Podniosłem wzrok z nad koron drzew na jego jasne oczy. W szarych tęczówkach dostrzegłem iskierki tylko nie wiem czego to mogą być iskierki. Dostrzegłem jeszcze coś determinację i nadzieję. Tylko na co?
-Nie znałeś tej legendy? -Zapytałem patrząc na niego z bezpiecznej odległości.
-Znam, ale nigdy nie pamiętałem jej końca. -Odparł podchodząc do mnie.
-To nie mój problem. -Powiedziałem wymijając go i ruszając w stronę domu. Nie musiałem się nawet oglądać by wiedzieć, że za mną podąża. Czułem jego wzrok wypalający mi dziurę u dołu pleców.
Perspektywa Marsela
Kou jakieś pięć minut temu wyszedł do lasu po odpowiednie składniki na leki dla mnie. Ostatnie wziąłem jakieś cztery godziny temu a czuje, że przestaje działać. Choć mój zapach się nie zmienił to obecność tego alfy jest dla mnie naprawdę dziwna. Mój wilk dziwnie do niego lgnął.
-Macsel gdzieee blacysek? -Zapytał mały wilczek, którego wycierałem puchatym ręcznikiem.
-Poszedł na chwilę do lasu.
-Dlacego?
-Będzie robił lekarstwo. -Odparłem ubierając malca w piżamkę.
-A dla kogo? Ja nie jestem choly? -Zapytał chłopczyk uroczo przekręcając główkę.
-Dla mnie mały.
-Jesteś choly? Jak tak to do lozka!
-To nie taka choroba. -Powiedziałem podnosząc małego i kierując się w stronę wyjścia.
Gdy tylko otworzyłem drzwi od łazienki zastałem za nimi alfę. Obrzuciłem go wściekłym spojrzeniem po czym wyminąłem udając się do pokoju chłopca. Mężczyzna ruszył zaraz za mną. Czułem jego wzrok na swoich plecach jak i na niższych partiach ciała. Czułem jak ten wzrok wypala we mnie dziurę, wypala jego piętno na mej skórze. Moje policzki zapewne już przybrały kolory soczystej czerwieni.
Wkroczyłem do królestwa malca kierując się w stronę jego łóżka. Ułożyłem na nim malca przykrywając go po uszy kołdrą. Nachyliłem się całując jego czoło po czym pogładziłem jego policzek i życząc dobrej nocy opuściłem jego pokój. Od razu po zamknięciu drzwi wręcz wpadłem na tors alfy.
-Widzę, że na mnie lecisz mały. -Odparł przyciągając mnie a biodra bliżej siebie i zaciągając się moim zapachem.
-Zaraz coś stracisz. -Warknąłem.
Wyrwałem się z jego objęć i udałem się do pokoju Kou. Niestety za mną ruszył ten idiota. Wszedłem do pokoju od razu kierując się na łóżko przyjaciela. Usiadłem na nim a raczej się na nim rozwaliłem i odpaliłem czat grupowy na telefonie. Opisałem chłopakom o tym jak ten alfa się wobec mnie zachowuje i że to jest dziwne, ale gdy miałem już wysłać zrezygnowałem i skasowałem wiadomość. Westchnąłem głośno.
-Na co tak wzdychasz piękny? -Zapytał nachylający się nade mną alfa.
-Nad tobą, bo mnie irytujesz. -Odparłem zamykając oczy.
-Nie wiem, dlaczego tak reagujesz. -Odparł dziwnym głosem, na który otworzyłem oczy i spojrzałem w jego tęczówki.
-O co ci chodzi? -Zapytałem nie rozumiejąc sensu jego słów.
-Nie czujesz, że jesteśmy bratnimi duszami? -Zapytał.
-Nie, nie czuję i nie poczuje. -Warknąłem wstając z łóżka i kierując się w stronę wyjścia z pokoju.
Ruszyłem w stronę salonu by obejrzeć jakiś serial i nie musieć z nim dzięki temu rozmawiać. Niestety on ruszył za mną. Usiadł bardzo blisko mnie na kanapie i wręcz wmusił bym ułożył nogi na jego kolanach. Nie mając już ochoty na dalsze kłótnie uległem mu co na pewno mu się spodobało, bo zauważyłem iskierki radości w jego oczach.
Po jakiś dwudziestu minutach do domu wrócili Kou i Shun. Omega od razu ruszył w stronę kuchni, w której zaczął przyrządzać swój wywar. Alfa za to dołączył do nas na kanape wcześniej wygoniony został z kuchni. Po kolejnym kwadransie do salonu przyszedł Kou z nożem w dłoni i z małą buteleczką.
-Po co ci nóż? -Zapytałem podejrzliwie.
-Nadstaw dłoń i nie graj mi tu jakiejś bojaźliwej dziewczynki. -Warknął.
-Ale zawsze brałeś tylko włosy no!
-Do silniejszego leku potrzebna mi twoja krew idioto. -Warknął biorąc moją dłoń i nacinając ją. Przystawił flakonik i poczekał aż skapnie paręnaście kropel. Później zlizał resztę i po ranie nie było ani śladu.
-Ostatni raz daje ci się ugodzić srebrem. -Warknąłem, gdyż dalej ręka mnie trochę piekła.
-Nie becz jak szczeniak. -Powiedział wracając do kuchni.
-O co chodzi? -Zapytali obaj mężczyźni siedzący obok mnie.
-Nieważne. -Warknąłem razem z Kou.
Perspektywa Kou
Zaraz po przekroczeniu progu domu ruszyłem do kuchni. Oczywiście musiałem wygonić z niej tego upierdliwego alfę. Zgodnie z przepisem jaki miałem w głowie zacząłem przygotowywać lek dla przyjaciela. Gdy wywar był już prawie gotowy pozostało mi tylko dodać najważniejszy składnik, czyli kilka kropel krwi Marsela. Zdobyłem potrzebny składnik, ale oczywiście chłopak musiał jęczeć, bo go trochę szczypało. Skończony lek rozlałem do poszczególnych buteleczek. W sumie wyszło tego dość sporo.
-Marsi skarbie choć! -Krzyknąłem by chłopak się ruszył.
-Tak? -Zapytał wchodząc do pomieszczenia.
-Dobra codziennie rano bierzesz trzy krople drugą dawkę bierzesz po kolacji. Wszystko jasne?
-Tak! Dzięki kochany. -Ucieszył się. Pochowałem wszystkie butelki na półkę do lodówki.
-Dobra ja idę się myć, bo muszę z siebie zmyć ten cuchnący zapach. -Westchnąłem patrząc na niego znacząco.
-Tak jasne ja wracam do serialu. -Odparł kierując się w stronę salonu.
Ruszyłem w stronę swojego pokoju. Gdy tylko przekroczyłem jego próg zrzuciłem z siebie czarną bluzę chłopaka odkładając ją na łóżko. Pomimo iż jej prawowitym właścicielce jest alfa to mi ona się spodobała więc ją sobie wezmę. Ruszyłem w stronę łazienki zamykając się w niej. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Jak zawsze puściłem gorącą wodę. Ciepła woda spływała po całym moim ciele dając ukojenie. Sięgnąłem po żel nawet nie patrząc jaki. Dotarło do mnie dopiero gdy poczułem zapach żelu na skórze, że to nie mój. No cóż trudno.
Po skończonym prysznicu z przepasany przez biodra ręcznikiem Podszedłem do lustra. Zdjąłem soczewki o których wcześniej zapomniałem i przemyłem oczy zimną wodą. Nagle poczułem dziwny zapach. Naprawdę dziwny zapach. Szybko zgarnąłem bokserki, które na siebie złożyłem i otworzyłem drzwi.
To był błąd i to duży błąd.
Gdy drzwi tylko zostały przeze mnie otworzone zapach uderzył mnie ze zdwojoną siłą. To ziele używane do nakłonienia alfy do oznaczenia swojego partnera bądź partnerki. Tylko co to zielsko robi u mnie w domu!
-Złaź ze mnie dryblasie! Ej, ej co ty AAAAŁŁŁŁŁAAA! -Usłyszałam krzyk Marsela z dołu.
Instynktownie ruszyłem w stronę drzwi by ratować przyjaciela, lecz to był mój kolejny błąd. Za drzwiami stał Shun a jego oczy świeciły się jedno na złoto drugie na czerwień. Zacząłem się cofać w głąb pomieszczenia aż natrafiłem na ścianę. Przerażony obserwowałem, jak alfa zaczął zbliżać się do mnie wypuszczając swój zapach.
-Shun pomyśl racjonalnie! -Krzyczałem. -My nie jesteśmy sobie przeznaczeni! Będziesz tego żałował! -Alfa nie słuchał zamroczony działaniem ziela. Przypał mnie do ściany jedną ręką trzymając oba moje nadgarstki drugą dłonią złapał moją szczękę i odwrócił w stronę łóżka. Zbliżył swoją twarz do mojej szyi przejeżdżając po niej ustami. W moich oczach pojawiły się łzy. Po sekundzie alfa zatopił kły w miejscu połączenia a po moich policzkach popłynęły słone łzy. Jedyne o czym pomyślałem to dlaczego!?
CZYTASZ
Złączeni kajdanami przeznaczenia
Romansa~Uciekałem ile sił miałem w swoich drobnych łapkach. W duchu dziękowałem i zarazem strasznie się zamartwiałem o mą opiekunkę. Może i miałem piętnaście lat, ale na ślub jest zdecydowanie za wcześnie. Oczywiście to nie interesowało alfy stada, który k...