Razem z Marselem udaliśmy się do kuchni by ugotować jakiś obiad. Zapewne będziemy robić pizze. W końcu on i Max uwielbiają pizze. Jakoś nie mam ochoty pytać tamtych dwóch co mi drzwi rozwalili co by chcieli zjeść. Niech sami sobie jedzenie zapewnią.
-Kou możemy zrobić pizze? -Zapytał mnie czarnowłosy robiąc minę zbitego szczeniaczka a przez jego okulary miną była jeszcze bardziej chwytająca za serce.
-Jasne. Później jeszcze zrobię Ci nowe leki, ale będę musiał pójść do lasu po niektóre zioła. -Zastanawiam się jaką teraz mieszankę wybrać by na pewno zadziałało. To jest jednak wyzwanie by odpowiednio dopasować wszystkie substancje.
-Jesteś wielki! -Zawołał zadowolony chłopak skacząc w miejscu. Czasami zachowuje się jak największy dzieciak na świecie.
-Nie przesadzaj. To co gotujesz, że mną czy siedzisz? -Zapytałem wiedząc jaka będzie odpowiedź.
-Oczywiście, że gotuję z tobą co to za pytanie! -Zaśmiałem się razem z nim po czym zabraliśmy się oboje do pracy.
Perspektywa Shuna
Po tym jak dotarliśmy do domu mój mały omega od razu pociągnął tamtą alfę do swojego pokoju i oboje się w nim zamknęli w jego pokoju. Trochę mnie to zaniepokoiło. No bo proszę on idzie z innym alfą, kiedy jego alfa jest obok!
Razem z Masaru pędem ruszyliśmy do mojego pokoju by jak najszybciej przejść do łazienki. Ustaliśmy się pod drzwiami i oboje przyłożyliśmy do nich swoje uszy. Co było dziwne nie usłyszałem zupełnie nic.
-Słyszysz coś? -Zapytał mnie kuzyn.
-Nie nic nie słyszę co jest dziwne. -Odparłem spoglądając na chłopaka z góry, gdyż on kucał.
-Weź tak nie napieraj, bo za chwilę polecimy. -Warknąłem na kuzyna.
-Przestań nic się nie stanie. -Powiedział i jeszcze bardziej zaczął napierać bardziej na drzwi.
-Mówię ci, że polecimy.
-Zamknij się, bo za chwilę nas usłyszą. -Warknął spoglądając na mnie spod byka.
-Jak nas usłyszą, skoro nawet nic nie słyszymy ani nie czujemy!
-No i co z tego! -Warknął jeszcze bardziej napierając na drzwi.
Dokładnie po sekundzie poczułem, jak lecę do przodu. Podniosłem głowę zauważając, że leże na drzwiach a nawet na Masaru w pokoju mojego małego kochanie. Szybko się podniosłem po czym od razu wydarłem się na kuzyna.
-Mówiłem Ci idioto, że te drzwi nie wytrzymają jak tak będziemy napierać.
-No a co myślałeś! I tak nic nie słyszeliśmy! -Sarknął wielce urażony paniczyk.
-Może nic nie słyszeliście dlatego, że mój pokój jest dźwiękoszczelny? -Odparł Kou na co się zdziwiłem, ale mogłem przecież na to wpaść w końcu jest omegą i do tego moją.
-I też dlatego, że jest też zabezpieczony przed wydobywaniem się zapachów z niego nic nie wyczuliście. -Od razu, gdy tylko Masaru chciał zapytać o zapach uprzedził go Marsel. -Jednym słowem przygotowany dla omegi w rui.
-Ah idealnie. -Ucieszyłem się z tych informacji no, bo przecież mam idealny pokój do baraszkowania z moim skarbeczkiem.
-Twój też więc wara do siebie durne dryblasy. -No nie powiem troszkę mnie zabolało jak tak wypchnął nas do łazienki. Kou na prawdę ma siłę w tym dla mnie kruchym ciele.
Razem z chłopakiem przeszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Spojrzałem na niego z wyrzutem. Jego wzrok spotkał się z moim i już wiedziałem, że czeka mnie długa, ale to długa rozmowa.
-No co się tak lampisz!? Po raz pierwszy spodobał mi się tak bardzo jakiś chłopak do tego mój wilk rwie się do niego i chce z nim szczeniaki, ale przecież z alfą i to męską nie da się mieć szczeniaków. -Westchnął męczeńsko, jego wzrok spotkał się z moim.
-Wiesz wydaje mi się, że jesteście sobie przeznaczeni.
-Co? -Zapytał a w jego oczach widziałem ten zadziorny, szczęśliwy blask.
-Czujesz jak Twój wilk wyrywa się do niego? Czujesz, jak się uspokaja, gdy masz go w ramionach? Czujesz jak jego zapach cię uspokaja? Jak serce bije gdy jest obok? Jak rozpływasz się gdy tylko na niego zerkniesz? Jak chcesz by był tylko twój? Jak Twoje kły swędzą by tylko zostawić na jego karku swój znak? Jak chcesz by były tylko w twoich ramionach? Jak chcesz zabić każdego kto się do niego zbliży? -Mówiłem to co sam czułem przy Kou.
-Tak, tak i tysiąc razy tak! -Wykrzyczała a jego szafirowych oczach widziałem, jak uczucia wybuchają, iskierka tańczą a oczy błyszczą jak nigdy wcześniej.
-Wiem co czujesz, bo sam tak mam, gdy koło mnie pojawi się Kou. Jego cudowny zapach lasu, morskiej bryzy i limonki działa na moje zmysły jak nic innego.
-Wiem, gdy tylko poczułem pieprz, cynamon i morską bryzę wydobywającą się od tego słodziaka myślałem, że rzucę się na niego i od razu wbije kły w jego kuszącą szyję. -Rozmarzył się odlatując myślami hen daleko.
-Dobra, ale wracaj na ziemię. -Pstryknąłem mu palcami przed nosem.
-Ty czujesz? -Zapytał wąchając w powietrzu.
-Czy to nie pizza? -Zapytałem rozpoznając zapach unoszący się w powietrzu.
Jak poparzeni zerwaliśmy się z łóżka i wręcz biegiem ruszyliśmy w stronę kuchni, z której wydobywał się owy zapach. Wpadliśmy do kuchni zastając w niej bardzo, ale to bardzo piękny widok. Mianowicie nasze małe skarby, czyli Kou i Marsel w fartuszkach, ubabrani sosem wyciągali dwie blaszki pizzy.
-Co tam moją kochana kuchareczka upichciła? -Zapytał flirciarskim tonem głosu podchodząc do niższego od siebie alfy i kładąc na jego biodrach swoje dłonie. Niższy i zapewne młodszy mężczyzna fuknął na niego i łokciem walnął w żebra.
-Odsuń się, bo się oparzysz co na pewno było by wielką tragedią. -Powiedział sarkastycznie czego raczej nie wyczuł mój kuzynek.
-Tak się troszczysz o swojego alfę i nowego nauczyciela.
-Zaraz jakiego nauczyciela? -Zapytał mój słodziutki Kou gdy już odstawił pizze na stół.
-Właśnie o czymś nie wiem? -Zapytałem stając obok mojej małej omegi.
-No dostałem się jako nauczyciel chemii do waszego liceum. -Odparł przyciągając do siebie okularnika, który zdążył już odłożyć swoją pizze. Chłopak zaczął na niego warczeć, lecz ten nic sobie z tego nie robił.
-Tylko ja nie jestem uczniem tego liceum. -Warknął z wyższością.
-Jak to?
-Tak to. -Odparł za niego Kou. -Marsel jest z mojego byłego liceum w Korei.
-Co to moja księżniczka jest z innego kraju! -Załamał się trochę Masaru.
-To ty nie poznałeś, że nie jest Japończykiem? -Zapytał najniższy z nas.
-Mówi jak rodowity Japończyk no i nie wygląda jak Koreańczyk. -Stwierdziłem na co Masu mi przytaknął.
-Ponieważ jestem w połowie Koreańczykiem a w połowie Chińczykiem. -Westchnął wyrywając się z objęć Masaru.
-Blacysek mas amciu? -Do kuchni wszedł mały chłopczyk od razu dopadając nogi mojej omegi co wyglądało na prawdę słodko. Wiem, że będzie idealną matką naszych szczeniaków tylko żeby w końcu zaakceptował to, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
-Tak kochanie już jest na stole. -Powiedział słodziutkim głosem będącym miodem dla moich uszu. -Wy dwaj jak chcecie to też chodźcie. -Westchnął parząc na mnie i Masaru.
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Roman d'amour~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...