NIJŪSHICHI

410 35 6
                                    



Perspektywa Marsela



Obudziłem się z naprawdę miłym nastrojem co jest u mnie trudem. W sumie to odkąd budzę się w objęciach mężczyzny, z którym dzielę pokój jest tak prawie zawsze. Dziś było tak samo. Od razu po otworzeniu oczu zobaczyłem tors mężczyzny, w który byłem wtulony. Podniosłem się z wygodnego ciała mężczyzny.

-Wyspany? -Zapytał przyglądając mi się jak siedząc na nim okrakiem przecieram oczy piąstką.

-Tak. Która godzina?

-Jest po dziesiątej. -Odparł a ja jak poparzony wstałem z niego o mało co się nie przewracając. Dopadłem do szafy wyciągając z niej pierwsze lepsze spodnie i bluzę. Szybko się przebrałem a alfa za mną tylko się ze mnie śmiał. Odwróciłem się w jego stronę z wzrokiem, który by mógł zabijać.

-Z czego rżysz? Mogłeś mnie durniu obudzić! Spóźniłem się do szkoły! -Warczałem wściekły a on po prostu wstał i podszedł do mnie a swoje dłonie ułożył na moich biodrach.

-Skarbie razem z Kou postanowiliśmy, że dziś nie idziesz do szkoły tylko zemną do pracy.

-Co? -Zapytałem.

-Chce spędzić z tobą trochę czasu zanim pojedziemy na tą wycieczkę. -Odparł a w jego głosie było coś takiego nie do określenia.

-Niech będzie. -Powiedziałem po czym ruszyłem do kuchni.

Zauważyłem, że nikogo nie ma w domu. Doszedłem do upragnionego pomieszczenia po czym zajrzałem do lodówki. Okazało się, że są jeszcze naleśniki z czekoladą na co się ucieszyłem. Wyjąłem talerz z sporą ich ilością po czym nałożyłem sobie trzy. Zasiadłem do wysepki pałaszując śniadanko. Gdy kończyłem jeść do kuchni wszedł Masaru ubrany w garnitur. Muszę przyznać, że w czarnym garniturze wygląda naprawdę dobrze.

-Co tam przygotowałeś do jedzenia?

-Są jeszcze naleśniki jak chcesz. -Westchnąłem nie będę mu wiecznie jedzenia pod nosek podstawiać co ja jakąś gosposia?

-Zamierzasz iść w mojej bluzie? -Zapytał siadając obok mnie ze swoją porcją.

-Nie mam ochoty się przebierać. -Odparłem po czym wstałem by obmyć talerz.

-Jak dla mnie możesz częściej w nich chodzić. -Odparł a ja poczułem jak moje policzki zaczynają mnie piec.

-Jak będę miał na to ochotę. -Warknąłem po czym szybko opuściłem pomieszczenie. 

Po jakiś dwudziestu minutach jechaliśmy w stronę miasta. Żadna rozmowa nie miała miejsca co mnie cieszyło. Niestety, lecz czułem dłoń alfy na moim udzie kiedy prowadził. Było to dziwne uczucie za razem wkurzające jak i cieszące mą duszę. Nie wiem tylko dlaczego. Muszę się o to zapytać Kou on będzie wiedział.

Gdy tylko jego samochód zaparkował pod naprawdę wielkim szklanym biurowcem byłem zdziwiony. Co jak co, ale nie sądziłem, że pracuje w takim miejscu! Oboje opuściliśmy pojazd a mężczyzna od razu objął mnie dłonią w talii i poprowadził do wejścia. Widziałem ten maślany wzrok recepcjonistki co mnie wkurzało, dlatego na jej oczach mocno wtuliłem sie w tors mężczyzny po czym zapytałem.
-Misiu a po pracy pójdziesz ze mną do sklepu? Chciałbym prezent od ciebie. No i przydało by się coś zrobić, bo mój paluszek czuje się goły a mamy połączenie. -Mówiłem słodko a kontem oka patrzyłem na reakcje tej lafiryndy. Kurzyła się o to mi chodziło.

-Jasne mały. -Odparł zdziwiony wchodząc ze mną do windy. Gdy drzwi windy się zamknęły ja odsunąłem się od mężczyzny poprawiając swoje włosy. -Co to było? -Zapytał patrząc na mnie i przyciągając do siebie z powrotem, lecz ja się odsunąłem.

-Wkurzyła mnie ta lafirynda. -Warknąłem.

-Czy ty jesteś zazdrosny? -Zapytał z nadzieją w głosie.

-Chyba sobie kpisz. -Warknąłem.

-Wydaje mi się, że jesteś. -Powiedział przytulając się do moich pleców.

-To źle ci się wydaje. -Powiedziałem wychodząc z windy. Po kilku chwilach byliśmy już pod biurem Masaru. Co mnie wkurzyło to miał sekretarza i to jeszcze omegę. Wkurzony nawet nie patrząc przeszedłem obok chłopaka po czym wszedłem do jego gabinetu.

-Skarbie no! -Zawołał wchodząc za mną, lecz ja go kompletnie olałem siadając na kanapie i wyciągając telefon. -Marsel. -Próbował, lecz ja tylko warknąłem.

-Zajmij się pracą.

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz