi. -Warknąłem opuszczając pomieszczenie z przyjacielem u boku.
Udaliśmy się na górę po drodze zaglądając czy mój mały braciszek śpi. Upewniwszy się, że tak jest udaliśmy się do łazienki łączącej mój jak i Shna pokój. Wyciągnąłem apteczkę z szafki pod umywalką. Słyszałem, jak alfy wchodziły po schodach cicho obgadują jakieś tam swoje sprawy. Zamknęli się w pokoju Shuna zapewne pakując rzeczy szarookiego. Błękitnooki usiadł na sedesie tyłem do mnie. Wylałem na wacik trochę wody utlenionej i delikatnie przyłożyłem do ugryzieniu chłopaka.
-Wybacz. -Powiedziałem, gdy ten syknął z bólu.
-Myślisz, że to dobry pomysł? -Zapytał, gdy odklejałem plaster.
-Myślę, że tak. Będziemy potrzebować ich obecności bardziej niż oni. -Odparłem.
-Masz rację. Ale boję się.
-Nie tylko Ty.
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romance~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...