JŪGO

472 43 6
                                    

Mam nadzieję, że spełniłam oczekiwania pewnej osóbki z ilością słów 2104.
***************************************************************************


-Masz rację. Ale boję się.

-Nie tylko Ty.

Opatrzyłem jego ranę po oznaczeniu. Sam zająłem miejsce na sedesie i w tym momencie drzwi od strony pokoju Shuna już byłego pokoju otworzyły się. W drzwiach stanął alfa w torbą. Jego spojrzenie padło na mnie oraz na moją ranę a później przeniosło się na Marsela trzymającego wacik oraz buteleczkę wody utlenionej. Widziałem w jego oczach ból, gdy patrzył w moje puste tęczówki. Zasyczałem z lekkiego bólu, gdy przyjaciel przyłożył do mojej skóry wacik.

-Nie bądź cienias. -Odpyskował dobrze pamiętając jak ja go tak nazwałem.

-Serio porównujesz to -Wskazałem na ranę. -do przecięcia zwykłym srebrem? -Zapytałem wrednie.

-Nie każdy jest taki wytrzymały jak ty. -Odpyskował. Shun przeszedł obok nas zostawiając drzwi do mojego pokoju otwarte. -Po za tym ugryzienie tak cię boli?

-Niestety. -Westchnąłem. -Co innego rany od srebra czy czegoś innego. -Odparłem wzdychając ciężko.

-Kou musimy dzisiaj spać z... z nimi? -Zapytał, gdy już miałem opatrzoną ranę. Spojrzałem w jego oczy dostrzegając w nich strach.

-Marsi omega i beta po oznaczeniu najbardziej potrzebuje bliskości swojego partnera w pierwszym tygodniu. Podczas snu musi czuć jego obecność by czuć się bezpiecznie. Podczas spotkania innej alfy w przeciągu tego tygodnia będziesz potrzebować jego obecności by nie czuć zagrożenia. -Odparłem.

-Ale ja nie jestem betą ani omegą. -Żachnął się.

-Marsel musisz z nim o tym porozmawiać.

-Co? Nie, nie, nie!

-Kochanie wiem, że się martwisz, ale będę przy tobie. Jak chcesz to ja będę mówić. Tak? -Zapytałem kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Jakbyś mógł. -Odparł.

-Idź do mojego pokoju zawołam Masaru.

-Ale tam jest Shun!

-Ale tam czujesz się bezpiecznie prawda?

-Tak masz rację z resztą i tak pewnie mu wszystko powie. -Powiedział ruszając do mojego pokoju ja za to wychyliłem się zaglądając do pokoju Masaru. Zobaczyłem jak ten brązowowłosy leży na łóżku o czymś rozmyślając.

-Pozwól do mnie na chwilę musimy jeszcze przedyskutować pewną kwestię.

-O co chodzi? -Zapytał wstając z łóżka.

-Jak przyjdziesz to się dowiesz. -Syknąłem ruszając w stronę mojego pokoju.

Po wejściu do niego zobaczyłem niecodzienny widok. Mianowicie Marsel stał obok okna i palił mojego papierosa. Paczka była na parapecie okna zapewne znalazł ją w szufladzie biurka. Shun za to patrzył na niego karcącym wzrokiem.

-Nie powinieneś palić Marsi.

-Ty jakoś też nie a to robisz to mi nie pierdol co mam robić a co nie. -Wkurzył się błyskając czerwienią. Spojrzałem na niego swoimi czerwonymi oczyma, które również zabłysły.

-Spokój. -Warknąłem na co chłopak od razu się uspokoił i zjechał plecami po szybie drzwi balkonowych. Ruszyłem w jego stronę by go objąć i pocieszyć. Moje ruchy chyba się nie spodobały alfie przyjaciela, bo zaczął warczeć. -Siad na dupę i słuchać. -Warknąłem na szczęście usłuchał i zajął miejsce na łóżku obok Marsela. -Już w porządku?

-Tak stary. -Odpowiedział patrząc na mnie pustymi niebieskimi oczami. Widok tych pustych tęczówek bolał mnie.

-Dobrze. -Objąłem go siadając obok. Chłopak wtulił się we mnie prawie się na mnie kładąc. -Zapewne pamiętacie, jak powiedzieliśmy, że my wam szczeniaków nie damy. -Przytaknęli. -Nie chodziło tu tylko o mnie, ale i o Marsela. Marsi urodził się z możliwością zajścia w ciążę.

-Co! To znaczy, że będziemy mieć szczeniaki! -Zawołał uradowany brązowowłosy.

-Uspokój się. -Warknąłem. -Marsel ma w sobie cechy i alfy i omegi. Przez to jest mu ciężko się kontrolować. Podczas rui może dość do zapłodnienia, ale jeśli już dojdzie będzie musiał bardzo na siebie uważać. Zero noszenia ciężkich rzeczy, uprawiania sportów do tego na sto procent będzie gniazdować. Jeżeli nie będzie przyjmował odpowiednich leków zrobionych przeze mnie i będzie ode mnie odcięty ani on ani dziecko nie przetrwa.

-Ale jak to? -Zapytał zdziwiony.

-Kou jest wyjątkową omegą. -Zaczął Marsel. -Jego energia pomaga takim jak ja podczas ciąży. Wystarczy sam jego dotyk. -Odparł.

-Nie wiem czemu, ale tak jest. -Westchnąłem. -Leki jakie robię tuszują jego wyjątkowy zapach. Przygaszają go, bo naturalny zapach jest bardzo mocny. Leki też pomagają mu się opanować i tak często nie zmieniać emocji. Dzięki nim też nie lata jak popaprany z czerwonymi oczami i nie rzuca się na pierwszego lepszego by się z nim potłuc.

-To był jeden jedyny raz. -Powiedział zwiększając głowę.

-Ale tak się poznaliśmy, jak chciałeś wrąbać tamtemu czterdziestolatkowi, bo klepną cię w tyły. Ale wracając do tematu ani ja ani Marsel nie damy wam szczeniaków i sprawa zamknięta.

-Nie księżniczko będziemy mieć szczeniaki nawet sam będziesz o nie prosił. -Zapewnił mnie Shun z dziwnym błyskiem w oku.

-Wątpię. -Warknąłem. -Mam z tobą iść i poczekać aż zaśniesz? -Zapytałem przyjaciela na co ten przytakną głową. Pomogłem mu wstać i wziąłem jakieś rzeczy by go przebrać.

Wiem, że jest mu ciężko. Nie chciał by ktoś o tym wiedział. Wiem jak się zachowywał po tym jak jego ojciec wyznał mi prawdę. Marsel ma tylko ojca, gdyż matka zmarła przy porodzie. Była taka jak on. Pomimo straty ukochanej mężczyzna się nie załamał i wychowywał jak najlepiej mógł swojego syna. Wiem, że Marsi mu o tym sam nie powie będę musiał do niego zadzwonić.

Usadziłem chłopaka na łóżku po czym zdjąłem jego zniszczoną koszulkę.

-Marsi rączki do góry. -Powiedziałem co chłopak zrobił zaraz założyłem mu koszulkę. Czułem na sobie bacznie spojrzenie mężczyzny za mną. -Marsi unieś biodra. -Ściągnąłem mu spodnie wraz z bokserkami po czym szybko założyłem spodnie od piżamy. Pamiętałem by zasłonić jego miejsce intymne. -Na co czekasz dryblasie? Kładź się. -Warknąłem na alfę, który nic nie mówiąc położył się przyciągając do siebie Marsela tak by chłopak mógł się wtulić w jego klatkę piersiową. Alfa jednak tego nie chciał więc odwrócił się do niego dupą łapiąc mnie za rękę. Usiadłem na podłodze. -Marsel wiesz, że musisz powiedzieć o tym tacie.
-Nie chce. -Odparł łamiącym się głosem.

-Ej mały wszystko będzie dobrze. -Zapewniłem głaskając go po policzku. -Twój tata się nie wkurzy na ciebie. -Zapewniałem. -Wiesz, że bardzo cię kocha. Na pewno będzie chciał wiedzieć. Po za tym zawsze się bardzo martwił, gdy się z kimś spotykałeś. Obawia się, że cię nie zaakceptuje takiego jakim jesteś.

-Ale ja się boję mu o tym powiedzieć. Wiem, że będzie zły nie na mnie, ale i tak będzie krzyczał. A ja nie lubię, jak krzyczy. Nie lubię krzyku. -Teraz wiem, że znów będę musiał się nim ostrożnie zajmować. Myślałem, że ten stan szybko przejdzie jak ostatnio. Stan, w którym się wszystkiego boi i czasem zachowuje się jak dziecko. Jest taki tylko po powiedzeniu prawdy oraz przed rują. W tedy albo ja albo jego ojciec zajmujemy się nim.

-Marsi ja do niego zadzwonię dobrze? -Zapytałem widząc, że sen już go prawie zmorzył.

-Tak Kou zadzwoni. Powiedz, że kocham papę. -Powiedział nim zasną.

-Jasne, że powiem dzieciaku. -Powiedziałem całując jego rękę nim ją puściłeś. 

-Zachowujesz się jak jego matka. -Usłyszałem nim zamknąłem drzwi.

-Jest dla mnie ważny. Co zrobię, że od zawsze mu matkowałem. A moja omega traktuje go jak swoje dziecko. -Zamknąłem drzwi przechodząc do mojego pokoju i również zamknąłem drzwi od toalety. Podszedłem do biurka czując na sobie wzrok alfy. Bacznie mi się przyglądał. Zabrałem telefon z mebla. Wybrałem numer ojca przyjaciela.

˜Halo Kou czemu dzwonisz o tej porze? Coś nie tak z naszym synkiem? -Zapytał pół żartem pół serio. Mężczyzna też zauważył, że strasznie matkuje Marselowi. Śmiał się i mówił, że jego żona odrodziła się we mnie.

-Można tak powiedzieć proszę pana.

˜Ile razy mam mówić byś mówił mi po imieniu. -Westchnął. -Co się stało? -Zapytał a ja Oparłem się o biurko czułem, że alfa wszystkiego słucha.

-Chris jest pewna sprawa. -Wziąłem głęboki oddech. -Znajomy moich przybranych rodziców poprosił o to by ich syn z nami zamieszkał. Rodzice wyjechali a my spotkaliśmy jego kuzyna. Przyszliśmy do mnie do domu i gdy ja brałem prysznic ktoś nam do domu wrzucił krwawe ziele. Obaj zostaliśmy oznaczeni. -Powiedziałem a po drugiej stronie słuchawki nastała chwilą ciszy.

˜Jaki chuj śmiał oznaczyć moich synków!!!! -Wykrzyczał tak głośno, że słuchawkę musiałem odsunąć od ucha. Tak traktuje mnie jak swojego syna, więc spodziewałem się takiej reakcji. -Jadę do was i sobie porozmawiam z tymi durniami jak śmieli was oznaczyć! Zwłaszcza, że ty nie chciałeś partnera! Będę jakoś za dwa dni. A powiedz jak on się czuje?

-W porządku Chris, ale znów ma ten stan.

˜Proszę cię zajmij się nim i przypilnuj go by nie zrobił niczego głupiego. I trzymaj go z daleka od tego ciula i ty też od tego drugiego się trzymaj.

-Nie masz o co się martwić dobra kończę, bo muszę rano brata i twojego syna ogarnąć.

˜Dzięki młody. Zawsze masz tyle na głowie ten ciul nawet nie wie jakie ma szczęście, że to Ty jesteś jego omega. Gdybym był młodszy sam chętnie bym się tobą zajął. -Zaśmiałem się na jego słowa.

-Przepadła Ci szansa staruszku. Pa. -Rozłączyłem się. Ruszyłem w stronę łóżka po drodze ustawiłem jeszcze budzik na ósmą rano. Ułożyłem się na łóżku i przykryłem kołdrą. Dosłownie po sekundzie poczułem męskie ramię przyciągające mnie do torsu chłopaka. Powstrzymałem się od warknięcia i wyrwania z jego uścisku.

-Co to był za facet i czemu mówił, że cię chce? -Warknąłem bardziej mnie do siebie przyciskając.

-Ojciec Marsela traktuje mnie jak swojego syna.

-Ale czemu cię chce? -Warknął.

-Żartuję w ten sposób. Często powtarza, że jego żona się we mnie odrodziła, bo matkuje Marselowi.

Nie pamiętam czy coś jeszcze mówił, bo zasnąłem. Co dziwne nie śniło mi się nic. Żadnego lasu, żadnego czarnego wilka z białym księżycem. Zupełnie nic tak jakbym już go znalazł albo jak by już nie był ważny.
Ze snu wybudził mnie dźwięk budzika. Poczułem, że leżę na czymś wygodnym co nawet ładnie pachnie. Otworzyłem leniwie oczy i wzdrygnąłem się. Leżę na klatce piersiowej Shuna a ten obejmuje mnie ręką i trzyma za pupę. Szybko z niego wstałem i nawet nie uważałem by go nie obudzić. Wyłączyłem budzik i wstałem z łóżka pochodząc do szafy.

Śpię w samych bokserkach więc przydało by się coś na siebie włożyć a mówiąc coś mam na myśli bluzę tamtego durnego wilka, który jak czuje już nie śpi tylko wpatruje się we mnie.

Ubrałem na siebie wziętą rzecz po czym zamknąłem szafę. Nie czuję już potrzeby ukrywania koloru moich oczu. W sumie ukrywałem je tylko dlatego, że niektóre alfy lubią mieć wyjątkowe omegi jako swoje.

-Widzę, że już podkradasz moje rzeczy.

-Skoro jest w mojej szafie. -Warknąłem otwierając drzwi od łazienki. Za mną szedł chłopak. Otworzyłem drzwi do pokoju Marsela. Zastałem go śpiącego z nosem w torsie Masaru. Podszedłem do chłopaka i lekko potrząsnąłem jego ramieniem. -Marsiii skarbie wstawaj.

-Jeszcze pięć minut mamo.

-Marsel nie jestem twoją mamą a ty wstawaj, bo nie wiem co chcesz na śniadanie. -Chłopak ocknął się po czym jak poparzony odskoczył prawie spadając z łóżka na szczęście w porę go złapałem. -No to co chcesz?

-Co się dzieje? -Zapytał zaspany brązowowłosy.

-Możemy zrobić grzanki i jajecznicę? -Zapytał patrząc na mnie szczenięcymi oczkami.

-Jasne ubierzesz się sam czy mam Ci pomóc?

-Pomóc. -Odparł.

-No to choć do pokoju, bo tam masz rzeczy.

Po ubraniu chłopaka i obudzeniu mojego braciszka wszyscy ruszyliśmy do kuchni. W salonie zostawiłem Marsela z Maxem. Obaj bawili się zabawkami trzylatka. Mam tylko nadzieję, że ten stan nie potrwa zbyt długo. To jego reakcja obronna. Sam zacząłem przygotowywać dla nas wszystkich śniadanie a alfy bacznie mi się przyglądały.

-Kou co się stało z Marselem? -Zapytał w końcu Masaru.

-To jego reakcja obronna. Nie chciał by ktoś jeszcze wiedział o jego „problemie”. Odkąd pamiętam, gdy coś złego się działo stawał się bardzo delikatny. Trzeba się nim opiekować. Może to wynik tego co się stało, gdy miał dziesięć lat. W sumie od tego czasu nie za bardzo przepada za alfami w szczególności za starszymi. Tak po trzydziestce. 

-Co się stało?

-Dopóki sam ci nie powie nie licz na to, że ja ci powiem. -Warknąłem. -Nie zdradzam sekretów przyjaciół.  -Powiedziałem sięgając po talerze. W jakimś stopniu wiem co czuł tego dnia. -Marsel Max śniadanie!
-Krzyknąłem, gdy poustawiałem wszystko na stole. Alfy zajęły już swoje miejsca. Usłyszałem tupot stóp a za chwilę przy mnie stały te dwa szkraby.

-Blacysek pomoze?

-Jasne mały. -Powiedziałem sadzając brata na krzesełku. Marsel zajął miejsce obok mnie. W trakcie jedzenia stwierdziłem, że muszę się zapytać. -Marsel dasz radę zostać sam z Maxem w domu?

-Chyba tak a coś się stało?

-Muszę iść do sklepu uzupełnić zapasy.

-Po co przecież jest jedzenie? -Zapytał.

-Ale sam wiesz, ile twój tata potrafi zjeść. -Odparłem. -Chris ma żołądek bez dna.

-Ale mój tata przyjeżdża? -Zapytał zdziwiony.

-Tak powiedział, że musi sobie porozmawiać z tymi ciulami co oznaczyli jego synków. -Odparłem. Zauważyłem jak na twarzy przyjaciela formuje się uśmiech a na twarzach alf zdziwienie wymieszane z przerażeniem.

-Macie przesrane. -Zanucił Marsel. -Mój tatko jest byłym wojskowym i nie cierpi jak ktoś się wokół mnie kręci. Zwłaszcza, że uważa, iż nikt nie jest mnie godzien. Przepraszam nikt nie jest nas godzien. -Powiedział patrząc na mnie na co przytaknąłem.  

Złączeni kajdanami przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz