GO

509 45 1
                                    



Miko i Min odwrócili się w naszą stronę w tym samym momencie, w którym ja już leciałem do tyłu a silne ramiona mnie złapały centymetry od podłoża.

Obudziłem się ułożony w ramionach tego dupka. Nade mną stała cała klasa wraz z profesorem. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi i dlaczego leże w jego ramionach. Ostatnie co pamiętam to informacja o tym, że mam nocować w następnym tygodniu u Takahiro.

No teraz to rozumiem co się stało. Ta informacja tak nam mnie wpłynęła, że zemdlałem.

-Wszystko w porządku? -Zapytał profesorek.

-A co miałoby być inaczej? -Odparłem sarkastycznie. -A ty puść mnie albo oberwiesz po łbie. -Warknąłem.

-No już do siebie wrócił menda jedna. -Powiedział Min.

-Ja ci dam menda. -Wstałem i zająłem swoje poprzednie miejsce. -No na co tak patrzycie jakby król powstał z martwych?

-Może dlatego, że urwał ci się film. -Powiedział Miko.

-Ha ha Mikoto. -Powiedziałem dobrze wiem, że nie lubi swojego imienia i zawsze je skraca.

-Jak możesz mendo. -Westchnął. -Informacja o nocowaniu u tego alfy tak na ciebie wpłynęła? -Zapytał.

-Nie pogadamy po... -Dzwonek przerwał moją wypowiedź.

-Ale ty na pewno już dobrze się czujesz? -Zapytał profesor. -Bo jakby alfa i luna się dowiedzieli.

-Tak, tak wiem rozszarpaliby na części zwłaszcza mama. -Odparłem zbierając swoje rzeczy.

-Widzimy się na boisku młody.

-Tsa. Jasne stary. -Odparłem wychodząc z klasy.

Za mną jak piesek podążył Shun oczywiście jak tylko wyszliśmy z pomieszczenia położył swoją dłoń na moim biodrze przyciągając mnie do swojego boku. Już nawet się nie szarpałem, bo to i tak nic nie da. Widziałem a raczej czułem palące spojrzenia innych na swej osobie. Skierowałem się do tylnego wyjścia szkoły zaraz przy sali gimnastycznej. Wyszedłem z nim razem na tyły szkoły, gdzie znajduje się palarnia. Zacząłem grzebać po kieszeniach kurtki w poszukiwaniu upragnionego tytoniu. W końcu znalazłem fajki i odpaliłem jedną wdychając szary dym i opierając się o ścianę budynku. Czułem na sobie jego spojrzenie. Paliło moją skórę i przewiercało mnie na wylot.

-Musisz palić? -Zapytał w końcu.

-Jeżeli ma się uspokoić to tak. -Warknąłem.

-Niby po czym uspokoić?

-Nie twój interes alfuniu. -Warknąłem. Jeżeli mam spędzić noc pod dachem tego człowieka to nie widzę mojej przyszłości w kolorowych barwach. Zapewne już wszyscy z naszego małego stadka radośnie rozmawiają na ten temat. Z wojny myśli wybudził mnie Shun wyrywający mi z ust papierosa. -Co ty robisz?

-Nie będziesz palił. -Warknął. -Później możesz mieć problemy w zajściu w ciąże. Dobrze wiesz, jak to działa na omegi.

-Gdybym był zwykłą omegą. -Westchnąłem i odepchnąłem się od ściany. Za chwilę mamy dzwonek i powinienem być na sali gimnastycznej.

Wolnym krokiem wszedłem do budynku i udałem się pod odpowiednie drzwi. Po kilku sekundach otwierałem drewnianą powłokę i przekraczałem próg. Wiem dobrze, że ten cały alfuniuś musi się przebrać. Mamy w-f z równoległą klasą. Niestety tam uczęszcza ten cały Ter. Idiota jakich mało.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Z kantorka akurat wychodził psorek. Gdy jego wzrok padł na mnie zaskoczenie wymalowało całą jego twarzyczkę. Niewzruszony ruszyłem w stronę piłki od koszykówki. Uczniowie zaczęli wchodzić na salę.

Zacząłem kozłować piłkę na początku wolno idąc w stronę kosza by za chwilę przyśpieszyć i zacząć biec w jego stronę. Kolano zaczęło boleć, ale teraz to nie ma znaczenia. Jestem tylko ja, piłka, boisko i kosz. Przygotowałem się do rzutu z wyskoku. Wybiłem się i władowałem piłkę do kosza. Wylądowałem na niestety chorym kolanie przez co padłem na deski.

-Szlak. -Warknąłem łapiąc się za bolące kolano.

-Coś ty idioto najlepszego sobie pomyślał! -Krzyczał na mnie zdenerwowany Min stojąc nade mną by po chwili zdzielić mnie w łeb. Jako jedyny zawsze miał odwagę zdzielić mnie po łbie jak mama i tata.

-A ciebie by nie korciło jakbyś zobaczył piłkę? -Warknąłem w jego stronę wstając z jego pomocą. Raczej chciałem wstać, bo zostałem podniesiony w stylu księżniczki, czy jak kto woli panny młodej. Wkurzony gromiłem go wzrokiem.

-Co ci się stało Kou? -Zapytał nauczyciel.

-Miałem operacje, bo nabawiłem się kontuzji no i nie mogę nigdy więcej grać w koszykówkę trenerze.

-ŻE CO!? -Wykrzyczał. -Czy ty mi właśnie powiedziałeś, że straciłem najlepszego zawodnika!?

-Niestety. -Westchnąłem.

-Jakim kurna prawem nie uważałeś na siebie tak jak prosiłem!?

-A może się nie drzyj do CHOLERY! -Warknąłem.

-Wybacz. -Podkulił ogon. Wyłapałem zdziwione spojrzenie Shuna. No tak on nie wiedział o tym jaki mam wpływ na resztę wilczków. -Strata ciebie jest naprawdę wielkim ciosem dla drużyny.

-A mi jest na pewno miło z tym, że nie mogę grać w ukochanego kosza? -Sarknąłem.

-Dobra wy to sobie idźcie do domu z paniczem Shunem.

-Nie prze....

-To bardzo dobry pomysł!

-Ale...

-Żadnego, ale. -Warknął patrząc mi w oczy a ja mimowolnie się skuliłem ulegając mu czym sam siebie zdziwiłem jak i wszystkich dookoła.

Nic już więcej nie mówiłem tylko leżałem w jego ramionach jak niewinna owieczka. Co tu się właśnie stało? Sam nie wiem. Kiedy opuszczaliśmy pomieszczenie widziałem wzrok jak i uśmiech Terego.

Podczas całej drogi do domu byłem niesiony przez chłopaka. Nie stawiałem się. Byłem jak w jakimś transie pozwalając mu na wszystko na co ma ochotę. Będąc już w domu zostałem zaniesiony do swojego pokoju. I jak by każdy się spodziewał zostałbym ułożony na łóżku, ale nie ja zostałem posadzony na jego kolanach. Chłopak podwiną nogawkę moich spodni. Dokładnie obejrzał lekko zaczerwienione miejsce. Na szczęście wszystko było w porządku.

-Jeszcze jedna taka akcja skarbie a naprawdę się wkurzę. -Warknął tuląc mnie do siebie.

-Mógłbyś przestać. -Zapytałem łamanym głosem.

-Ale co mam przestać? -Zapytał nie rozumiejąc o co mi w tym momencie chodzi.

-Uwalniać tak tych feromonów i rozkazywać mi. -Powiedziałem miętosząc rękaw bluzy.

-Ale o czym ty mówisz?

-Ty tego nie czujesz? -Zapytałem.

-Czego nie czuję?

-Nie czujesz, że uwalniasz swoje feromony? -Spytałem zmieszany i zdziwiony.

-Ale ja nie wypuszczam, żadnych feromonów księżniczko. -Oznajmił patrząc na mnie z iskierkami w oczach.

-Dobra zapomnij. -Warknąłem wstając z jego kolan i kuśtykając skierowałem się do łazienki.

Spojrzałem w lustro. Na moich policzkach widniał róż, którego od wieków na nich nie było. Włoski na karku jak i na rękach stały. Źrenice miałem powiększone. W głowie pojawiło mi się tylko jedno pytanie, które po chwili wyszeptałem do swojego odbicia.

-Co mi się stało?

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz